Kiedy Pani Agata zaszła w ciążę nic nie wskazywało, że może być coś nie tak. Jednak w 18 tygodniu ciąży okazało się, że jej synek jest „bezczaszkowcem” i że nie będzie dane mu przeżyć nawet kilku dni. Przypuszczano, że umrze jeszcze w brzuchu mamy lub tuż po urodzeniu.
Aborcja dla lekarza to była jedyna opcja. Przekonywał nas, iż trzeba „to” usunąć i sam, znajdując się w podobnej sytuacji, nie kazałby swojej żonie donosić „takiej ciąży”. Mówił także, że wyrządzam sobie krzywdę i oboje z mężem jesteśmy sadystami, skazującymi własne dziecko na okrutne konanie na naszych oczach, bez możliwości uśmierzenia jego bólu – wyznała Pani Agata.
STACJA7 POLECA
„Nie ma mowy o aborcji”
Lekarz, gdy informował Panią Agatę o sytuacji, widział tylko jedno wyjście z sytuacji: aborcję. Nie poinformował o możliwych wyjściach, ani o istnieniu insyttucji hospicjum perinatalnego. Przemilczał fakt, że ciąża nie zagrażała życiu mamy i można ją było spokojnie donosić.
Ostoją w tamtym czasie był dla Pani Agaty mąż, który wspierał ją na każdym etapie ciąży. Mąż powiedział wtedy, że nie ma mowy o aborcji i nie pozbędziemy się tego dziecka, bo ono ani przez chwilę nie przestało być przez nas chciane oraz kochane – napisała Pani Agata.
„Nie oddałabym tych chwil za żadne skarby”
Lekarz nie miał racji. Poród odbył się w 39. tygodniu ciąży, a dziecko Pani Agaty nie cierpiało, dotyk nie sprawiał mu żadnego bólu. Zrozumieliśmy, że jedyne czego mógłby od nas teraz oczekiwać to poczucie bezpieczeństwa – dziecko potrzebuje czuć bliskość mamy i słyszeć głos taty. Choć teoretycznie miał żyć przez około trzy godziny, był z nami niemal całą dobę. Nie oddałabym tego czasu za żadne skarby. Nie spaliśmy ani chwili, po prostu się przytulaliśmy. Te chwile zostaną z nami na zawsze, bo mamy zdjęcia i pamiątki po Karolu, czyli pudełko wspomnień.
Poza niezwykłymi wspomnieniami, miłością, która pozostała po Karolu, zostało także uczucie między małżonkami, które po tych wydarzeniach wzmocniło się. Od tamtych chwil wiedzą, że mogą na sobie liczyć w każdej chwili i przetrwają wszystkie trudy życia. Życzę każdej kobiecie takiego męża, w którym zawsze znajdzie oparcie, ponieważ lekarze mówiący o aborcji, jak o najlepszym rozwiązaniu, nie pomagają, lecz zostawiają matkę samą z jej dramatem.”
„Moje ciało – mój wybór”. Czy aby na pewno?
Kiedyś wydawało mi się, że jest tak, jak krzyczą uczestnicy Strajku Kobiet: „Mój wybór, moje ciało”. Życie to zweryfikowało. Mój syn żył niespełna dobę. Ale to był bezcenny czas. Choć gdyby nie mój mąż, ta historia mogłaby mieć smutny finał. To on powiedział, że nie ma mowy o aborcji.
kw/Proelio/Instagram.com/Stacja7