Nasze projekty
Fot. Alvin Mahmudov/Unsplash

Postawiła na św. Józefa, a on zadbał, by swojego męża spotkała w odpowiednim momencie

Weronika Kostrzewa wielokrotnie podkreśla, że obecność męża w swoim życiu uważa za cud. Wtedy już wiedziała, że to św. Józef zadbał, by swojego męża spotkała w odpowiednim momencie. Ani wcześniej, ani później. I od tego czasu święty ten towarzyszy im na co dzień.

Reklama

Weronika Kostrzewa swoją historią dzieli się w książce „Kobiety św. Józefa”

Umawiałam się z różnymi chłopakami. To wszystko były fatalne relacje, takie wręcz toksyczne, bardzo krzywdzące. W żadnej mi się nie układało. Albo z mojej strony było coś nie tak, albo z drugiej strony to w ogóle nie było trafione. To nie byli faceci dla mnie.

Mam wrażenie, że wtedy św. Józef zaczął się dobijać do mojego życia. W tym czasie zaczęłam sporo czytać na temat relacji. Zaczęłam szukać powodów, dla których pakowałam się w tak niezdrowe związki, ja, dziewczyna wierząca, która chciała mieć normalny dom, rodzinę, dzieci. Wchodziłam w relacje, które totalnie nie prowadziły do ślubu. A jeśli nawet jakimś cudem byśmy się pobrali, pewnie to małżeństwo długo by nie przetrwało. Nie potrafiłam wtedy zbudować żadnego trwałego związku – mówi Weronika Kostrzewa.

Reklama

I wtedy postawiłam na św. Józefa..

Weronika wspomina, że nie był to dla niej łatwy czas. Nawet jeśli umówiła się na jakąś randkę, nie próbowała się angażować, uciekała, ucinała znajomości. Z czasem w ogóle przestała się spotykać z chłopakami – i zaczęły się pojawiać pytania, dlaczego tak się dzieje. Jako że ani lektury, ani mądre kazania nie dawały jej właściwej odpowiedzi, postanowiła zwrócić się do tego, komu została powierzona po swoich narodzinach.

I wtedy postawiłam na św. Józefa.. Zaczęłam się do niego bardzo modlić, pytałam go, co mam robić. Zaczęłam się przyglądać znajomym małżeństwom, które uważałam za naprawdę wzorowe. Zaczęłam patrzeć, jak traktowane są moje koleżanki, moje przyjaciółki, jak ich mężowie się zachowują. To trwało dość długo.

ZOBACZ: A co z dwiema połówkami jednej pomarańczy? O jedności małżeńskiej mówią Weronika i Jan Kostrzewowie

Reklama

„W odpowiedzi na te wszystkie moje modlitwy, pojawił się cały na biało mój przyszły mąż…”

Paradoksalnie Weronika w tym czasie nie modliła się o znalezienie dobrego męża, bo czuła, że ten mąż już na nią czeka. Modliła się o to, by św. Józef przygotował go na spotkanie z nią.

I to jest mniej więcej moment nawrócenia mojego przyszłego męża. Wierzący był zawsze, ale to była raczej taka letnia wiara. W czasie, kiedy ja się modliłam do swojego opiekuna, on szedł na pielgrzymkę do Santiago de Compostela. Mniej więcej wtedy zaczął się też regularnie modlić, chodzić do kościoła także w tygodniu. Jego rodzice się nawet zaniepokoili, że pójdzie do seminarium. Równocześnie bardzo gorliwie prosiłam Matkę Bożą, żeby się mną zajęła, żeby pomogła mi wyprostować moje życie, żeby pomogła mi stać się kobietą, która nadaje się na żonę i matkę. I wtedy, w odpowiedzi na te wszystkie moje modlitwy, pojawił się cały na biało mój przyszły mąż. Naprawdę. On był właśnie taki idealny.

Obecność męża w swoim życiu uważa za cud

Weronika, wtedy już doświadczona dziennikarka, prowadziła szkolenie z wystąpień medialnych dla pewnej korporacji akademickiej, która skupiała samych młodych mężczyzn. Było ich tam dwudziestu, może trzydziestu. Jeden z uczestników był szczególnie aktywny, jakby za wszelką cenę chciał na siebie zwrócić uwagę prowadzącej. Zgłaszał się na ochotnika, bardzo się angażował w wykonanie powierzonych mu zadań. Jeszcze tego samego dnia wieczorem wysłał jej wiadomość przez Facebook, a ponieważ wydawał się Weronice uciążliwy i natrętny, wyciszyła konwersację. Zresztą, nie wiedząc czemu, uznała, że ten chłopak jest od niej dużo młodszy; przecież obiecała sobie, że w żadne toksyczne relacje wchodzić nie będzie, a za taką uważała także związek z dużo młodszym mężczyzną. Postanowiła więc być konsekwentna.

Reklama

Któregoś dnia coś mnie jednak tknęło i sprawdziłam, o ile lat jest on ode mnie faktycznie młodszy. Okazało się, że tylko o dwa, a nie o siedem, jak pierwotnie zakładałam. A potem, kiedy siedziałam w domu chora, zaczęłam z nim rozmawiać na Messenger. Tak mnie wtedy rozbawił – chociaż z powodu choroby nie mogłam słowa z siebie wydusić, śmiałam się strasznie głośno. Po trzeciej czy czwartej randce wiedziałam, że to jest to. Na mostku w warszawskim Parku Skaryszewskim uświadomiłam sobie, że się w nim zakochałam.

CZYTAJ: „Nasza wiara wyjmuje rozwód z optyki małżonków, zmuszając nas do walki”. Weronika i Jan Kostrzewowie o pokonywaniu trudności w małżeństwie

Dopytuję, czy już wtedy powiedziała chłopakowi o św. Józefie.

Nie, troszkę później. Ale chyba i tak za wcześnie. Powiedziałam mu wtedy, że go sobie wymodliłam. On dotąd uważa, że to było strasznie szybko, a miesiąc czy dwa później powiedział mi: „Widzę w tobie matkę moich dzieci”. Więc ja nie wiem, kto bardziej się pospieszył. Kiedy analizuję swoje życie, jestem przekonana, że gdybyśmy się spotkali półtora roku wcześniej, też pewnie poszlibyśmy na trzy randki, ale nic by z tego nie wyszło. Gdybym go spotkała wcześniej takiego, jakiego go spotkałam w tym czasie, tobym uciekła, bo on był zbyt fajny, zbyt dobry, zbyt wspaniały.

Weronika wielokrotnie podkreśla, że obecność męża w swoim życiu uważa za cud. Wtedy już wiedziała, że to św. Józef zadbał, by swojego męża spotkała w odpowiednim momencie. Ani wcześniej, ani później. I od tego czasu święty ten towarzyszy im na co dzień. Dom, samochód, wszystko wymodlone przez jego wstawiennictwo.

Fragment książki „Kobiety św. Józefa” Małgorzaty Terlikowskiej


Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę