Nasze projekty
Fot. Studio Raban/YouTube

Chciała dokonać apostazji, poszła do kościoła i nastąpił przełom. „Doświadczyłam niezwykłej Miłości Boga”

Marta Przybyła uważała się za zadeklarowaną ateistkę. Kiedy chciała dokonać apostazji, poszła do kościoła i... nastąpił przełom. "Czułam wypełniający mnie, dotąd nieznany, wymiar miłości, której nie da się wyrazić słowami" - mówi w programie "Studio Raban".

Reklama

„Nic nie było w stanie mnie napełnić”

Marta Przybyła wychowywała się w środowisku rodzinnym, które było skrajnie antyklerykalne. Została ochrzczona, przystąpiła do Pierwszej Komunii Świętej i – jak opowiada – „na tym koniec”. W moim domu Kościół nazywano „czarną mafią”, nawet nie pamiętam żebyśmy chodzili do kościoła ze święconką. Wszystko się kumulowało – agresja i depresja to były moje dwa naprzemienne stany – opowiada.

Cała moja historia, w wielkim skrócie, jest o tym, że gdy Bóg stwarza człowieka to składa w sercu wielką dziurę, jeśli nie zapełnisz jej Bogiem, zapełnisz ją światem. Ludzie tam wpychają różne rzeczy – ja też szłam do kolejnego faceta, kolejnej pracy, znajomych, sklepu, żeby sobie coś kupić. Podchodziłam do tych rzeczy z nadzieją: „napełnisz mnie?”. I nic nie było w stanie mnie napełnić.

CZYTAJ: „W historii uzdrowienia Magdy zobaczyłem żywego Boga, Jego prawdziwe działanie w życiu człowieka”

Reklama

„Bóg przyszedł z doświadczeniem, które mnie dosłownie zmiotło”

Dlaczego zdeklarowana ateistka przyszła do kościoła? Marta Przybyła opowiada, że jej ówcześni znajomi, którzy byli wierzący, dzielili się z nią doświadczeniem żywego Boga. To był punkt zapalny – opowiada. O tym, by odpowiedzieć na ich zaproszenie i przyjść do kościoła na Mszę i adorację, zdecydowały dwa powody. Poszłam do kościoła, by udowodnić katolikom, że Bóg to religijny fotomontaż. Jedna wielka ściema. Z drugiej strony zostałam tam „zwabiona” tym, co ludzie opowiadający o Bogu mieli w sercu – to była radość, miłość, światło i pokój, którego ja całe życie szukałam, a którego świat mi nigdy nie dał. Chciałam tego doświadczyć, ale nikomu o tym nie mówiłam.

Marta podkreśla, że wtedy przyszła do kościoła po 23 latach przerwy. Poprzednim razem była w kościele podczas… pierwszej komunii świętej. Całą Mszę przesiedziałam. Patrzyłam na katolików z pogardą. Po Mszy świętej zaczęła się adoracja. Patrzyłam jak facet w koloratce ze złotej szafy wyciąga białe kółko i katolicy padają na kolana. Zaczęłam się gapić na to kółko i kolejny raz zaczęłam pluć Bogu w twarz mówiąc: „co, Panie Boże, dawaj, gdzie te Twoje efekty specjalne? Miłość, radość, pokój? Gdzie jesteś? „Wtedy On przyszedł do mnie z tym doświadczeniem, które mnie dosłownie „zmiotło”. Nigdy nie doświadczyłam czegoś takiego – to była fala ognia, cały czas drżałam, „zmiotła” mnie miłość, kumulacja miłości. Poczułam się tak chciana, przyjęta, akceptowana. Wiem, że brzmię jak wariatka, ale nigdy czegoś takiego nie doświadczyłam!

Gdyby skumulować całą miłość, której doświadczyłam w swoim życiu, to nie jest nawet jeden procent tej miłości, której ja doświadczyłam patrząc na to „białe kółko”, bo właśnie tym była wtedy dla mnie adoracja.

Reklama

ZOBACZ: Karolina Bielawska, Miss Świata: Pomoc bezdomnym zmieniła mnie jako człowieka

Ze zwolenniczki aborcji do nauki miłości niepełnosprawnych dzieci

Po tym doświadczeniu, Marta porzuciła dobrze płatną pracę i zdecydowała się iść za Panem Bogiem. Napisała także książkę „I dam wam serce nowe”, w której opowiada o swojej drodze do Pana Boga. Wtedy, podczas tej adoracji zrozumiałam, że ta wspomniana wcześniej dziura w sercu człowieka, ona ma kształt krzyża i Jezus jest jak taki puzel – tylko On tam pasuje. Możesz wciskać wszystko na siłę, ale to się nie uda.

Podkreśla, że proces nawrócenia to dla niej czas, który będzie trwał do końca życia. Ta walka jest codziennie! To nie było „pstryk”, to była i jest ogromna walka – podkreśla.

Reklama

Z zagorzałej zwolenniczki aborcji postanowiła pomóc ciężko chorym dzieciom. Zwolenniczka aborcji trafia do domu opieki społecznej dla dzieci z niepełnosprawnością. Wyobraźcie sobie dzieciaki, które leżą, nigdy nie usiadły, nie zrobiły kroku, nie powiedziały słowa. Większość z nich nie widzi. One leżą, mrugają oczami, a Bóg mi pokazuje, że oprócz tego, one całym sercem chcą być przyjęte i kochane takimi, jakimi są. I tam Maryja wkracza z taką łaską miłości macierzyńskiej, mimo, że nie jestem ich matką, Ona mnie uczy kochać te dzieciaki.

„Bóg potrafi wejść w cały gnój w naszym sercu i uczynić z niego nawóz pod kwiaty, które chce sadzić w naszym sercu”

Pan Bóg jest mistrzem recyklingu. On potrafi wejść w ten cały gnój w naszym sercu i w te wszystkie niedoskonałe miejsca i On z tego potrafi uczynić nawóz pod te kwiaty, które chce sadzić w naszym sercu, pod te wszystkie piękne łaski. Musi objawić się Jego chwała w naszych słabościach.

Moja historia jest o głodzie, o człowieku, który próbuje całe życie zapchać dziurę w swoim sercu wszystkimi substytutami szczęścia, które mu oferuje świat.

Posłuchaj całego świadectwa:

StudioRaban, zś/Stacja7

Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę