Nasze projekty
Reklama
Diakon William i uzdrowiona Rose | Fot. br. Robert Wieczorek

Cud uzdrowienia nastoletniej Rose i siła modlitwy różańcowej. Niezwykła opowieść z misji

"Za parę dni będzie niedziela. Rozpoznaję mamę Rosy. Myślę sobie: Po mszy pewnie przyjdzie mi powiedzieć o śmierci córki... Faktycznie, przyszła... z Rosą na nogach i o własnych siłach." O niezwykłym cudzie i sile modlitwy różańcowej opowiada br. Robert Wieczorek, misjonarz posługujący w Sudanie Południowym.

Parafię Bentiu obsługujemy teraz we dwóch z diakonem Williamem, Nuerem z poblikiego Mayom. Stanowimy specyficzny tandem: ja jestem od odprawiania mszy, a on jako tutejszy i znający język – od relacji z ludźmi. William skończył studia licencjackie na Urbanianum w Rzymie, więc oprócz angielskiego możemy też swobodnie porozumiewać się też po włosku. Niebawem ma być święcony na kapłana  – właśnie polechał na rekolekcje.

Parę tygodni temu tenże William informuje mnie, że pewna rodzina prosi o modlitwę nad ciężko chorą dziewczyną. Sprawę przedstawia jej babcia, kobieta, którą znam z codziennie odmawianego różańca przed poranną mszą. 

Z wywiadu na temat sytuacji wynika, że trzeba wziąć tylko oleje na namszczenie. Dziewczyna jest nieprzytomna, więc nic ze spowiedzi, czy udzielenia Komunii.

Reklama

Mieszkają niedaleko w jednym z zaadoptowanych pomieszczeń na wpół zrujnowanego dawnego szpitala.

„Na imię ma Rose”

Po przybyciu na miejsce upewniam się, że pozostaje mi jedynie modlitwa o miłosierdzie Boże nad umierającą nastolatką. Po drodze Diakon przetłumaczył mi, że dziewczyna zapadła na jakąś chorobę brzucha, rodzina spędziła ostanie czasy i pieniądze w dwóch szpitalach, ale na próżno. Nie tylko nic się nie poprawiło, lecz jest po ludzku beznadziejnie. Lekarze rozłożyli bezradnie ręce i odesłali ją nieprzytomną, by mogła umrzeć spokojnie w domu.

Na imię ma Rose. Znajduję na pryczy wątłą sylwetkę wycieńczonej chorobą dziewczyny. Buzię ma bardziej dziecięcą, niżby wskazywało na to deklarowane 15 lat.

Reklama

Jest faktycznie jak ścięta różyczka, zaledwie w stadium rozkwitu. Leży bez świadomości czegokolwiek, co się wokół niej dzieje. Muchy bezkarnie chodzą jej po twarzy wciskając się w kąciki ust i oczu – żadnego czucia, żadnego odruchu bezwarunkowego…

Tylu przedwcześnie zmarłych…

Żal ściska serce. Przychodzą mi na pamięć twarze dziesiątek podobnych jej młodych ludzi, których przez lata pracy misyjnej w RCA dysponowałem na śmierć. Nie potrafię zapomnieć sprzed laty Melodii wyniszczonej AIDS, która złapała mi kurczowo rękę płacząc: „Ojcze, ja nie chcę umierać!” „Cóż ja ci, Dziecko, poradzę…?” Modliłem się za nią, jak potrafiłem, ale trzy dni później zobaczyłem ją w trumnie na pogrzebie…

Tylu innych przedwcześnie i niepotrzebnie zmarłych, bo ktoś im szepnął do ucha, że seksem można się bawić bez konsekwencji.

Reklama

Siadam u wezgłowia Róży do smutnej powinności posłania kolejnej młodej osoby na tamtą stronę. Z doświadczenia wiem, że jestem w namaszczeniu chorych „eschatologicznie skuteczny”…

„Pan dał, Pan wziął – przyjmij Ojcze do Twego Królestwa Twą Córkę…” – szeptam.

„Po namaszczeniu i różańcu wróciła do przytomności”

Przy namaszczeniu asystuje mi cała rodzina Rosy, a Legion Maryi kontynuuje modlitewne czuwanie z różańcem. Obskurne pomieszczenie dopełnia się masą ludzi, że trudno oddychać. Nie przetłumaczysz, że dla chorej było by lepiej mieć nieco świeżego powietrza…

Poznaję rodziców i dziadków Rosy oraz liczne jej  rodzeństwo. Częstują herbatą z mlekiem (Nuerowie, to hodowcy krów) i czym tylko potrafią.

Za parę dni jest niedziela. W pewnym momencie po charakterystycznym kostiumie rozpoznaję mamę Rosy. Myślę sobie: „Po mszy pewnie przyjdzie mi powiedzieć o śmierci córki…”.

Faktycznie, przyszła… z Rosą na nogach i o własnych siłach. Cała rodzinka „uhahana” widząc moje i Williama niemniejsze zaskoczenie.

Opowiadają: „Niebawem po namaszczeniu i różańcu po prostu dziewczyna otwarła oczy, wróciła do przytomności, a następnego dnia zaczęła wstawać na równe nogi”.

„To On zdecydował ją podźwignąć do życia”

„Znasz mnie? ” – pytam ją. Odpowiada, że nie. „Ale ja Cię już znam tyle, że jak byliśmy u Ciebie to spałaś i nie byłaś tak gościnna, żeby z nami porozmawiać” – prowokuję śmiech otoczenia.

Uzdrowiona dotarła do kościoła przy asyście starszej siostry dopiero na koniec mszy, więc Diakon organizuje się, by udzielić jej Komunii, a my w oczekiwaniu odmawiamy różaniec, wdzięczni wstawiennictwu Maryi i żeby „za zwrócone życie podziękować Bogu”. Potem wspólnie poszliśmy zjeść siuor-siuor, czyli ulubione danie Nuerów (taka kasza z sorgo na mleku).

Napisałem o tym wydarzeniu, bo sprawa jest ewidentna. Ja, brat Robert, zgodnie z mym doświadczemiem i chłodną kalkulacją przed paru dniami, pożegnałem się z Rosą raz na zawsze, albo żeby być bardziej precyzyjnym: do zobaczenia w niebie. Tymczasem przez sakrament namaszczenia chorych działa Jezus. To On zdecydował ją podźwignąć do życia.

Cud uzdrowienia i „różańcowe babki”

Ja nie mam w tym żadnej zasługi. Moja wiara szafarza sakramentu miała jasno określoną intencję: oddać umierającą dziewczynę w ręce Ojca Przedwiecznego.

Ale był też na modlitwie obecny Legion Maryi. W polskich szerokościach geograficznych niejeden się znajdzie wzruszający ze wzgardą ramionami – ot, babki klepiące różaniec… Ale takie coś tutaj nie przejdzie. Gdy w latach osiemdziesiątych muzułmańscy żołnierze wysadzili w powietrze kościół i uprowadzili misjonarzy, to te „babki” przez śpiewanie różańca przechowały wiarę i z katechistami zbierającymi ludzi pod drzwiami w buszu na modlitwę, ocaliły Kościół – wspólnotę wierzących, żywe Ciało Chrystusa.

I w przypadku Rosy, jeśli ktoś miał wiarę konieczną wyproszenia cudu uzdrowienia „beznadziejnego przypadku klinicznego”, to nie ja, stary misjonarz, ale te „różańcowe babki”.

„Temu zaś, który mocą działającą w nas może uczynić nieskończenie więcej, niż prosimy i rozumiemy, Jemu chwała w Kościele i w Chrystusie Jezusie!” (Ef 3, 29-21). 

24.09.22 Bentiu, Sudan Południowy


Reklama

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Zatrudnij nas - StacjaKreacja