Nasze projekty
Fot. Katia Miran, Instagram / Kadr z filmu "Bernadetta"

Katia Miran o filmowej roli św. Bernadetty: „To spotkanie, które mnie poruszyło”

Przygotowując się do roli Bernadetty, Katia Miran spędziła trzy dni w zakonie w zupełniej samotności! Musiała nauczyć się chodzić w drewnianych chodakach i... robić wiązki chrustu bez sznurka! Jak wyznaje, spotkanie z Bernadettą poruszyło ją i naznaczyło do głębi.

Reklama

Urzeczona teatrem, Katia Miran zaczęła grać, gdy była bardzo młoda, w ramach studiów. Potem występowała w serialu Zniknięcie (Disparitions, retour aux sources) France 3. Jakiś czas później poznała Jeana Sagolsa i po długich miesiącach oczekiwania, wcieliła się w rolę Bernadetty Soubirous w filmie „Bernadetta”.


Jak postrzegała Pani postać Bernadetty przed nagraniem filmu?

Mieszkam blisko Lourdes, więc znałam tę historię. Wiedziałam, kim była Bernadetta Soubirous, ale jej biografię znałam tylko pobieżnie. Nie próbowałam zbytnio się zbliżyć do Bernadetty przed nagrywaniem filmu, zwłaszcza że gdy Jean Saglos przyznał mi tę rolę, poprosił mnie, bym w żadnym razie nic nie czytała na temat jej historii.

Reklama

Jako pilna uczennica robiłam dokładnie to, co polecił mi Jean. Żadnej lektury, filmu na ten temat, brak coacha. Jean poprosił mnie po prostu, abym chodziła w chodakach, by wejść w ciało Bernadetty, czuć jej ruchy. Zamówiłam więc drewniane chodaki na miarę i podczas letnich miesięcy chodziłam w nich i w przyciężkiej spódnicy, którą uszyła mi mama, aby mój krok stawał się coraz bardziej naturalny. Nauczyłam się też robić wiązki chrustu bez sznurka! To było bardziej przygotowanie fizyczne niż intelektualne.

Kilka dni przed rozpoczęciem nagrywania Jean dał mi książkę napisaną przez ojca Laurentina i pogrążyłam się w lekturze, jednocześnie próbując zachować dystans, pozostać obiektywną. Przede wszystkim musiałam pozostać otwarta na kreację, której szukał Jean, by mógł odnaleźć we mnie Bernadettę.

CZYTAJ>>> Katie Melua nagrała piosenkę do „Chłopów”. „To był ogromny zaszczyt”

Reklama

Jaka zatem miała być ta Bernadetta?

Prawdziwa. Jean w żadnym razie nie chciał pokazać miłej, cichej dziewczynki zajmującej się owcami. Widzimy dziecko lubiące się śmiać, widzimy młodą dziewczynę, która pozostaje normalna pomimo niezwykłych przeżyć, jakie ją dotknęły, widzimy wreszcie nastolatkę o energicznym charakterze. Reżyserowi najbardziej zależało na tym, by podkreślić determinację Bernadetty i wielkie cierpienie, które towarzyszyło jej przez całe życie. Równocześnie podkreślił miłość spajającą ją z jej rodziną. Rodzice Bernadetty zawsze ją wspierali i mimo skrajnego ubóstwa, w jakim przyszło im żyć, odmawiali przyjęcia wszelkich darów, które im oferowano, aby ich córka nie została zdyskredytowana.

ber1
Kadr z filmu „Bernadetta”

Czy ta historia przemawia do współczesnego widza?

Reklama

Film wiernie przedstawia wydarzenia, wiele wypowiadanych kwestii i dialogów jest dosłownych. Odtworzyliśmy ówczesną atmosferę, ale znajdujemy również w nim swego rodzaju nowoczesność. Scenariusz był pełen dynamizmu, jego styl był bardzo aktualny i w niewielkim stopniu kontemplacyjny, co mnie zaskoczyło, gdyż myślałam, że będzie to opowieść dosyć powierzchowna i zimna – tak wyobrażałam sobie scenariusz na temat życia świętej. Natomiast historia Bernadetty niezwykle mnie poruszyła i na pewno poruszy widzów.

ZOBACZ>>> Roksana Węgiel: „Wszystko, co mam w życiu, zawdzięczam Bogu”

Czy to spotkanie z Bernadetty pozwoliło Pani na rozwój osobisty? Wpłynęło na Pani wybory życiowe?

Jak najbardziej! Jest to spotkanie, które mnie poruszyło i naznaczyło do głębi. Wcielenie się w taką postać nieodzownie sprawia również, że człowiek zaczyna stawiać pytania na temat religii i to spotkanie było dla mnie okazją, aby się zbliżyć do korzeni. Przez trzy dni przebywałam w zakonie, spędzałam tam całe dnie sama i zmienił się mój stosunek do czasu. Nauczyłam się tam, czym jest cierpliwość. Wybierając się do klasztoru, wiedziałam, że nie znajdę tam nic, co Bernadetta przeżyła w XVIII wieku, lecz mimo to chciałam podarować sobie ten czas w zakonie dla siebie samej, aby powrócić do najważniejszych wartości, zadać sobie pewne pytania, być może znaleźć pewne odpowiedzi. To był prawdziwy „przerywnik” w moim życiu.

Wcielenie się w taką postać nieodzownie sprawia również, że człowiek zaczyna stawiać pytania na temat religii i to spotkanie było dla mnie okazją, aby się zbliżyć do korzeni.

Praca z Jeanem również była dla Pani szansą na rozwój?

Wywarł na mnie wrażenie i bardzo doceniłam jego szczerość. Jest reżyserem, którego łatwo można zrozumieć, jest bardzo blisko aktorów, nie udziela żadnego zbędnego komplementu, prowadzi swoją ekipę z łagodnością i stanowczością. Poznałam również inne wspaniałe osoby, aktorów, zespół techniczny. Byłam trochę spięta na myśl o tym, że mam prowadzić dialog z niektórymi aktorami. Jednak gdy ich spotkałam, okazało się, że mimo, iż są sławni, pozostają ludźmi łatwo nawiązującymi kontakty, normalnymi, prostymi, z którymi pracujemy nad tym samym projektem. To było cudowne, ci aktorzy niezwykle hojnie dzielą się swoim doświadczeniem bez wywyższania się.

Co dziś Pani pozostało po tej przygodzie?

Chodaki, spódnica i cudowne wspomnienia. Koniec kręcenia filmu był trudny, przywiązałam się do tych ludzi i nagle oni wszyscy zniknęli. Musiałam na nowo odnaleźć rytm, inną rzeczywistość. Równocześnie pozwoliło mi to na rozwój. To była wspaniała przygoda…


Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę