Nasze projekty

Kiedy można, a nawet trzeba zwrócić uwagę księdzu?

Zawsze, gdy osoba duchowna gorszy otoczenie, krzywdzi kogoś, jest nieżyczliwa i niedelikatna, wymaga to naszej interwencji. Lecz w jaki sposób poznać, że zachowanie księdza jest niewłaściwe? Wyjaśnia ks. Piotr Pawlukiewicz w książce „Księża na księżyc! Tylko co dalej?”, którą ukończył na dwa tygodnie przed śmiercią.

Reklama

Fragmenty pochodzą z książki „Księża na księżyc! Tylko co dalej?” ks. Piotra Pawlukiewicza


Zastanówmy się nad jedną kwestią: kiedy możemy, czy nawet powinniśmy, zwrócić uwagę księdzu. Stawiając pytanie, kiedy można, a nawet trzeba zwrócić księdzu uwagę, chodzi o zastanowienie się, które sytuacje w istocie tego wymagają. Ktoś odpowie, że to proste. Zawsze, gdy ktoś postępuje niepoprawnie, powinniśmy reagować braterskim upomnieniem. Dlatego zawsze, gdy osoba duchowna gorszy otoczenie, krzywdzi kogoś, jest nieżyczliwa i niedelikatna, wymaga to naszej interwencji. No dobrze, lecz w jaki sposób poznać, że zachowanie księdza jest niewłaściwe? Przecież mocno się różnimy w swoich ocenach tego samego zdarzenia.

(…)

Reklama

Tak naprawdę jedynym sposobem na sprawdzenie, czy mamy do czynienia z dobrym, czy złym księdzem, jest porównanie go do Jezusa. Próba odpowiedzenia sobie na pytanie, czy Jezus zrobiłby tak, jak ten kapłan, którego staramy się ocenić. Niestety, nawet tutaj dużo zależy od tego, kto tę próbę podejmie. W seminariach wśród kleryków od wielu lat trwa dyskusja: czy Jezus zatańczyłby na weselu. Jedni mówią:

– Co ty, no weźże. Jezus na weselu z kobietą miałby tańczyć? Podrygiwać do jakiejś tam melodii?

– No przecież na weselu w Kanie był i normalnie w nim uczestniczył – odpowiadają drudzy.

Reklama

– Zachowywał się tam, jak wszyscy pozostali, a na weselach się przecież tańczy.

Nie wiem, czy kiedykolwiek uda im się dojść do konsensusu. (…)

Ale istnieje bardzo konkretny wzór postawy i posługiwania kapłańskiego. Jest on ponadczasowy i uniwersalny, dotyczy bowiem wszystkich biskupów i księży na świecie. Zarówno zacnych profesorów, którzy nauczają z katedr uniwersyteckich, jak i księży wikarych, którzy prowadzą grupy ministranckie. Tym wzorem jest Osoba Jezusa Chrystusa, jedynego Kapłana, którego obecność mają urzeczywistniać poprzez swoje posługiwanie wszyscy biskupi i księża. Każdy ksiądz w momencie święceń jest tak mocno jednoczony z Chrystusem, że cała jego posługa musi być na wzór kapłaństwa Chrystusowego. Jemu ma służyć, Jego ma głosić, a wszystko to czynić w Chrystusowy sposób. Każdy ksiądz jest powołany do szczególnego naśladowania swojego Zbawiciela. 

Reklama

Wracając do naszego pytania, który ksiądz jest dobry, odpowiedzieć należy: ten, który jest mocno zjednoczony ze swoim Mistrzem, mówi tak jak On, czyni tak jak On, kocha tak jak On i służy Bogu tak, jak Chrystus w posłuszeństwie służył Swojemu Ojcu. Każde odejście księdza od Osoby Jezusa, od postawy Jezusa, od nauczania Jezusa jest jego dramatem. I dlatego w zasadzie nigdy nie powinniśmy patrzeć na księdza oddzielnie, w oderwaniu od Jezusa. Mówiąc obrazowo, gdy widzimy kapłana głoszącego Boże słowo, powinniśmy oczyma wiary zawsze widzieć stojącego obok niego Zbawiciela. Gdy klękamy przy konfesjonale, powinniśmy dostrzegać gdzieś przy kratkach twarz miłosiernego Boga. Podobnie powinien przeżywać swoje posługiwanie każdy ksiądz. On także powinien bardzo szanować swoje kapłaństwo ze względu na to, że jest ono przepełnione żywą obecnością Jezusa Chrystusa.

(…)

Ludzie w Polsce dużo mówią o księżach, tak było i zawsze będzie. Będą o nas dyskutować, będą nas oceniać. Czasami będą o księżach wspominać częściej, czasami rzadziej, ale osoba publiczna, znana ludziom, jaką niewątpliwie jest ksiądz, zawsze będzie przedmiotem rozmów i ocen. Ludzie już tak mają, że najczęściej rozmawiają o tych, którzy się czymś odróżniają od reszty, na przykład dlatego, że pełnią funkcje publiczne. Praktycznie niemożliwe jest, by ludzie nie mówili o nowym księdzu, który przyszedł do parafii, o rekolekcjoniście, który głosił nauki, by nie oceniali niedzielnych kazań, sposobu prowadzenia budowy kościoła, a także tego, jak ksiądz śpiewa czy zachowuje się w czasie kolędy. Ludzie bardzo podobnie patrzą na wójta, burmistrza, wojewodę czy premiera i oceniają ich pracę. Jezus zabronił nam sądzić ludzi, ale nie wydaje mi się, aby tym samym zabraniał nam oceniać sposób ich pracy i postępowania. Mamy to jednak zawsze czynić z życzliwością, nikogo przy tym nie obmawiając i nie oczerniając. Powinniśmy także starać się odnaleźć dobro w każdym człowieku. Otóż skoro takie rozmowy o kapłanach są i będą, byłoby dobrze, gdyby wszyscy patrzyli na nich przez pryzmat Osoby Chrystusa. Oczywiście, od razu trzeba powiedzieć, że żaden z księży nigdy nie dorówna Jezusowi, ale otwierając się na Ducha Świętego, może się w swoim posługiwaniu bardzo do Niego upodobnić. Przykłady życia świętych kapłanów są tego znamiennym dowodem.

Ludzie powinni cieszyć się, kiedy „ich” ksiądz naucza jak Jezus, służy ludziom jak Jezus, napomina jak Jezus, a martwić się, gdy w duszpasterzu nie mogą znaleźć śladów postawy Mistrza. Na księdza trzeba więc patrzeć niejako z Ewangelią w ręku. Nie wystarczy powiedzieć: „Nasz ksiądz jest niedobry, bo w kościele podnosi głos na kazaniach”. Trzeba się raczej zapytać, czy robi to tak jak Jezus. Bo Zbawicielowi też zdarzało się przecież podnosić głos, wyrzucać z batem w ręku kupców ze świątyni. Kapłan ma prawo zachowywać się tak samo, ale tylko wobec takich osób i w takich sytuacjach, w jakich uczyniłby to Jezus. 

Można też zapytać o proporcje. Jak często kapłan wygłasza swoje nauki podniesionym głosem? Na pewno wykoślawiłby Ewangelię ksiądz, który krzyczałby na ludzi bez przerwy. Wszak Jezus tak nie czynił. Z drugiej jednak strony można zapytać, czy ksiądz, który przez całe życie nigdy nikogo mocno nie upomniał, naprawdę nauczał na wzór swego Mistrza? Czy jest możliwe, aby na swej wieloletniej kapłańskiej drodze nie napotkał ludzi, którzy na to zasługiwali? A wracając jeszcze do wcześniejszego przykładu, jedno pytanie: gdyby Jezus żył dzisiaj wśród nas jako zwykły człowiek, w jaki sposób mówiłby kazania o zabijaniu nienarodzonych dzieci? Zanim ktoś odpowie, proszę, by dokładnie przeczytał pewne fragmenty Ewangelii. Choćby Ewangelię Świętego Mateusza, rozdział dwudziesty trzeci, wersety od trzynastego do dwudziestego szóstego.

W ten sposób powinniśmy patrzeć również na inne sytuacje z kapłańskiego życia. Na przykład: czy na pewno zasługuje na naganę ksiądz, który usuwa się przed ludźmi pragnącymi się u niego wyspowiadać? Pozornie wydaje się, że oczywiście tak. Przecież ksiądz ma służyć ludziom, a nie ich unikać. Ktoś, kto wnikliwie czyta Ewangelię, bez trudu przypomni sobie jednak fragment, który mówi, że i Zbawiciel usuwał się na bok, mimo że ludzie Go szukali. Czynił tak, bo niekiedy był bardzo zmęczony i chciał pomodlić się w samotności. Czasami odsuwał się też od ludzi, wiedząc, że szukają go nie dlatego, iż pragną słuchać słowa Bożego, ale dlatego, że chcą, by Jezus rozmnożył im chleb lub stał się ich politycznym przywódcą. 

Gdy ktoś zatem powie: „Poprosiłem księdza, by mnie wyspowiadał, a on mi odmówił”, nie oburzajmy się od razu na jego zachowanie, ale spróbujmy wcześniej poznać sprawę, dowiedzieć, dlaczego tak się stało. Na pewno nie jest dobrze, gdy ksiądz notorycznie unika spotkań z ludźmi, ale historia Jezusa pokazuje, że taki pojedynczy wypadek może mieć miejsce, jeśli tylko wymagają tego okoliczności.

Niekiedy ludzie oburzają się, mówiąc, że wciąż buduje się nowe kościoły, gdy na ulicach jest tylu bezdomnych, a my wciąż mamy za mało szkół czy szpitali. Gdy słyszę takie głosy, w mojej głowie pojawia się pytanie, będące przy okazji świetną odpowiedzią: dlaczego Jezus pochwalił Marię Magdalenę, gdy ta wylała na Jego stopy olejek za trzysta denarów? (To była równowartość rocznej zapłaty dla robotnika, a więc – w przeliczeniu – ile tysięcy dolarów?). Przecież wtedy, może nawet tuż za ścianą, też byli biedni i głodni. Ich obecność była tam nawet bardziej prawdopodobna niż w dzisiejszych czasach. Czyżby Jezus o tym nie wiedział? 

Nasz Pan rozmawiał z cudzołożnicami, chodził w gościnę do znienawidzonych celników, był życzliwy rzymskim żołnierzom, którzy służyli przecież w okupacyjnej armii. W imię miłości bliźniego całkiem świadomie przekraczał drobiazgowe przepisy żydowskie. Przestawał nie tylko z biednymi, lecz chodził także na uczty do ludzi bardzo zamożnych z tak zwanych sfer rządzących. Ba, Zbawiciel wędrował do regionów, gdzie nigdy nie postawiłby nogi żaden pobożny Żyd. To między innymi właśnie za to został tak znienawidzony. Za to, że Jego miłość do człowieka łamała utarte schematy i nie liczyła się z ludzką opinią. W tych wszystkich swoich niekonwencjonalnych zachowaniach Jezus także kazał się naśladować. Kto chce iść w Jego ślady, będzie musiał nieraz zachować się w sposób, który wydaje się gorszący. Tylko Ewangelia, tylko pilne przyglądanie się Jezusowi pozwoli oddzielić pozorny grzech od prawdziwie ewangelicznej posługi w postawie kapłana.

(…)

Jezus doskonale znał ludzkie życie. Znał święte i ciemne zaułki ludzkiego serca i był bardzo, bardzo życiowy. Przede wszystkim w tym znaczeniu, że to On prowadził ludzi do prawdziwego życia i nigdy nie uczyniłby nic, co mogłoby pchnąć ich na drogę potępienia. Tymczasem każda akceptacja grzechu może być właśnie takim popchnięciem kogoś ku ciemności. Właśnie dlatego – z miłości do nas – Jezus był bezwzględny. Nawet wybranemu Piotrowi dostało się mocno, gdy radził Jezusowi, by nie szedł na krzyż. Tak po ludzku można by nawet powiedzieć, że Jezusowi było przykro, iż musi tak ostro skarcić ukochanego ucznia, ale uczynił to bez wahania.

Podobnie i księdzu niekiedy jest trudno i przykro, gdy musi zdecydowanie mówić „nie” tym wszystkim, którzy próbują wchodzić na drogę grzechu czy choćby jakiegoś nieewangelicznego kompromisu. Jest to trudne tym bardziej, gdy „nie” trzeba powiedzieć znajomym, o których wie się przecież, że są porządnymi ludźmi. Chyba każdy ksiądz ma czasem pokusę, by przymknąć na nich oko. By być właśnie takim „fajnym” i „życiowym”. To jest bardzo niebezpieczna pokusa kapłańskiego życia. Patrząc po ludzku, każdy ksiądz chciałby być lubiany, chciałby mówić ludziom tylko życzliwe i ciepłe słowa i spotykać się jedynie z poklaskiem. Gdyby kapłan uległ tej pokusie, na pewno zyskałby wielu sympatyków. A iluż to ludzi chciałoby usłyszeć na kazaniu słowa: „Hej, ludzie, nie wpadajmy w skrajności. Przecież to nic strasznego, gdy ktoś, z miłości oczywiście, wyjdzie powtórnie za mąż. Po co całe życie użerać się z kimś, kogo się nie kocha. A środki antykoncepcyjne to też nie taka straszna sprawa. Przecież nikomu to nie szkodzi, a ile daje spokoju i od jakiego stresu uwalnia”. Taki styl nauczania, bezstresowy i pogodny, na pewno spodobałby się wielu. Takiemu księdzu zapewne dobrze by się powodziło. Zyskałby wśród parafian wielu przyjaciół, tylko że… straciłby i zdradziłby Chrystusa i Kościół. Właśnie dlatego ksiądz, chcąc być wiernym Bogu, musi niekiedy być Jego znakiem sprzeciwu dla ludzi. 

(…)

Bycie prawdziwym, autentycznym, tak jak Chrystus oddanym Prawdzie, to cecha, której niejeden świecki szuka u duszpasterzy. Znamienne jest, że tylko „prawdziwi” kapłani, żyjący tym, co głoszą, zdobywają ludzki szacunek i serca. Pamiętam takiego księdza, który kiedyś z jakimiś chłopakami jeździł przed wakacjami po sklepach, kompletując sprzęt na organizowany przez siebie spływ kajakowy. Tu kupili kaszę, cukier, tam jakiś sprzęt turystyczny. To wszystko trochę trwało, bo rzecz działa się w poprzednim ustroju, a dostępność towarów nie była wtedy taka jak dziś. Któryś z kolei sprzedawca poprosił ich, by poczekali dziesięć minut, to uda mu się załatwić jakiś potrzebny im przedmiot. Ksiądz wtedy powiedział: „Panowie, panowie, mamy dziesięć minut, to odmówmy sobie  dziesiątkę różańca, bo jak jej nie odmówimy, to padniemy na pysk”. Jego słowa były po prostu autentyczne, nie sztuczne, nie zagrane. Wszyscy odmówili tę dziesiątkę różańca, wierząc, że dzięki ich modlitwie spływ przebiegnie pomyślnie i bezpiecznie.  

Być może przyjdą jeszcze w Polsce czy w innych rejonach świata czasy, w których takich sytuacji będzie mniej, kiedy liczba przyznających się do chrześcijaństwa zmniejszy się. Będzie to smutne, ale nie tragiczne. Bo nawet garstka ludzi wiernych Ewangelii i Tradycji pozostaje Kościołem. Tłum jednak, który przerobił sobie naukę Jezusa na jakąś własną modłę, Kościołem Chrystusowym już nie jest. Dlatego dla Ludu Bożego argument liczby wiernych w kościołach nigdy nie był istotny. Od czasów samego Jezusa chrześcijanie doświadczali tego, że głoszona przez nich nauka nie podoba się wielu ludziom. Z jej powodu bywali często opuszczani przez bliskich, a nawet skazywani na prześladowanie.

Tylko na marginesie można tu przypomnieć, że są w świecie takie Kościoły chrześcijańskie, które zaakceptowały zabijanie nienarodzonych dzieci, antykoncepcję, rozwody, a aktywny homoseksualizm nie jest w ich mniemaniu wykroczeniem moralnym. Kościoły te stały się tak wygodne i „światowe”, że w wyniku tego… straciły wielu wiernych, a ich świątynie świecą dziś pustkami. 

Każdy kapłan ma być sługą Jezusa, o którym mówiono, że postradał zmysły. Wielu współczesnych Mu ludzi, patrząc na Nauczyciela z Nazaretu, pytało się zapewne: „Kim On jest? Szalony czy święty?”. Bardzo wielu pogubiło się, szukając odpowiedzi na to pytanie. Dziś ludzie też mają wiele wątpliwości, które wyrażają się właśnie w dyskusjach o Kościele. Czy Kościół broni wolności człowieka, czy chce ją ograniczyć? Wiarygodne światło na tę sprawę może rzucić jedynie Ewangelia i sam Jezus. Dlatego nie mogą zrozumieć Kościoła ci, którzy nie czytają Pisma Świętego, którzy nie zginają kolan przed Bogiem. Nie mogą zrozumieć świętości Kościoła, która ukryta jest w plewach grzechu. Nie mogą dostrzec celu, do którego zmierza Lud Boży. Nie mogą zrozumieć stopnia takich niebezpieczeństw jak zabijanie poczętego życia, eutanazja, rozwody, rozkład rodziny i wiele, wiele innych.

Nie dziwi mnie taka postawa u ludzi odcinających się od chrześcijaństwa. To naturalne, że odrzucają oni to, co trudne i wymagające zaparcia się siebie. Jednak my, którzy zbieramy się wspólnie na modlitwie i Eucharystii, powinniśmy, poznając naukę Bożą przez studia i pracę duchową, jednoczyć się w traktowaniu tego, co jest dobre dla człowieka, dla Kościoła, dla naszego zbawienia. W świetle nauki Biblii nie powinniśmy mieć wątpliwości, który uczynek jest dobry, która droga jest lepsza i… który ksiądz tak naprawdę jest dobry.


 

Księża na Księżyc! Tylko co dalej?
Ks. Piotr Pawlukiewicz

Jeden z najpopularniejszych polskich rekolekcjonistów, wspominając swoje kapłaństwo, opowiada o trudnych ostatnio relacjach między księżmi a świeckimi. Nie stroniąc od ciętych i błyskotliwych uwag, za pomocą książki „Księża na księżyc” uczy nas, jak w każdej sytuacji samemu odkrywać, gdzie leży prawda. Dostrzegać dobro – nie tylko tam, gdzie jest ono oczywiste.

W ostatniej książce, nad jaką pracował, ks. Piotr mówi: „W Kościele nie istnieją tematy, o których nie warto mówić. Jeśli ktoś je porusza, to znaczy, że trzeba je wytłumaczyć. Nie możemy nabierać wody w usta”.

 

KUP KSIĄŻKĘ>>>

Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę