Adwent mężczyzny. „O to trzeba zawalczyć”
"Jesteśmy odzierani z relacji. Jesteśmy przepracowani. Ojcowie często siedzą godzinami w pracy. O czas dla rodziny trzeba zawalczyć. Trzeba ustawić priorytety." O świętym Józefie, ojcostwie i o tym, jak przeżyć tegoroczny Adwent rozmawiamy z Łukaszem Leśniewskim, liderem wspólnoty “Głos Ojca”.
Dariusz Dudek: Przychodzi do Ciebie jakiś mężczyzna i mówi: „jestem beznadziejny”. Co mu odpowiesz?
Łukasz Leśniewski: Odpowiem, że też tak o sobie myślałem. Ale chciałem to zmienić. Spędzić kreatywnie czas z moimi dziećmi i dlatego pragnąłem wspólnoty, w której poznam innych ojców i będę się mógł od nich uczyć. To dlatego powstała Głos Ojca. W niej wzajemnie się nakręcamy na ojcostwo. Dziś trudno usłyszeć od jakiegoś mężczyzny, że jego ojciec był dla niego wzorem. Nie mając wzoru ojcostwa i zostając w nim sami, zaczynamy się rozsypywać i myśleć, że jesteśmy beznadziejni. Ale nie ma sytuacji bez wyjścia! Pewnie jest ktoś, kto chce nam to wmówić, że do niczego się nadajemy. Trzeba jednak wstać i zawalczyć, żeby dzień był lepszy, żeby nasze relacje były lepsze. Warto być w jakieś grupie, która zapewni wsparcie. To mogą być przyjaciele, znajomi lub wspólnota.
Adwent to doskonały czas, by poprawić relację z dziećmi. Nie chodzi mi o robienie sobie negatywnych postanowień: nie będę krzyczał na dziecko, ale pozytywnych: podejmę jakieś działanie i spędzę czas z moim dzieckiem. Pójdę raz w tygodniu na ciastko i herbatę, wyjdę do kina. Po prostu spędzę 2 lub 3 godziny z dzieckiem, popatrzę w jego oczy i porozmawiam z nim. A potem, już po Adwencie, będę się tego trzymać.
Jak w Twoje ojcostwo wpisuje się ten Adwent? To w końcu bardzo ojcowski okres oczekiwania na Dzieciątko Jezus.
Czekam na Niego każdego roku. Każdy adwent jest dla mnie inny. Im więcej mam lat, tym większą mam świadomość tego, jak bardzo potrzebuję Jezusa, który nie jest nachalny, nie narzuca się, daje możliwości i wolność wyboru. W Adwencie każdego roku przychodzi do mnie taka refleksja, że moje serce przypomina tę grotę betlejemską, która nie była czysta, była zimna, ale mimo tego Jezus tym miejscem nie gardzi i tam przychodzi na świat. Adwent jest więc dla mnie czasem pełnym nadziei i otwarcia na nieustanną przemianę.
ZOBACZ: Zadania do kalendarza adwentowego. 100 propozycji do wyboru [POBIERZ]
Przeczytaj również
Powołany do ojcostwa
Czy możesz o sobie powiedzieć, że jesteś powołany do ojcostwa?
Tak, to nie ulega wątpliwości. Sam mam dwoje dzieci i z myślą o nich zacząłem działać we wspólnocie „Głos Ojca”. Łatwiej zmobilizować się i zmotywować do działania z innymi ojcami i coś wspólnie zorganizować. To bardzo ważne, żeby ojciec sam na sam spędzał czas z dzieckiem.
Kiedy odkryłeś swoje powołanie do ojcostwa?
Ono nie przyszło od razu z chwilą narodzenia dzieci, ani wcześniej, ale przychodzi cały czas na nowo i ciągle je odkrywam. Myślę, że każdy może być ojcem biologicznym, ale tym, kto dba i przekazuje im wartości, trzeba się stawać, trzeba o to zabiegać.
Na pewno momentem przełomowym była dla mnie lektura „Dzikiego serca” Johna Eldredge’a. Zrozumiałem, jak ważny jest ojciec w życiu dziecka. Starałem się – na ile pozwalały na to realia – wprowadzać porady z tej książki w życie. Ciągle staram się być dobrym ojcem.
Jako ojciec realizuję się też we wspólnocie. Choć jestem jednym z młodszych w naszej grupie, dostrzegam jak wielu mężczyzn potrzebuje kogoś, kto pomoże im rozeznać decyzje i lepiej zrozumieć samego siebie. Mam za sobą wiele takich rozmów i widzę, że wychodzimy z wielu kryzysów mocniejsi.
Kluczowym jest także dla mnie doświadczeni miłości Boga Ojca. Doświadczyłem, że mimo moich grzechów On mnie chce i kocha. Często, gdy jestem zdenerwowany na moje dzieci, przypominam sobie, jaką On ma w stosunku do mnie cierpliwość. I sam uczę się tej cierpliwości, choć dla mnie – choleryka – jest to bardzo trudne.
CZYTAJ: Adwentowe Drzewo Jessego. Jak je zrobić? [OBRAZKI DO POBRANIA]
Od garażu do parafii
Jak powstała wspólnota Głos Ojca?
Wspólnota Głos Ojca powstała w 2018 roku. Razem ze znajomymi zabraliśmy naszych synów na biwak. W jego trakcie zaproponowałem, żeby nasze spotkania były regularne i opierały się w jakiś sposób na Bogu i wierze. Miałem przekonanie, że bez Boga, to wszystko się jakoś rozmyje, że nie wytrwamy w tym. Koledzy przyjęli propozycje i wspólnota trwa do dziś.
Jesteśmy przede wszystkim wspólnotą modlitewną. Zaczęliśmy się spotykać w… garażu a teraz widujemy się we czwartki w parafii Matki Bożej Nieustającej Pomocy w Pruszkowie. Każde spotkanie zaczynamy od modlitwy, potem następuje tzw. „dzielenie się życiem” a w ostatniej części rozważamy Słowo Boże z nadchodzącej niedzieli. Cenimy sobie te rozważania, to wraca podczas niedzielnej Eucharystii, gdy przypominamy sobie te nasze rozmowy.
Poza tym organizujemy różne wydarzenia, aby podczas nich pogłębić nasze relacje między sobą, naszymi dziećmi oraz naszymi żonami. Te dla dzieci nazwaliśmy Warsztatami św. Józefa. Cały czas coś organizujemy: wyjazdy, ogniska, dni skupienia, pielgrzymki. Na przykład 9 grudnia idziemy do Niepokalanowa, gdzie będziemy mieli mszę i konferencję. 14 grudnia robimy opłatek dla członków wspólnoty i ich żon.
Warto podkreślić, że to wspólnota, która zrzesza nie tylko mężów i ojców, ale też singli.
Wspomniałeś, że spotykacie się przy parafii. Czy księża uczestniczą w waszych spotkaniach?
Tak ksiądz proboszcz, jak i ksiądz wikariusz są nam bardzo przychylni i na każdym spotkaniu jest któryś z nich. Od początku chcieliśmy, by czuwali nad nami kapłani, byśmy nie popełniali jakichś błędów w naszej interpretacji Słowa. Do tej pory nie było uwag z ich strony (śmiech).
ZOBACZ: Nie jest za późno, by postanowić coś w ten Adwent!
Warsztaty, surwiwal i kolacje
Aktywności ojców z dziećmi zaczęliście od „Warsztatów św. Józefa”. Na czym one polegają?
Warsztaty św. Józefa to czas, w którym podczas wspólnej pracy ojców i dzieci tworzymy różne rzeczy. W ich trakcie robiliśmy np. lampy na biurka, szachy, krzyże, świeczniki były też warsztaty teatralne i to w prawdziwym teatrze. To otwarte spotkania, dla wszystkich rodzin, nie tylko ze wspólnoty. Zdarza się, że dzieciaki przyprowadzają ojców, którzy już dawno nie byli w kościele, a że spotkania odbywają się przy kościele, jest to okazja do ewangelizacji. Organizowaliśmy je do kwietnia tego roku, od czerwca zaś ruszyliśmy z nowymi projektami.
Zauważyłem ciekawą rzecz. Od kilku miesięcy udaje mi się być niemal codziennie na Eucharystii i zobaczyłem, że od tego czasu jest jakiś „wystrzał” różnych aktywności, które – patrząc na reakcje uczestników – są Boże. W naszych sercach pojawiła się myśl, by przybliżać dzieciom postacie biblijne, których historie można wpleść w nasze działania, które podejmujemy z naszymi pociechami. Tak powstały: Droga Izaaka, Przebudzenie Gedeona, Kłosy Rut a w przygotowaniu jest jeszcze Proca Dawida. Z racji, że to wydarzenia głównie na świeżym powietrzu nazwa warsztatów już do nich nie pasowała.
To bardzo ciekawe nazwy. Na czym polegały te wydarzenia?
Droga Izaaka była organizowana dla ojców i synów w wieku od 6 do 12 lat w formie wyprawy surwiwalowej. Położyliśmy nacisk na współpracę taty i dziecka podczas różnych aktywności, jak strzelanie z procy, rozpalanie ogniska, czy budowanie namiotu z plandek. Ważnym elementem było ojcowskie błogosławieństwo. W te działania wplataliśmy opowieść o Izaaku.
Przebudzenie Gedeona było dla starszych synów w wieku od 12 do 16 lat. Wyjechaliśmy na jedną z pustyń w Polsce. Rozbiliśmy tam obozowisko z dużym namiotem w centrum. To był Namiot Spotkania, gdzie na honorowym miejscu umieściliśmy Pismo Święte. Podczas tego spotkania synowie losowali fragmenty z Biblii, które potem rozważali ze swoimi ojcami. Było dużo wzruszeń! Nasze dzieci poczuły się zaproszone przez słowo do spotkania z samym Bogiem.
Kłosy Rut to tym razem wydarzenie dla ojców i córek. Spotkaliśmy się na łonie natury. Na wielkim ognisku gotowaliśmy wspólnie obiad. Przeprowadziliśmy też kurs pierwszej pomocy. Po tych ciężkich zadaniach wróciliśmy do naszej salki, gdzie czekała na nasze córki niespodzianka. Przebraliśmy się bardziej eleganckie ubrania, wręczyliśmy im róże i zaprosiliśmy je na kolację. Mieliśmy pewien konspekt rozmowy, który wyjaśniał historię Rut, która po ciężkiej pracy na polu otrzymała prawdziwą nagrodę. Nasze córki otrzymały także wisiorki w ozdobnych pudełkach z dedykacjami.
W przygotowaniu mamy jeszcze Procę Dawida – to będzie wieloetapowe spotkanie dla ojców i wszystkich dzieci.
CZYTAJ: Szara godzina. Zapomniany adwentowy zwyczaj. Zobacz, jak zorganizować ją w domu!
Realna zmiana
Jak zmieniła się Twoja relacja z dziećmi? Czy jest teraz lepsza?
Wydaję mi się – choć jest to subiektywne odczucie – że zawsze miałem dobrą relację z moimi dziećmi. Działanie we wspólnocie sprawiło, że jestem bardziej kreatywny. Na pewno zobaczenie wzruszenia moich dzieci, tego, że coś nowego do nich dotarło, że obrazy, którymi się posługujemy były dla nich, to rodzi ich wdzięczność jest dla mnie wielką nagrodą!
Bracia ze wspólnoty też dzielą się tym, że odczuwają wdzięczność swoich dzieci. Te „sukcesy” rodzą nowe postanowienia, by jeszcze bardziej pogłębiać relacje z dziećmi.
Wydaję mi się, że jesteśmy odzierani z relacji. Jesteśmy przepracowani. Ojcowie często siedzą godzinami w pracy. O czas dla rodziny trzeba zawalczyć, bo tylko ona z nami zostanie. Praca się skończy, albo będziemy ją wielokrotnie zmieniać, więc nie ma co się jej całkowicie oddawać. Oczywiście mamy wiele zobowiązań i musimy zarabiać, ale chodzi o to, że praca ma służyć relacjom z żoną i dziećmi. Trzeba ustawić priorytety. A jeśli pracujemy od poniedziałku do soboty, to przynajmniej niedzielę trzeba oddać na budowanie więzi: bez zakupów, elektroniki, telewizora, ale usiąść razem i być dla siebie.
Błąd: Brak formularza kontaktowego.