Po co nam post w XXI wieku?
Posypanie głowy popiołem w Walentynki? Odmawianie sobie mięsa? Umartwianie się w epoce „komputerów przestrzennych“ i mediów społecznościowych? Po co to wszystko współczesnemu człowiekowi, któremu post coraz częściej kojarzy się z dietą i „głodówką“?
Środa Popielcowa przypada w tym roku w momencie, którego trudno nie nazwać symbolicznym. Posypanie głowy popiołem oraz rozpoczęcie Wielkiego Postu, zbiega się w czasie z walentynkami. Choć teoretycznie możemy je uznać za święto religijne – w końcu 14 lutego Kościół wspomina biskupa i męczennika św. Walentego – chyba nie muszę nikogo przekonywać, że ten wymiar „święta zakochanych“ jest dzisiaj praktycznie martwy. W podobnych chwilach możemy się jednak przekonać, na ile żywa jest praktyka duchowa „popielca“, i to nie na tle wymalowanej przez Pietera Bruegla, ale faktycznej „walki postu z karnawałem“.
CZYTAJ>>> „Prochem jesteś i w proch się obrócisz”. Skąd wzięły się Środa Popielcowa i Wielki Post?
Gdy nie musimy niczego wybierać, pójście do kościoła lub chwilowa zmiana diety na uboższą, nie wydaje się wielkim wyrzeczeniem. W momencie, w którym reguły świata konsumpcyjnego – dobra kolacja, wieczór przy winie lub impreza w klubie – wchodzą w konflikt z logiką postu, wybory przestają być proste. Prędzej czy później padnie pytanie: w imię czego mamy sobie odmawiać? Jak uzasadnić odmowę w kulturze dobrobytu, mediów społecznościowych, stref komfortu i natychmiastowego zaspokojenia? Dlaczego mamy posypywać głowy popiołem, gdy uczy się nas, że czoło musimy nosić podniesione?
Jeśli pobieżnie przejrzymy, co o poście piszą media, poza tymi o charakterze religijnym, spotkamy się z kompletnie świecką definicją terminu. „Czy głodówka i post mają sens? Razem z ekspertami sprawdzamy, kiedy przyniosą korzyść, a kiedy ich unikać“ – zastanawia się redaktorka „Twojego Stylu“, jak w wielu podobnych tekstach, post traktując jako synonim radykalnej praktyki dietetycznej, pomagającej oczyścić organizm z toksyn. Sam fakt, że z taką łatwością można go sprowadzić do poziomu „niejedzenia mięsa“, jest w pewnym sensie winą samych katolików, którzy przez wieki robili wszystko, aby szukać kruczków w tradycji. Słynne jest przecież średniowieczne gotowanie ogonów bobra, których nie uznawano za mięso, ponieważ bóbr pływa w wodzie, więc jest praktycznie jak ryba. Skupienie się na powierzchowności, choć sprzeczne ze słowami Jezusa, który nakazywał pościć w sposób, który nie czyni z nas cierpiętników na pokaz – jest również grzechem Kościoła.
ZOBACZ>>> Wielkie wsparcie na Wielki Post
Przeczytaj również
Dlatego zwłaszcza w dni takie jak ten, gdy napięcie między ciałem a duchem jest bardziej wyczuwalne, warto pamiętać, że post nie jest z definicji praktyką negatywną. Poprzez wyciszenie się w jednej, otrzymujemy coś pozytywnego w innej przestrzeni życia. Dobre rozpoczęta Środa Popielcowa powinna przypominać nam nie o tym, czego nie jeść, ale co dodać do życia, któremu tak często brakuje pokory, wrażliwości wobec słabych, czasu dla bliskich, albo czasu dla Boga. Skoro w Ewangelii czytamy, że „Nie samym chlebem żyje człowiek, lecz każdym słowem, które pochodzi z ust Bożych“, potraktujmy to jako wskazówkę, że w XXI wieku heroizmem nie jest wyłączenie telewizora czy ograniczenie czasu spędzonego na smartfonie, ale przeznaczenie go np. na lekturę Pisma Świętego. Często zakurzonego i wyciąganego z domowych biblioteczek tylko przy okazji Wigilii.
Nie wiem jak doszło do tego, że 40 dni dzielące nas od Wielkanocy, tak łatwo zamieniliśmy na festiwal wyrzeczeń. Gdy w istocie w poście – terminie użytym w Biblii aż 80 razy – zawsze chodziło nie tylko o cel, ale również drogę do celu, którym dla współczesnego człowieka może być np. szacunek do czasu, w którym wszystko ma swój porządek, kolejność zdarzeń i tempo, którego nie można zmieniać bez konsekwencji.
CZYTAJ>>> Modlę się za Ciebie, bo… Cię kocham! Influencerzy o miłości
Co ciekawe, współczesna psychologia, zwłaszcza tak spod znaku Jordana Petersona, coraz częściej dostrzega nie tylko fizyczny, ale również holistyczny wymiar postu. Momentu na zwolnienie, chwili ofiarowanej bliskim, dnia na uspokojenie ciała i umysłu. Przecież te wartości są dzisiaj aktualne jak nigdy. W świecie przebodźcowania, jawią się jako lekarstwo odkrywane na nowo.
Okazuje się, że archaiczny z pozoru zwyczaj, ma w sobie więcej głębi i pożytku, niż skłonni byliśmy mu przypisywać. Tyle, że zamiast o Popielcu, mówi się dzisiaj o „wolnym życiu“, „mindfullnesie“, „medytacji“ i „wejrzeniu w głąb siebie“. W istocie, wraca się jednak do korzeni doświadczenia religijnego, bo natury ludzkiej – mimo otaczających nas zewsząd pokus – nie da się oszukiwać w nieskończoność. Być może na tym właśnie polega ponadczasowość chrześcijaństwa. Pewne praktyki sprawuje się, zanim były modne, będzie się sprawować, gdy modne być przestaną, aż do czasu, gdy „wrócą do łask“. Dlatego gdy dzisiaj zamiast na kolację wyjdziemy z kimś bliskim do kościoła i na spacer, warto pamiętać, że to nie strata, ale myślenie logiką, która wykracza poza doraźność. Mówi o nas więcej, niż sami jesteśmy skłonni przyznać. Daje czas na oddech.
OPINIE STACJI7 to wartościowe komentarze do aktualnych wydarzeń, przygotowane przez grono doświadczonych publicystów.
W stałym dwutygodniowym rytmie piszą dla nas:
w poniedziałki – Tomasz Krzyżak,
we wtorki – Agata Puścikowska,
w środy – Marcin Makowski,
w czwartki – Konstanty Pilawa,
w piątki – Aneta Liberacka.
Zapraszamy!