„Wygrać życie, to powiedzieć „tak” Bogu w odpowiednim momencie”. Poruszające świadectwo nawrócenia
Urodził się w rodzinie alkoholików, jego rodzice zmarli gdy miał 12 lat. Jak sam mówi - wychowała go ulica, autorytetami byli dla niego najwięksi przestępcy. Wpadł w nałóg narkotykowy, zostawił żonę, rodzinę. Gdy żona pozwoliła mu wrócić, stało się coś co odmieniło jego życie! Poznajcie historię Zbyszka, który podzielił się swoim świadectwem uzdrowienia na antenie programu "Studio Raban".
Urodził się w rodzinie alkoholików, jego rodzice zmarli gdy miał 12 lat. Jak sam mówi – wychowała go ulica, autorytetami byli dla niego najwięksi przestępcy. Wpadł w nałóg narkotykowy, zostawił żonę, rodzinę i wtedy stało się coś co odmieniło jego życie! Poznajcie historię Zbyszka, który podzielił się swoim świadectwem uzdrowienia na antenie programu „Studio Raban”.
„Wierzyłem, że jestem niezniszczalny”
Wszystko poświęciłem złemu, wszystko poświęciłem na ten świat, całą swoją uwagę. Był taki czas, że każdą minutę życia poświęcałem na „upajanie” się tym światem, złem z tego świata, zapominając, że faktyczne życie mam w domu, przy mojej rodzinie, przy Bogu – rozpoczął swoją historię Zbyszek.
Nie było mu łatwo od najmłodszych lat. Wychowała mnie ulica, pochodzę z patologicznej rodziny – moja mama i mój tata byli alkoholikami. Ojciec był sadystą. Uciekałem z domu już w wieku 7 lat. Rodzice zmarli gdy miałem 12 lat. Moje zachwiania równowagi zaczęły się 13 wieku życia, a alkohol zacząłem pić już w wieku 11 lat. Chodziłem pijany do szkoły. Moimi autorytetami byli kryminaliści. Było tak, że im dłużej ktoś siedział za większe przestępstwo, to był twój najlepszy kolega. Nie miałem pozytywnych wzorców do naśladowania, nie znałem Boga.
Kiedy zacząłem trenować karate, będąc już w domu dziecka. Ulica mnie na tyle wychowała, że potrafiłem się bić – przeżyłem dużo „solówek” i raczej nie przegrywałem, to mnie utwierdziło w tym, że jestem „super hero”, niezniszczalny. Byliśmy nad zalewem, spłoszyliśmy ryby wędkarzom, wytworzyła się bójka, wtedy uderzyłem po raz pierwszy człowieka z całej siły.
Rozpacz, narkotyki i dwie próby samobójcze
Jak przyznaje, w chwilach samotności pojawiała się rozpacz. Dziecko pobite przez życie, przez świat, przez podwórko – nawet w takim dziecku jest człowiek, którego stworzył Bóg. Dobry człowiek. Ponieważ rodzice zmarli wcześniej, brakuje ich, przychodzą refleksje, co się dzieje, gdzie jestem, włącza się instynkt obronny na zasadzie: „ktoś ci się nie podoba, uderz go”. Nikt nie jest w stanie nad tobą zapanować, a gdy zostajesz sam – kulisz się i płaczesz.
Przeczytaj również
Jak wspomina, najgorszy moment w jego życiu był wtedy, gdy zdał sobie sprawę, że „doszedł pod ścianę i nie ma powrotu.” I wtedy pojawia się wielka rozpacz, która doprowadziła mnie do dwóch prób samobójczych. Nie sprostałem zadaniu jako głowa rodziny, więc kolega zaproponował mi amfetaminę, która rzekomo „pomaga w pracy” i wbiłem się w nałóg narkotykowy, który trwał 7 lat.
Ocalony przez Miłość – Boga i… żony
Moje świadectwo nie istnieje bez mojej żony – podkreśla Zbyszek. Ona cierpiała, płakała, wszyscy mówili, żeby mnie zostawiła, a ona została. To jest niebywałe – chciałem się rozwieść, zostawiłem rodzinę na pół roku. Dzwoniłem do niej prosząc, czy mogę wrócić, a ona wiedząc, że jestem u kochanki, mówi: tak, bo powinniśmy być razem. To jest niebywałe.
Kiedy wrócił do domu, żona zaproponowała mu udział w Mszy św. z modlitwą o uzdrowienie. Żona powiedziała, że jest taka Msza w Skierniewicach – ze wspólnotą, do której teraz należę – z modlitwą o uzdrowienie i pojechałem naćpany na tę Mszę. Gdyby Bóg nie pomógł, na wszelki wypadek w kieszeni miałem jeszcze osiem gram amfetaminy. W sercu usłyszałem głos: po co przyszedłeś? Skoro nie uczęszczałem w tej Mszy, a tu skaczą, klaszczą, płaczą, rozejrzałem się wokół, kto do mnie mówi, nie wiedziałem o co chodzi. Pomyślałem wtedy: przecież wiesz, po co przyszedłem. Drugie pytanie w sercu usłyszałem: odpowiedz mi, po co do mnie przyszedłeś? Taka fala miłości mnie zalała, jakiej nie znałem. Gdy byłem mały, tęskniłem za mamą, płakałem i wtedy myślałem, że kocham. To jest nie do zdefiniowania, wiedziałem, że to jest od Boga.
Kiedy wyszedłem z tego uwielbienia, wyrzuciłem to, co miałem w kieszeni. Zostałem uzdrowiony. Tylko Bóg i dla Boga.
Posłuchaj świadectwa:
Studio Raban,zś/Stacja7