Anna Dymna – aktorka, która “Mimo wszystko” dąży do celu!
Mimo że w latach 70. byłą nazywana najpiękniejszą Polką, jej życie wcale nie było usłane różami. Dziś Anna Dymna obchodzi swoje urodziny i wciąż zachwyca nie tylko urodą, ale przede wszystkim pięknym sercem!
Wielu nie mogło odciągnąć od niej wzroku. Już od najmłodszych lat jej uroda budziła zainteresowanie. Jej rodzice nigdy jednak nie mówili o jej pięknie, jako o pięknie zewnętrznym. Woleli patrzeć na to – co w sercu. Kiedy ktoś w towarzystwie mamy mówił Annie, że jest śliczna, mama odpierała “Ona normalna jest”.
Dzieciństwo kojarzy się jej ze swobodą i beztroską. Wspominając ten czas mówiła: Dzieciństwo miałam niezwykłe. Mieszkałam w starej kamienicy. Przed nią był małpi gaj z bzami, pokrzywami i ślimakami, stary poniemiecki schron, do którego okropnie się bałam schodzić, i prywatne plantacje pomidorów”, opowiadała. W dzieciństwie była odważna, nie bała się niczego. Korzystała z życia. „Plułam, chodziłam po drzewach, bawiłam się w wojnę. Nie bałam się dżdżownic, ślimaków, niczego”.
Tyle pracy na marne?!
Pasja do teatru pojawiła się w jej życiu wcześnie, bo już kiedy miała 10 lat. Wtedy dołączyła do zespołu teatralnego. Miała wiele pasji i marzeń, a kiedy przyszedł czas egzaminu maturalnego, postanowiła zdawać na psychologię. Jednak Jan Niwiński – jej autorytet, kiedy dowiedział sie o tym pomyśle miał powiedzieć wtedy “Nie po to włożyłem w ciebie, kretynko, tyle pracy, żebyś mi teraz uciekła! Masz być wielką aktorką! Inaczej zamorduję!”.
I tak Anna Dymna zdawała do szkoły aktorskiej. Wtedy była bardzo drobna i wyglądała niesamowicie młodo. W czasie egzaminów nie dość, że nie miała zbyt wiele sił, to jeszcze walczyła z mononukleozą. “Mimo wszystko” zrobiła co w jej mocy, aby wykrzesać z siebie ostatki sił. Dostała się.
Przeczytaj również
Dary od Pana Boga
Anna Dymna nie ukrywa, że swój talent, swoją urodę zawdzięcza przede wszystkim Panu Bogu. W szkole teatralnej dziewczyn piękniejszych ode mnie było pełno. Wyglądałam jednak jak dziecko, a wtedy w filmie i teatrze istniało zapotrzebowanie na takie zgrabne, naiwnie wyglądające dziewczątka. Reżyserzy nie angażowali mnie przecież dlatego, że coś umiałam. Mój wygląd, radość, pokora, pracowitość, sposób zachowania się – to były dary od Pana Boga. Nic poza tym.
Od tego czasu Anna Dymna dostawała swoje pierwsze propozycje grania w filmach. I tak jej życie powoli pokazywało, że mimo popularności, wcale nie jest łatwe.
ZOBACZ TEŻ >>> Sebastian Karpiel-Bułecka: Lubię chodzić do kościoła, znajduję tam wspólnotę
Wielka miłość
Widzowie mieli okazję podziwiać ją w głównej roli w filmie „Pięć i pół bladego Józka” Henryka Kluby. Tam poznała swoją największą miłość, scenarzystę, Wiesława Dymnego. Zawsze potrafił bawić się sztuką. Pieniądze nie miały dla niego znaczenia. Kiedy miał ochotę, pisał piosenki i wiersze, kiedy indziej stawał się plastykiem albo aktorem. Bez względu na to, czym się zajmował, zawsze pozostawał autentyczny.
Mąż Dymnej nie był jednak doskonały – jak każdy człowiek. W całej swojej aurze, wybijał się jeden podstawowy problem – jego choroba alkoholowa. Mimo to Wiesław Dymny wiele nauczył swoją żonę, a przede wszystkim wiary w siebie i swoje możliwości. Podkreślał także, że aby być szczęśliwa w pracy aktorki – musi pozostać sobą oraz, że w świetle wcielania się w kolejne role, nie może zapomnieć o swojej najważniejszej roli – Anny Dymnej.
Pewnego dnia po 7 latach wspólnego życia w domu Dymnych wybuchł pożar. Anna wracała ze spektaklu i zobaczyła płonący budynek, w którym przebywał jej mąż. Okazało się, że mężczyzna przeżył tylko dlatego, że w tym czasie poszedł nalać wody do wanny i był w łazience.
Aktorska wspominając te wydarzenia mówiła: Kiedy spalił się nasz strych, gdzie mieszkaliśmy z Wiesiem Dymnym, zdałam sobie sprawę, że rzeczy nie są żadną wartością, że co innego trzeba zbierać. Na szczęście już wtedy miałam skarby, które pozwoliły mi to przetrwać. Największymi skarbami są dla mnie spotkania z ludźmi”, wspominała w jednym z wywiadów.
CZYTAJ >>> Kultowe cytaty z Forresta Gumpa. Na pewno dobrze je znacie!
To koniec?
Po pożarze mąż Anny Dymnej długo borykał się z traumą. Świadomość, że właściwie odrobina szczęścia wyswobodziła go z rąk śmierci, budziła jego strach i ból. Pewnego dnia, aktorka nie mogła dodzwonić się do swojego męża, ten nie odbierał.
Gdy Anna wróciła do domu, okazało się, że jej ukochany mąż nie żyje. Przyczyna jego śmierci do dziś pozostaje nieznana. To wydarzenie mocno wstrząsnęło aktorką…
To nie ostatnia tragedia w życiu Anny Dymnej. W tym samym roku miała ciężki wypadek samochodowy. Kiedy odzyskałam przytomność, nie pamiętałam niczego. Czułam jedynie ogromną radość, że jestem żywa. Obudził się we mnie wtedy najbardziej pierwotny z ludzkich instynktów, o którym na co dzień zapominamy.
Kontakt z drugim człowiekiem – jedyny ratunek!
Kiedy Anna Dymna straciła męża, towarzyszyły jej trudne emocje. Jednak przy życiu trzymali ją najbliżsi. Kiedy Wiesio umarł, miałam dwadzieścia siedem lat. Jedynym dla mnie ratunkiem po tej tragedii był kontakt z ludźmi, wspominała w rozmowie z Wojciechem Szczawińskim.
Ogromna wola walki sprawiła, że powoli zaczynała odzyskiwać chęć do życia. Choć powoli dochodziła do siebie, los znów nie szczędził jej dramatów. Na planie filmu „Królowa Bona” podczas jednej ze scen doszło do wypadku. Aktorka uderzyła głową w drzewo. Znów czekały ją miesiące noszenia kołnierza i rehabilitacji.
Niestety kilka miesięcy później znów doznała poważnego urazu – z wypadku samochodowego wyszła z pokrwawioną twarzą. W tym czasie na świat przyszedł syn aktorki, Michał, który podtrzymywał ją na duchu. Ciąża i macierzyństwo mocno ją zmieniły. Według mediów wówczas stała się ucieleśnieniem zmysłowości.
PRZECZYTAJ >>> „Te czułe, bezpieczne ręce ojca czuję na sobie zawsze, kiedy coś mi dolega”. Wanda Półtawska i jej niezwykła więź z ojcem
Szczęściem jest to, że mogę rano wstać z łóżka, otworzyć oczy i widzieć świat
Do dziś aktorka z rozmysłem wybiera role. Żyje w zgodzie ze sobą i własnymi przekonaniami. Nie narzeka, przyjmuje życie takie jakie jest: Najwięcej czasu tracimy na narzekanie, i to na wszystko: na brak pracy, na nadmiar pracy, na słońce, na deszcz, na brak czasu… Jesteśmy rozdrażnieni, zadyszani, w ciągłym pędzie. Zazdrościmy innym, że mają więcej niż my, że mogą więcej, więc pieniądze stały się dla wielu bogami. Ciągle się z kimś ścigamy, porównujemy, nienawidzimy tych, którzy inaczej myślą, których nie rozumiemy. Człowiek staje się coraz bardziej samotny, nie ma czasu na zwyczajne spotkanie i rozmowę.
Szczęściem jest to, że mogę rano wstać z łóżka, otworzyć oczy i widzieć świat. Są ludzie, którzy nigdy nie będą już chodzić ani widzieć. Szczęściem jest, że mamy dwie sprawne ręce i możemy nimi zrobić najwspanialsze rzeczy – mówiła.
“Mimo wszystko”
Chyba mam taki charakter, bo przecież w moim życiu wydarzyło się wiele nieszczęść, tragedii, które mogłyby powalić niejednego siłacza i zamienić mnie w zgorzkniałą, narzekającą babę. Zawsze ratowało mnie to, że kocham życie i ludzi – mówiła niegdyś Anna Dymna. Ta miłość do ludzi zaprowadziła ją do stworzenia wyjątkowej fundacji, wspierającej osoby z niepełnosprawnością intelektualną.
Fundację Anna Dymna założyła w 2003 r. po to, by ratować grupę dorosłych osób niepełnosprawnych intelektualnie, które – na skutek nowelizacji ustawy o rehabilitacji zawodowej i społecznej utraciły prawo korzystania z Warsztatów Terapii Zajęciowej prowadzonych przez Fundację im. Brata Alberta w podkrakowskich Radwanowicach. Fundacja rozwija się do dziś i wciąż pomaga osobom z niepełnosprawnościami. Najbardziej znanym wydarzeniem organizowanym przez fundację jest “Festiwal Zaczarowanej Piosenki” na krakowskim Rynku, podczas którego podopieczni fundacji występują na scenie z gwiazdami polskiej sceny muzycznej.
kw/viva.pl/mimowszystko.org/Stacja7