Nasze projekty
Fot. sitthiphong/Freepik

Czy Jezus miałby konto na Facebooku?

Czy Kościół na swojej obecności w sieci więcej zyskał, czy stracił?

Reklama

Od momentu, w którym Mark Zuckenberg – niepozorny student Uniwersytetu Harvarda – uruchomił portal społecznościowy The Facebook, zdążyło się urodzić i wychować całe pokolenie. Dwadzieścia lat, które dzieli nas od 4 lutego 2004 r., to nie tylko okres rewolucji w mediach cyfrowych, ale również zmiana komunikacyjnego status quo porównywalna z wynalezieniem druku.

ZOBACZ>>> Uzależnia, ale i inspiruje. Na co uważać wdrażając młodych ludzi w świat TikToka?

Bilans zysków i strat dla Kościoła

Dwadzieścia lat to również wystarczająco dużo czasu, aby spojrzeć na Facebooka i media społecznościowe dojrzale, nie tylko od strony zalet, ale również ze świadomością szkód, które wyrządziły. Zwłaszcza w Kościele, który choć opierał się przed obecnością w sieci, w końcu musiał skapitulować, uznając, że tam gdzie są wierni, tam musi być również Ewangelia. Gdybym jednak musiał oszacować bilans zysków oraz strat – zwłaszcza przez pryzmat tego, co o destrukcyjnym wpływie mediów społecznościowych na naszą kondycję psychiczną mówi nauka – skłaniałbym się raczej ku stwierdzeniu, że Kościół w erze Facebooka więcej stracił.

Reklama

Poniekąd przez swoją spóźnioną refleksję oraz odpowiedź na pytanie nie o to „czy“, ale „jak“ opowiadać o Jezusie w XXI wieku, ale również dlatego, że boisko, na którym toczy się ta gra od początku było nierówne. Nie jest tajemnicą – a zeznawali na ten temat w amerykańskim Kongresie liczni pracownicy korporacji Meta – że algorytmy, którymi kierują się aplikacje, celowo doprowadzały do zachowań toksycznych, maksymalizujących zyski.

Jak działa ten mechanizm? W dużym skrócie portale takie jak Facebook premiują jak największe zaangażowanie, zaangażowanie zdobywa się poprzez kontrowersje, kontrowersje prowadzą do pogłębiającej się polaryzacji, która z kolei psuję debatę publiczną, sprowadzając wszystkich do tego samego poziomu – konkurentów walczących o uwagę w kakofonii największej agory świata. Jak w podobnych warunkach, obok filmików z kotami i zdjęciami z dronów-kamikadze na Ukrainie, przebić się ze Słowem Bożym? Nie zatracić jego głębi i personalnego charakteru? Nie dać się sprowadzić do roli katolickiego influencera?

CZYTAJ>>> Ksiądz na TikToku. „Czasem dostaję dramatyczne wiadomości, a czasem… prośby o spowiedź”

Reklama

Zrozumieć powagę sytuacji

Gdy wczytamy się w aktualne nauczanie Kościoła w temacie mediów społecznościowych, choć jest ono słabo znane i rozpowszechnione w Polsce, widać, że Stolica Apostolska co prawda późno, ale zrozumiała powagę sytuacji.

„Dziś nie można mówić o ‚mediach społecznościowych‘ bez uwzględnienia ich wartości komercyjnej, czyli bez świadomości, że prawdziwa rewolucja nastąpiła w momencie, gdy firmy i instytucje zdały sobie sprawę ze strategicznego potencjału platform społecznościowych, przyczyniając się do szybkiej konsolidacji języków i praktyk, które z biegiem lat przekształciły użytkowników w konsumentów. Ponadto osoby fizyczne są zarówno konsumentami, jak i towarami: jako konsumenci otrzymują reklamy oparte na danych i treści sponsorowane w sposób dostosowany do ich potrzeb; jako towar dostarczają swoje dane i profile, które są sprzedawane innym firmom w tym samym celu“ – czytamy w stanowisku Paolo Ruffiniego, prefekta watykańskiej Dykasterii ds. Komunikacji, zawartego w dokumencie „Ku pełnej obecności“ z maja 2023 r.

To, o czym mówi, jest zaskakująco zbieżne z diagnozami świeckich ekspertów, którzy z techno-optymistów, przechodzą na pozycje kontestatorów Facebooka, Instagrama czy Tik-Toka.

Reklama

ZOBACZ>>> Rekord prób samobójczych dzieci i młodzieży. Skrajnie niska samoocena i samotność

„Jesteśmy hiper-połączeni i jednocześnie hiper-samotni”

Paradoksem naszych czasów jest to, że jesteśmy hiper-połączeni i jednocześnie hiper-samotni – mówił Ruffini na Kongresie SIGNIS w Seulu w 2022 r., w swoich innych wystąpieniach dodając, że Kościół przypomina, że choć sieć jest nieodłączną częścią naszego życia i nie możemy zamykać na nią oczu, są rzeczy, których technologia nie zastąpi.

„Jak wolność. Jak cud spotkania między ludźmi, zadziwienie niespodziewanym, nawrócenie, iskra geniuszu, bezinteresowna miłość“. Być może nie bez powodu, Ewangelia przyszła na świat wtedy, gdy drogą do Boga było spojrzenie Mu w twarz, a nie w filmik w mediach społecznościowych?

CZYTAJ>>> Patoinfluencerzy. Jak ochronić dzieci przed ich wpływem?

Kościół musi uciec od mediów społecznościowych?

Nie oznacza to, że Kościół musi od Facebooka czy X-a uciekać, ale z pewnością chcąc nie rozmienić na drobne depozytu wiary, musi w sposób spójny i konsekwentny rozumieć jak posługiwać się narzędziem, które coraz częściej zamienia się w broń – zwłaszcza w kontekście płatnej i państwowej propagandy prowadzonej przez państwa.

W jakich aspektach media społecznościowe nadal się przydają? Na pewno stanowią ważną platformę do ewangelizacji, budowania wspólnoty wokół konkretnej parafii czy organizacji, czy choćby do prostej komunikacji z wiernymi i włączania ich w życie Kościoła lokalnego. Przykład pandemii, gdy kontakt z Mszą Świętą przeniósł się on-line pokazał nam cienie i blaski przenikania się tych światów, ale może jeszcze bardziej, że nie da się od tego faktu uciec. Proboszczowie czy przełożeni zakonni muszą się zatem profesjonalizować, budować strony internetowe, tworzyć grupy i dzielić się wartościowymi treściami tam, gdzie siedzą ludzie, którzy szukają Boga. Nawet, jeśli jest to Tik-Tok.

ZOBACZ>>> Youtuberka, instagramerka, tiktokerka… Co druga nastolatka marzy o karierze influencerki

Jak być w mediach społecznościowych?

Pytanie istotniejsze – i mam wrażenie nadal bez odpowiedzi – polega jednak na tym, jak robić to mądrze. Jak nie przejść drogi, którą sam nie raz obserwowałem. Od publicysty, przez katolickiego youtubera, po kontestatora Kościoła, aż po apostazję. Jak nie zgubić sensu głoszenia Dobrej Nowiny, gdy jednocześnie bijemy się o zasięgi i odsłony, które przecież można monetyzować?

Często zastanawiam się, co zrobiłby dzisiaj Jezus, gdyby przyszedł na świat 20, 30 lat temu. Czy miałby konto na Instagramie? Czy głosiłby i nauczał on-line? Czy w dzisiejszym świecie post-prawdy, AI i fake-newsów, ktoś by mu jeszcze uwierzył? Nie wiem. Nie mam jednak wątpliwości, że prawda o naszej wierze jest czymś trwalszym od każdej mody i każdej technologii, dlatego choć z Facebooka i jemy pochodnych platform korzystać trzeba, na pewno nie warto się dla nich zmieniać. Chrześcijaństwo, o czym dobitnie dowiedział się św. Paweł w rozmowie z greckimi filozofami, nie jest zupą pomidorową, która będzie się wszystkim podobać. Istniało jednak przed Zuckenbergiem i będzie istnieć długo po nim. Bo tutaj jedynym algorytmem – jakkolwiek pretensjonalnie i banalnie to brzmi – jest miłość. Ona, gdy jest szczera, nie może się znudzić.

Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę