Nasze projekty
fot. Cathopic

Sny o prymasie

Między biskupami a papieżem nie istnieje dziś żaden szczebel pośredni.

Reklama

Podobno w naszych snach brak najnowszych wynalazków i osiągnięć technologicznych. Nie śnimy o smartfonach, komputerach, bo sny konstruują obrazy na podstawie pamięci genetycznej, korzystają z tego, co utrwaliło się dawniej, w naszym historycznym DNA. Tak samo często jest z postrzeganiem rzeczywistości, również tej kościelnej. Prymasa Wojciecha Polaka wiele osób postrzega przez pryzmat prymasów z przeszłości, interreksów, rzeczywistych głów Kościoła w Polsce, na czele z prymasem Wyszyńskim, nie wychwytując zmian, które nastąpiły w ostatnich dziesięcioleciach: władza prymasa de facto nie istnieje, jest to tylko honorowy tytuł nie mający znaczenia praktycznego.

Kiedy prymas Wojciech Polak po filmie braci Sekielskich „Zabawa w chowanego” złożył do Watykanu zawiadomienie o możliwych zaniedbaniach bp. Edwarda Janiaka, znacząca część opinii społecznej przyjęła tę reakcję jako działanie słuszne i pożądane. Zaoponował sam biskup kaliski, nazywając reakcję prymasa Polaka „atakiem na biskupa diecezjalnego”. Poparła go część publicystów i mediów katolickich.

Reklama

Wydarzenie to interpretowano różnie: jako kontratak oskarżonego o zaniedbania biskupa skierowany w stronę delegata Episkopatu ds. ochrony dzieci i młodzieży albo jako konfrontację tej części biskupów, którzy chcą milczeć z tą, która chce działać, „tuszujących” z „reformatorami”. „Dobrego szeryfa” chcącego zrobić porządek w Kościele przeciwstawiano złemu, ukrywającemu pedofilię, przestępcy. Albo odwrotnie: na dobrego biskupa, nie mając żadnych dowodów, bez prawa do obrony, wydano medialny wyrok, a przyczynił się do tego bezkrytyczny wobec manipulacji wrogów Kościoła młody hierarcha.

W najciekawszej warstwie jest to konfrontacja zupełnie inna. Konfrontacja „prymasa Polski” z „arcybiskupem gnieźnieńskim”. Konfrontacja wyobrażenia o prymasie, władającym, jak Wyszyński, polskim Kościołem, z realiami, które dobitnie przedstawił sam bp Janiak. W ujawnionej korespondencji biskup kaliski, wzburzony, napisał do innych biskupów: „Ksiądz arcybiskup Wojciech Polak uczynił następujące kroki: uderzył w biskupa diecezjalnego i wydał na niego wyrok”. Nie „prymas”, lecz „arcybiskup”. „Uderzył w biskupa diecezjalnego”, choć w domyśle nie ma do tego prawa, bo jest – tak jak on – tylko biskupem diecezjalnym. Podczas gdy opinia społeczna śni o prymasie, obecne status quo wskazuje arcybiskupowi gnieźnieńskiemu miejsce „inter pares”.

Reklama

Pierwszy

Jak zrodził się „prymas”, doskonale ilustruje historia Polski. W Kościele trzema kluczowymi jednostkami administracyjnymi są: diecezja skupiająca parafie oraz metropolia (skupiająca kilka diecezji). Na czele diecezji stoją biskupi, na czele metropolii arcybiskup metropolita, biskup diecezji zwanej z tego powodu archidiecezją. Do XIV wieku sytuacja w Polsce była jasna: jako że metropolia była jedna, gnieźnieńska, to metropolita gnieźnieński był pierwszym i najważniejszym. Arcybiskupstwo gnieźnieńskie – oparte na tradycji św. Wojciecha – było szczytem kościelnej kariery. Metropolita gnieźnieński koronował królów, przyjeżdżając do Krakowa nawet wtedy, gdy na miejscu byli biskupi krakowscy. 

Wszystko zmieniło się wtedy, gdy powołano drugą w Polsce stolicę metropolitalną w Haliczu (dziś jej tradycję kontynuuje Lwów). Trzeba było ustalić, który z dwóch metropolitów w Polsce jest tym pierwszym. Pierwszeństwo oczywiście zachowało Gniezno, stąd też nazwa: pierwszy, po łacinie „primus”, prymas, prymas Polski. W podobny sposób stolice prymasowskie i funkcja prymasów ukształtowały się w ramach innych regionów Europy i świata. Zakręty polskiej historii nieco komplikują tę prawidłowość, bo w międzyczasie, w XIX w. w czasie rozbiorów, mieliśmy trzech prymasów jednocześnie: w Gnieźnie, Warszawie i Lwowie, ale z punktu widzenia geografii politycznej było to naturalne: każde z tych trzech miast (i zarazem metropolii kościelnych) znajdowało się w innym państwie. Prymasostwo warszawskie („Królestwa Polskiego”) i lwowskie („Galicji i Lodomerii”) wkrótce wygasły, rolę odgrywa tylko to jedno, najstarsze: gnieźnieńskie. 

Prymasem „gnieźnieńskim” a nie „warszawskim” został rezydujący w Warszawie od 1948 kard. Stefan Wyszyński. Jak to się stało? Wszystko dlatego, że on, podobnie jak jego poprzednik, kard. Hlond (choć zaledwie przez ostatnie 2 lata swej posługi) kierowali jednocześnie dwiema archidiecezjami i metropolitami: gnieźnieńską i warszawską. Unia personalna została utworzona przez Stolicę Apostolską w powojennym 1946 roku. Poprzednik kard. Hlonda na stolicy w Warszawie, kard. Kakowski, choć też prymas, był prymasem zupełnie innej linii: z racji zachowania tytułu prymasa Królestwa Polskiego. Tak oto, zupełnym wyjątkiem, Warszawa była siedzibą ośmiu prymasów: pięciu z racji krótkiego istnienia linii prymasów Królestwa Polskiego i trzech (razem z kard. Glempem) „gnieźnieńskich”, gdy Gniezno i Warszawę łączył ten sam pasterz. 

Reklama

fot. Instytut Prymasowski

Prymas Tysiąclecia

Kard. Stefan Wyszyński jako Prymas Polski zyskał największe kompetencje, jakie kiedykolwiek w historii jakiemukolwiek prymasowi przypadły. Po części wynikały one z regulacji prawnych – z urzędu był przewodniczącym polskiego Episkopatu, do niego należało wiele funkcji zwykle przypadających nuncjuszowi apostolskiemu, a to z tej racji, że podczas PRL-u nuncjusza po prostu nie było. Z racji na ograniczone kontakty ze Stolicą Apostolską, prymas Wyszyński posiadał również wiele prerogatyw papieskich. Co więcej, przez wiele lat prymas Wyszyński był administratorem apostolskim na ziemiach odzyskanych. W drugiej części kompetencje prymasa wynikały z osobistego autorytetu, który był wynikiem przede wszystkim niezłomnej postawy w kontaktach z władzami PRL, uwięzienia, a potem przygotowania narodu polskiego do jubileuszu tysiąclecia chrztu Polski. To, że był biskupem stolicy, też miało bardzo duże znaczenie.

Postrzeganie prymasa jako głowy Kościoła w Polsce i nadzwyczajnego autorytetu bierze się przede wszystkim z tego okresu. Jest w tym obrazie wiele nieporozumień i zafałszowań. Prymas Polski, nawet jeśli był nim kard. Wyszyński, nie był w sensie prawnym zwierzchnikiem pozostałych polskich biskupów. Każdy z biskupów diecezjalnych w ramach swojej diecezji zachowuje pełnię władzy i odpowiada tylko i wyłącznie przed papieżem (w starożytności i średniowieczu większą rolę odgrywali jeszcze metropolici). Tę prawidłowość tłumaczy jedno z łacińskich określeń: „primus inter pares”, czyli pierwszy między równymi. Pierwszeństwo, nie przełożeństwo.

Między równymi

Pozycję – choć już nie, co oczywiste, autorytet – prymasa Polski kontynuował kard. Józef Glemp. Za jego prymasostwa, po upadku komunizmu odrodziły się stosunki dyplomatyczne między Polską a Stolicą Apostolską. W 1989 roku wrócił nuncjusz apostolski, co ostatecznie zakończyło erę specjalnych prerogatyw papieskich udzielanych prymasowi. 

Nastąpiła wtedy jeszcze jedna bardzo ważna zmiana. Sobór Watykański II uregulował funkcjonowanie konferencji episkopatów, czyli zebrań biskupów w ramach jednego państwa czy regionu, a Kodeks Prawa Kanonicznego z 1983 roku ostatecznie zobligował do wdrożenia tej reformy w życie. Dotąd episkopatom przewodził prymas (albo najstarszy spośród biskupów), po reformie przewodniczący jest wybierany przez pozostałych biskupów. W Polsce zaaplikowano tę reformę z pewnym opóźnieniem, bo w 1994 roku, ale zmiana nie została wtedy dostrzeżona, bo i tak, dwukrotnie na pięcioletnią kadencję, przewodniczącym został wybrany kard. Józef Glemp. 

Funkcje prymasa i przewodniczącego episkopatu rozeszły się w 2004 roku: prymas Glemp nie mógł być wybrany na trzecią kadencję, przewodniczącym został metropolita przemyski, abp Józef Michalik. Teraz prymas mógłby przewodzić episkopatowi tylko wtedy, gdy zostałby przez biskupów wybrany. 

Jeszcze ważniejsza zmiana nastąpiła w 1992 roku, choć jej spektakularne skutki znów pokazały się niemal dwadzieścia lat później. Wraz z reformą administracyjną Kościoła w Polsce zlikwidowano unię personalną archidiecezji gnieźnieńskiej i warszawskiej. Obie zostały zresztą uszczuplone o tereny, na których powstały zupełnie nowe, mniejsze diecezje. Kard. Glemp pozostał biskupem archidiecezji warszawskiej, tymczasem arcybiskupem gnieźnieńskim został abp Muszyński. Był pierwszym od 1417 biskupem gnieźnieńskim, który wraz z nominacją nie został prymasem Polski. Była to naturalna konsekwencja likwidacji unii warszawsko-gnieźnieńskiej, bo niewyobrażalne było „odebranie” tytułu prymasa kard. Glempowi bądź istnienie dwóch prymasów w granicach jednego państwa. Ale takie rozwiązanie mogło być zaledwie tymczasowe; formalnie tłumaczono je pozostawieniem prymasowi Glempowi tytułu „kustosza relikwii św. Wojciecha”. Wisiało pytanie: co dalej? 

Trwał wówczas dość ciekawy spór o to, czy prymasostwo związać na stałe ze stolicą, z Warszawą, czy wybrać koncepcję gnieźnieńską. Która z nich zwyciężyła, ujawnił rok 2009, kiedy kard. Glemp ukończył 80 rok życia. Wygrało Gniezno.

Stolica Apostolska wybrała zatem koncepcję historyczną, według której każdy biskup gnieźnieński od XV wieku jest prymasem Polski. Jak wspomnieliśmy, abp Muszyński jako pierwszy od wielu wieków nim nie był – i właśnie teraz nim został: na trzy miesiące przed odejściem na emeryturę. Tradycja ocalona.

fot. Flickr/EpiskopatNews

Kustosz

Tyle że tytuł „prymasa” w nowej formie niewiele już znaczył. Wraz z odejściem kard. Glempa na emeryturę, na emeryturę odeszło samo prymasostwo w dotychczasowej postaci. Prymasi: Muszyński, Kowalczyk nie mieli innych kompetencji oprócz honorowego pierwszeństwa. 

Nie ma ich też obecny prymas, abp Wojciech Polak. Wśród zachowanych przywilejów są tylko stałe członkostwo w Radzie Stałej Konferencji Episkopatu Polski, tytuł „eminencji” oraz funkcja kustosza relikwii św. Wojciecha, przywilej noszenia purpurowej sutanny, z którego zresztą abp Polak nie korzysta. 

Kim jest prymas Wojciech Polak? Jest arcybiskupem gnieźnieńskim, czyli ordynariuszem archidiecezji gnieźnieńskiej, podobnie jak każdy z 42 innych biskupów diecezjalnych na terenie własnych diecezji, aczkolwiek Statut Konferencji Episkopatu Polski w artykule trzecim „Do Konferencji należą” wymienia w pierwszym punkcie Prymasa Polski, który zachowuje „honorowe pierwszeństwo wśród biskupów polskich”. Kim nie jest? Nie jest zwierzchnikiem Kościoła w Polsce, nie ma żadnej władzy zwierzchniej nad innymi biskupami, żadnego realnego przewodzenia. 

Każdy biskup diecezjalny ma nad sobą zwierzchnika, ale nie jest nim ani prymas, ani przewodniczący Episkopatu, ani nuncjusz. Jest nim papież. To papież mianuje nowych biskupów, papież ma również władzę ich odwołać. Między biskupami a papieżem nie istnieje żaden szczebel pośredni, poza może metropolitami z bardzo ograniczonymi kompetencjami. Taki model funkcjonowania administracji kościelnej to w głównej mierze owoc Soboru Watykańskiego II, który najbardziej podkreślił władzę i suwerenność biskupa w ramach swoich diecezji. 

Paradoksalnie, zmierzch funkcji prymasa przygotował Sobór Watykański II. Paradoksalnie, bo działo się to dokładnie wtedy, kiedy świat wkraczał w erę globalizacji i gwałtownego rozwoju mediów elektronicznych. W czasie gdy przemiany kulturowe nakazywały tworzyć i wzmacniać jeden ośrodek decyzyjny i komunikacyjny w ramach jednego państwa, w Kościele nastąpiła decentralizacja i wzmocnienie władzy biskupów w diecezjach. W efekcie, mamy dziś w Polsce ponad 40 biskupów, posiadających niezależną, suwerenną władzę w ramach ich diecezji. 

Konsekwencje są daleko bardziej idące: Polacy, zapytani, kto jest liderem Kościoła w Polsce, nie potrafią na to odpowiedzieć. Tylko najbardziej praktykujący znają swoich biskupów. Przeciętny katolik zna swojego proboszcza oraz papieża – z telewizji. Mimo intencji wzmocnienia ich władzy przez sobór, biskupi z tego postrzegania zostali wyłączeni. Oto paradoksalny efekt skrzyżowania gwałtownych zmian społecznych i globalizacji z soborową decentralizacją.


ZOBACZ TEŻ:

Czy z funkcją metropolity wiąże się realna władza? A może to tylko symboliczna funkcja?

 

 


Jawa czy sen?

Zaledwie półtora roku temu prymas Polski, abp Wojciech Polak został przez episkopat Polski wybrany na delegata ds. ochrony dzieci i młodzieży. Stało się to tuż po wybuchu kryzysu nazwanego przez media „pedofilią w polskim Kościele”. W oczach społeczeństwa wiarygodność polskich pasterzy znacznie zmalała, tym bardziej zabrakło – i ciągle brakuje – zdecydowanych i widocznych działań naprawczych. Funkcja delegata ds. ochrony dzieci i młodzieży nie dała abp Polakowi wystarczających instrumentów do walki z nadużyciami. Powolnie tworzy się fundacja św. Józefa, ciesząca się dobrym wizerunkiem w mediach, choć wciąż z ograniczonymi rezultatami. Udało się natomiast utworzyć biuro delegata i rozpocząć systemowe działania. Rozproszony episkopat z krzyżującymi się nawzajem kompetencjami w sytuacji kryzysowej działa powolnie, nawet dla katolików nieprzekonująco i w strachu przed mediami, podczas gdy zarządzanie kryzysem potrzebuje transparentności, odwagi i stanowczości, prezentowanej przez jednego wiarygodnego lidera. A tego dzisiejszy model władzy kościelnej nie przewiduje.

Pomimo tego prymas Polak pozytywnie wyróżnił się w tej sytuacji, przede wszystkim publikując oświadczenia po obu filmach braci Sekielskich. Po pierwszym oświadczeniu opinia społeczna dała mu kredyt zaufania. Kiedy rok później zaprezentowano drugi film braci Sekielskich oskarżający o tuszowanie nadużyć bp Edwarda Janiaka, prymas Polak znów zabrał głos. Aby ocalić wiarygodność Kościoła i własną, nie wystarczyło powtórzenie zapewnienia z zeszłego roku, to działa tylko raz. 

Prymas musiał spełnić wobec katolików tamtą zapowiedź „zrobię wszystko co w mojej mocy”. Ale jak? Diecezja kaliska nie znajduje się w metropolii gnieźnieńskiej, by to arcybiskup gnieźnieński pospieszył z reakcją. Prymasostwo niewiele dziś znaczy, to funkcja honorowa. Znaczący był początek oświadczenia abp Wojciecha Polaka: nie jako prymas, nie jako arcybiskup gnieźnieński, lecz „jako delegat Episkopatu do spraw ochrony dzieci i młodzieży” złożył do Stolicy Apostolskiej zawiadomienie o możliwym zaniedbaniu. 

Wybór prymasa Polaka na delegata Episkopatu ds ochrony dzieci i młodzieży w momencie wybuchu kryzysu w polskim Kościele otworzył kwestię, czy przez to zrodzi się silny osobisty autorytet arcybiskupa Gniezna zdolny w rezultacie podnieść znaczenie urzędu prymasa. Tylko taki scenariusz wzmocnienia prymasostwa, poprzez autorytet, wchodzi w grę, bo o planach wzmocnienia samego urzędu nie słychać.

Tak czy inaczej, śnimy o prymasie, śnimy o rozpoznawalnym liderze Kościoła w Polsce. „Potrzeba prymasa, potrzeba przywódcy” – powtarzają katolicy. Co najciekawsze, sen o liderze śnią i ci, którzy kibicują arcybiskupowi Wojciechowi Polakowi, jak i ci, którzy jego działania krytykują. Powracają wspomnienia o wyjątkowej roli Prymasa Tysiąclecia, mimo że była ona wyjątkowa nie tylko w świetle reform posoborowych, ale zawsze w historii Kościoła. Może beatyfikacja prymasa Wyszyńskiego i Jego wstawiennictwo wyproszą nową wiosnę dla Jego następców. 

CATOLICO

Przeczytałeś jedną z analiz przygotowanych przez zespół „Catolico”. To nowa przestrzeń, w której znajdują się pogłębione, eksperckie artykuły w formie analiz, raportów oraz podsumowań. Oto inne teksty, które do tej pory przygotowaliśmy:

ANALIZA CATOLICO: Konsystorz w maseczkach

ANALIZA CATOLICO: Kardynałowie – nominaci. Od ludzkiej strony

FACT-CHECKING: Słowa papieża o LGBT. Sprawdzamy, analizujemy, wyciągamy wnioski

ANALIZA ks. Stanisław Adamiak: Metropolici. Realna władza czy symboliczna funkcja?

ANALIZA CATOLICO: Neokatechumenat. Od madryckich slumsów do ogólnoświatowej wspólnoty

FACT-CHECKING: Zmiany w “Ojcze Nasz”. Sprawdzamy kontrowersje

KTO JEST KIM W KOŚCIELE: Rzecznik episkopatu

Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę