Ostatnia droga Korczaka i dzieci z Domu Sierot. „Szedł wyprostowany, z twarzą przypominającą maskę, pozornie opanowany”
"Ukryłem twarz w dłoniach, poczułem głęboki ból na myśl, że jesteśmy bezsilni, że nie mogę nic zrobić, tylko bezradnie przyglądać się mordowi" - wspominał Nachum Remba, urzędnik, który obserwował wstrząsający przemarsz Janusza Korczaka i dzieci z Domu Sierot na Umschlagplatz, skąd zostali wywiezieni do obozu zagłady w Treblince.
Janusz Korczak w czasie okupacji nosił polski mundur wojskowy i nie aprobował dyskryminacyjnego oznaczania Żydów opaską z niebieską Gwiazdą Dawida. Nie ograniczał się tylko do działalności w Domu Sierot, ale angażował się także w działania na rzecz innych placówek.
Walka o dzieci
Po wybuchu II wojny światowej wraz z wychowawcami i współpracownikami, Korczak dyżurował w Domu Sierot. Nieustannie zabiegał także o wsparcie dla swojej instytucji. Latem 1940 r. udało mu się jeszcze wyjechać z dziećmi na kolonie letnie do „Różyczki”, filii Domu Sierot mieszczącej się w Wawrze. Jesienią 1940 r. Dom Sierot – jako instytucja żydowska – nakazem okupanta został przesiedlony do getta na ulicę Chłodną 33, do budynku Gimnazjum Kupieckiego im. Marii i Józefa Roeslerów, zaś Korczak trafił na pewien czas do aresztu za nienoszenie nakazanej Żydom opaski z gwiazdą Dawida. Po miesiącu zwolniono go, po wpłaceniu kaucji przez jego przyjaciół i byłych wychowanków.
W październiku 1941 r. Dom Sierot został zmuszony po raz kolejny do przeprowadzki. Korczak cały czas walczył o środki finansowe na utrzymanie dzieci, ale przede wszystkim starał się, by mimo beznadziejnej sytuacji, życie w Domu Sierot płynęło wcześniejszym, przedwojennym rytmem. Od maja 1942 roku zaczął pisać „Pamiętnik”, który ukazywał tragiczny obraz okupacji hitlerowskiej.
Ostatnia droga z Domu Sierot
W czasie trwania tzw. „wielkiej akcji likwidacyjnej” – głównego etapu eksterminacji ludności warszawskiego getta 5 lub 6 sierpnia 1942 r., Janusz Korczak, wychowawcy z Domu Sierot i około 200 wychowanków zostali wywiezieni do obozu zagłady w Treblince. Choć wielu przyjaciół oferowało mu zorganizowanie ucieczki, Janusz Korczak odmówił pomocy dla siebie i opuszczenia dzieci i pracowników Domu Sierot. Nie przyjął pomocy w opuszczeniu getta i ukryciu się.
Przemarsz Janusza Korczaka i dzieci z Domu Sierot na Umschlagplatz był wstrząsającym widokiem. Relacje dotyczące przebiegu marszu i samej trasy na Umschlagplatz zachowały się we wspomnieniach świadków.
Przeczytaj również
CZYTAJ: Bohaterowie wojny, którzy nieśli nadzieję
„Chciał im tę drogę ułatwić”
Przypadkowo stałem się świadkiem wymarszu Janusza Korczaka i jego sierot z getta (…). Spędził z nimi długie lata swojego życia i teraz, w ich ostatniej drodze, nie chciał ich zostawiać samych. Chciał im tę drogę ułatwić. Wytłumaczył sierotom, że mają powód do radości, bo jadą na wieś (…). Gdy spotkałem ich na Gęsiej, dzieci, idąc, śpiewały chórem, rozpromienione, mały muzyk im przygrywał, a Korczak niósł na rękach dwoje najmłodszych, także uśmiechniętych, i opowiadał im coś zabawnego – czytamy we wspomnieniach Władysława Szpilmana.
„Był pozornie opanowany”
Tak sytuację tę wspominała Irena Sendlerowa: Był już wtedy bardzo chory, a mimo to szedł wyprostowany, z twarzą przypominającą maskę, pozornie opanowany: Szedł przodem tego tragicznego pochodu. Najmłodsze dziecko trzymał na ręku, a drugie maleństwo prowadził za rączkę. We wspomnieniach różnych osób jest tak, a w innych inaczej, co nie znaczy, że ktoś się myli. Trzeba tylko pamiętać, że droga z Domu Sierot na Umschlagplatz była długa. Trwała cztery godziny. Widziałam ich, kiedy z ulicy Żelaznej skręcali w Leszno.
„Nie chciał ani na chwilę opuścić dzieci”
Jedną z ostatnich osób, która rozmawiała z Korczakiem przed wywiezieniem do Treblinki, był Nachum Remba, urzędnik Judenratu dyżurujący na Umschlagplatzu:
Zasygnalizowano nam, że prowadzą Szkołę Pielęgniarek, apteki, Dom Sierot Janusza Korczaka, internaty na Śliskiej i wiele innych. Upał tego dnia był niesamowity. Dzieci z internatów posadziłem na krańcu placu pod murem. Sądziłem, że może uda się je uchronić tego popołudnia, zatrzymać do następnego dnia. Zaproponowałem Korczakowi, aby udał się ze mną do Gminy w nadziei, że podejmie ona interwencję u Niemców. Korczak odmówił. Nie chciał ani na chwilę opuścić dzieci. Rozpoczęło się ładowanie do wagonów. Z drżeniem stałem przy kordonie Służby Porządkowej w nadziei, że mój plan się uda. Pytałem ciągle o stan liczebny transportu, wciąż ładowano i ładowano ludzi, lecz brakło jeszcze do wyznaczonego kontyngentu. Szła stłoczona ciżba ludzka, popędzana nahajami. Nagle pan Sz. (Szmerling) rozkazał wyprowadzić internaty. Na czele pochodu był Korczak. Dzieci ustawiono czwórkami. Korczak z podniesioną głową trzymał dwoje dzieci za rączki, prowadząc pochód. Drugi oddział prowadziła Wilczyńska, trzeci – Broniatowska (jej dzieci miały niebieskie plecaki), czwarty – Szternfeld z Internatu na Twardej. Ukryłem twarz w dłoniach, poczułem głęboki ból na myśl, że jesteśmy bezsilni, że nie mogę nic zrobić, tylko bezradnie przyglądać się mordowi.
Prekursor ruchu na rzecz praw dzieci
Korczak z pewnością liczył się z tym, że nie przeżyje „wysiedlenia na wschód”, przy czym najprawdopodobniej nie wiedział, że Treblinka to obóz zagłady. Zginął prawdopodobnie 7 sierpnia 1942 r. w Treblince.
Obecnie myśl pedagogiczna Janusza Korczaka jest coraz szerzej znana na świecie, jest on rozpoznawany przede wszystkim jako prekursor i przedstawiciel ruchu na rzecz praw dzieci.
culture.pl,dzieje.pl,wikipedia,zś/Stacja7