Nasze projekty
Fot. Archiwum Michała Laskowskiego

Sport i rozwój duchowy? To się łączy! O treningu i duchowości opowiada triathlonista Michał Laskowski

Jak zachować harmonię między rozwojem duchowym a fizycznym? Jak zabrać się do uprawiania sportu? Jak przełożyć rutynę treningu na duchowość? Na te pytania odpowie Michał Laskowski – mąż, ojciec, członek wspólnoty dla mężczyzn Droga Odważnych i zapalony triathlonista.

Reklama

Ciało czy duch?

Dariusz Dudek: Pytanie na początek – co jest ważniejsze dla mężczyzny: ciało, czy duch?

Michał Laskowski: To trochę jak pytanie o jajko i kurę! (śmiech) Z jednej strony mówi się, że hart ducha pozwala utrzymać w ryzach ciało, a z drugiej ciało jest potrzebne, aby duch mógł się kształtować. Dla mnie to mocno powiązane ze sobą przestrzenie, w których powinna być równowaga, aby osiągnąć pełnię życia. Sprawdza się tu powiedzenie, że w zdrowym ciele zdrowy duch. Jedno jest z drugim mocno powiązane.

Zauważam to u siebie. Rano staram się medytować nad Słowem Bożym. Gdy najpierw się wyciszę, rozluźnię moje ciało, jest mi dużo łatwiej wejść w przestrzeń modlitwy.

Reklama

Dobra obserwacja. Ja na przykład, przez to, że mam łatwość w rozwoju sfery fizycznej – albo lepiej – to jest coś, co mnie kręci, potrafiłem wejść to pewnych przestrzeni duchowych. Wiem – to brzmi, jakbym był mnichem tybetańskim. Ale chodzi mi o to, że przeniosłem moje praktyki, które pozwalają mi utrzymać rygor treningowy na rozważanie Słowa Bożego, poszerzanie wiedzy teologicznej.

ZOBACZ>>> Rozważaj codzienne Słowo Boże razem z nami!

Możesz podać jakiś przykład?

Reklama

Ustalenie stałej pory na sięganie po Pismo Święte. Robię to na początku dnia i staram się być regularny. Zwykle rano słucham Słowa Bożeego, a potem idę biegać lub jeździć na rowerze i mam więcej czasu na przemyślenie tego, co mówi do mnie Bóg. Lubię też się zatrzymać, gdy jestem w jakiś pięknych okolicznościach przyrody, zachwycić się, ucieszyć i podziękować Stwórcy. Gdy doświadczałem wielkiego trudu, zmęczenia i rezygnacji, to modliłem się o siłę, wytrwałość, oddawałem swój ból w jakiejś intencji. Zatrzymuję się też przy kapliczkach lub jak mijam krzyż, lub kościół – staram się wtedy zwrócić swe myśli ku Bogu, zawierzyć jakieś swoje sprawy. Zdarzało mi się również odmawiać różaniec na rowerze i koronkę do Bożego miłosierdzia gdy płynąłem wpław w jeziorze. 

Jednym z piękniejszych przeżyć duchowych była dla mnie msza na środku jeziora. Odbyła się na jednym ze wspólnotowych wyjazdów żeglarskich. Płynął z nami ksiądz, który był przygotowany do odprawienia Eucharystii. Połączyliśmy dwie żaglówki, ściągnęliśmy żagle i rzuciliśmy kotwicę. Wokół tafla wody, łagodny powiew wiatru i cisza… Niesamowite przeżycie. Podobny zachwyt towarzyszy mi podczas biegów górskich, gdy osiągam szczyt, z którego rozpościera się piękny widok lub przemierzam otwarte przestrzenie, nie sposób nie myśleć o Bogu w takich okolicznościach. Także dla mnie jest to bardzo naturalny moment wyciszenia, zadumy, modlitwy.

Fot. Archiwum Michała Laskowskiego

Trening amatora

Nie jesteś zawodowym sportowcem, ale biegasz maratony i uprawiasz triathlon. Jak wygląda Twój trening?

Reklama

Ostatnio nieco zwolniłem tempo. Koniec roku miałem na takie wyciszenie. Trzy razy w tygodniu wstaję wcześniej i biegam – tak od 45 minut do godziny. Trzy razy w tygodniu chodzę też na basen. Moja córka jest w sekcji pływackiej więc gdy ona ma zajęcia ja robię swój trening lub idę na saunę.

Masz prawie codziennie godzinny trening? Mówiłeś, że nieco zwolniłeś tempo!

Zszedłem z objętości i intensywności, ale robię swój plan minimum. Dla mnie to jest już rutyna! 

CZYTAJ>>> Wylosuj cytat z Pisma Świętego

Rozwój równomierny

A jak z rozwojem innych sfer? Rozwojem osobowym i duchowym – choć o nim już trochę wspomniałeś. Często bywa tak, że łatwiej nam rozwijać tylko jedną przestrzeń, np. duchowość, a inne sobie odpuszczamy. Jak zadbać o wszystkie te elementy? 

Często jedna z tych sfer jest dla nas bliższa i łatwiej przychodzi nam o nią zadbać. Chętniej poświęcamy jej czas i naturalnie przychodzi nam zabiegać o jej rozwój. Inne z kolei nie wydają się dla nas tak ważne i pasjonujące. Wymagają większego „poświęcenia”, aby utrzymać je na właściwym poziomie. Skoro to jednak naczynia połączone – w zdrowym ciele, zdrowy duch – to musimy dbać o równowagę wszystkich obszarów. Pomocne jest wyznaczenie sobie określonego czasu każdego dnia, aby robić coś w danej przestrzeni. W męskiej wspólnocie Droga Odważnych, w której jestem, mamy zasadę 3 × 15. Polega na tym, by każdego dnia przeznaczyć 15 min dla swojego rozwoju fizycznego, duchowego i osobowego. Staramy się codziennie robić plan minimum w każdej ze sfer. Pomaga to zachować odpowiednie proporcje i pamiętać o nawyku choćby małego kroczku w każdym obszarze. Ważne jest, by nie odpuszczać i utrwalać nawyk w każdej z 3 stref.

Ja sam czasami łączę te rozwoje. Gdy jeżdżę na rowerze, to sobie odsłuchuję jakieś podkasty czy książki w temacie rozwoju osobowego lub duchowego.

Fot. Archiwum Michała Laskowskiego

Jak godzisz życie rodzinne, pracę zawodową, aktywność we wspólnocie oraz pasję, jaką jest sport?

To jest coś, czego cały czas się uczę. Przede wszystkim staram się dobrze planować czas i uwzględniać priorytety. Ważna jest również komunikacja i uzgadnianie moich planów z bliskimi. Sprawdzanie, czy nie kolidują one z ich zamierzeniami oraz ustalanie wspólnych aktywności ułatwia sprawę i pozwala wypracować kompromis. 

Często też ustawiam swoje treningi lub czytanie na czas, gdy moi domownicy jeszcze nie wstali, lub idą już spać. Mam to szczęście, że wystarcza mi 6 godzin snu i potrafię zrobić poranne bieganie i wziąć prysznic, zanim wstaną moje córki. Wtedy jemy wspólnie śniadanie i odwożę je do szkoły w drodze do pracy. Wieczorem zdarza mi się jeszcze posiedzieć z książką lub Biblią gdy one już są w łóżkach (oczywiście innym razem może to być wieczór z żoną, lub spotkanie z chłopakami ze wspólnoty). Staram się też łączyć w miarę możliwości niektóre obszary. Gdy mam wyjazdy służbowe, wcześniej orientuje się, czym dysponuje hotel i okolica. Zabieram wtedy odpowiedni strój i staram się wolny czas wykorzystać na trening, zamiast siedzieć przed TV lub w hotelowym barze. Gdy jestem w domu planuje różne aktywności z rodziną. Moje córki też lubią sport. Chodzimy razem na basen, na rolki, rowery. Zimą są łyżwy, narty biegowe. Gdy były młodsze zabierałem je na treningi biegowe i rowerowe w specjalnym wózku. To był czas gdy mocno pasjonował mnie triathlon. Potrafiliśmy spędzić długie godziny na świeżym powietrzu. Rodzina jeździła też ze mną na zawody. Robiliśmy weekendowe wypady, zwiedzając przy okazji różne ciekawe miejsca. W dniu zawodów miałem swoich specjalnych kibiców i nie ukrywam – była to dla mnie dodatkowa motywacja, że na mecie czeka na mnie żona z córkami. 

We wspólnocie staram się również udzielać sportowo. Braciom, którym rozwój fizyczny nie przychodzi łatwo, służę radą i motywacją. Próbuje namawiać ich do różnych wyzwań i zachęcać do aktywności. Dopinguje tym, którzy działają i zachęcam do dzielenia się swoją radością. Ja z resztą też czerpie od nich motywację i siłę do realizacji swoich postanowień. Mam taż też kilku „sparing partnerów” i towarzyszy do wspólnych wypraw. Od lat uczestniczymy w Ekstremalnych Drogach Krzyżowych – co z kolei jest dobrym przykładem łączenia tematu fizyczności i duchowości.

ZOBACZ>>> Marcin Kwaśny: Byłem antykatolikiem i antyklerykałem. Bóg dał mi łaskę wiary

Gdy słucham tego, co mówisz, to mam wrażenie, że sport, treningi są dla Ciebie jednym z elementów życia i potrafisz bez nich żyć. 

Miałem okres w życiu, że tego sportu było bardzo dużo. Intensywnie trenowałem triathlon (pływanie, rower i bieganie) i zapisywałem się na zawody na coraz dłuższe dystanse, co wymagało coraz większej objętości treningów, a co za tym idzie – czasu. Było to bardzo angażujące też pod kątem jedzenia, odpowiedniej regeneracji, a przede wszystkim było to trudne logistycznie. Wtykałem treningi między obowiązki służbowe, domowe i nie muszę mówić, że zawalałem terminy. Najgorsze, że zabierało czas dla bliskich, przyjaciół. Rezygnowałem wtedy ze spotkań towarzyskich, wyjścia do kina czy zwykłej spokojnej rozmowy przy kawie. Zaniedbywałem coś, co w naszej wspólnocie określa się mianem „fundamentu” W miarę upływu czasu, odbiło się to na moich relacjach i efektywności w pracy. Zacząłem dostawać sygnały od najbliższych, że zawalam sprawy, że nie mogą na mnie liczyć.

Wtedy zacząłem zadawać sobie pytanie: czemu to ma służyć? Czego szukam w tym sporcie? Co staram się sobie/komuś udowodnić? Mniej więcej w tym czasie pojawiła się też męska wspólnota. Zacząłem zdobywać świadomość, słuchać opinii innych. W końcu doszedłem do wniosku, że równowaga jest zaburzona i muszę temu przeciwdziałać.

Dla mnie dużym oparciem jest żona i bracia we wspólnocie, którzy mnie znają i mogę liczyć na informację zwrotną. Staram się wyznaczać rozsądne cele i godzić ich realizację z innymi obowiązkami często uznając ich ważność ponad zaplanowane aktywności sportowe. Daje sobie więcej czasu na odpoczynek i rozsądniej dobieram zawody, na które chce się zapisać. Dużo rozsądniej podejmuje decyzję, gdzie pojadę lub pojedziemy. Na przykład na jesieni 2023 uczestniczyłem w festiwalu biegowym w Bieszczadach – Łemkowyna. Miałem zrobić swoje pierwsze 100 km. Jednak po rozmowie z żoną, która, wyraziła chęć wspólnego weekendowego wyjazdu, zmieniłem zdanie. Zapisałem się na krótszy dystans, żeby Monika nie czekała na mnie cały dzień sama. Przebiegłem 48 km w 6 godzin 40 minut realizując plan minimum. Monika w tym czasie zaliczyła odnowę biologiczną i odebrała mnie z Komańczy. Resztę weekendu spędziliśmy wspólnie. Miałem dużą satysfakcję i radość, że na mecie czekała na mnie moja żona. To był dobry czas i w rzeczywistości całe te zawody były na drugim planie.

Innym razem udało mi się namówić kilku braci ze wspólnoty Odważnych na udział w zawodach triathlonowych w Kocierz Extreme Triathlon. Tam też potrzebny był kompromis, bo dla niektórych były to pierwsze zawody tego typu, więc dla wspólnego startu zrezygnowałem ze swoich ambicji bicia kolejnych rekordów. Tu priorytetem była drużyna. Ostatecznie wzięliśmy udział w cztery osoby i wszyscy skończymy zawody. Miałem dużo więcej radości z tego wspólnego startu i bycia częścią drużyny, niż gdybym sam osiągnął nawet bardziej wymagający cel w pojedynkę. 

Szukanie równowagi i wyważanie tego, aby sport nie przykrywał innych ważnych obszarów – to jest mój sposób, aby nie popaść w uzależnienie do sportu Jest to też sposób odkrywania nowych źródeł satysfakcji z wyzwań sportowych. Tego, że przełamywanie siebie rezygnacja czasem daje większe zwycięstwo niż pierwsze miejsce w zawodach.

Fot. Archiwum Michała Laskowskiego

Sport elementem życia

Jak mądrze włączyć rozwój fizyczny w swoje życie?

Włączyć? Rozumiem, że pytasz jak zacząć jeśli się nie było dotychczas aktywnym? Na pewno z umiarem i najlepiej od czegoś, co jest dla nas frajdą. Jeśli nie lubię biegać, nie jest dobrze zmuszać się do takiej formy aktywności. Można zacząć od marszu, lub nordic-walkingu, lub pójść w zupełnie w innym kierunku jak basen, czy ćwiczenia na siłowni. Ważne, żeby wprowadzić regularność i najlepiej określić stałe dni i pory dnia, w których będzie się to odbywać. Można zacząć od kilku minutowych sesji i stopniowo je przedłużać, w miarę postępów. Pomocne może być jakieś urządzenie do monitoringu aktywności (zegarek, aplikacja w telefonie). Gdy rejestrujemy nasze postępy działa to motywująco. 

Z mojego doświadczenia nie tylko rozwoju fizycznego dużym wsparciem jest znalezienie kogoś, kto również podejmie wyzwanie i będzie w podobny sposób pracował albo kogoś z doświadczeniem kto podpowie i poradzi, jak się zabrać za rozwój fizyczny. Mając takiego „sparing-partnera” lub „coacha” możemy się dzielić postępami i wspierać w trudniejszych momentach. Staramy się również bardziej mając świadomość, że ktoś z nami realizuje program lub monitoruje postępy. Polecam też robić podsumowania – patrzeć co wyszło lub co nie wyszło i dlaczego. Warto omówić to wspólnie.

CZYTAJ>> Jak nawrócić własne serce? 40 konkretów

Początek roku wiążę się u nas z nowymi postanowieniami. Jak wytrwać w dobrych decyzjach?

Na pewno nie wolno stawiać przed sobą zbyt ambitnego celu, nieadekwatnego do naszych możliwości. Jeśli ktoś nigdy nie biegał, a postanowi, że od jutra będzie robił 6 km dziennie, to po kilku dniach się wypali, bo jego organizm nie jest przyzwyczajony do takiego wysiłku. Trzeba sobie postawić cel, który będzie dla nas atrakcyjny, ale na miarę naszych zdolności. Na przykład: przebiegnę półmaraton na wiosnę. Mając go na horyzoncie, mogę tak rozplanować działania przez najbliższe miesiące, że będę w stanie go osiągnąć.

A  po drugie – co już wspomniałem – trzeba wybrać coś, co sprawia nam frajdę, żeby się tym nie zmęczyć.

Z postanowieniami mam taką śmieszną historię. Jak przedtem wspomniałem, trzy razy w tygodniu jeżdżę z córką na basen. W środy zawsze chodzę sobie na saunę. Ostatnio nie mogłem wejść, bo tylu było ludzi! Usłyszałem, jak rozmawiają ze sobą dwaj „saunowi wyjadacze”: „Poczekajmy, jeszcze dwa tygodnie i znowu się rozluźni”. Tak niestety bywa, że tego zapału na postanowienia starcza nam często na mniej więcej na dwa tygodnie. Ale jesteśmy w stanie wypracować pewną rutynę.

Cel, planowanie i wsparcie innych ludzi.

Dokładnie tak!

[contact-form-7 id=”ac27979″ title=”Świadectwa czytelników 23.10.2023″]

Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę