O chłopcu z biało-czerwoną flagą, który dostał imię po Prymasie
Jasna Góra. Dzień beatyfikacji Prymasa Wyszyńskiego i Matki Róży Czackiej. Na wzgórzu Jasnogórskim przechadza się chłopiec o blond włosach, dumnie niosący biało-czerwoną flagę na prawym ramieniu. Wtedy jeszcze nie wiemy, że chłopiec ma na imię Stefan, a obecność jego rodziny na Wałach Jasnogórskich tego dnia nie jest przypadkowa…
Jasna Góra, beatyfikacja Prymasa Wyszyńskiego. Na Wałach Jasnogórskich pojawia się coraz więcej ludzi, chcących radośnie oczekiwać na wyniesienie na ołtarze dwóch wyjątkowych osób: kard. Stefana Wyszyńskiego i Matki Róży Czackiej. Rozpoczyna się koncert, a my z wielkim przejęciem i wzruszeniem słuchamy, robimy zdjęcia, wrzucamy na social media, dzielimy się tym, w czym bierzemy udział. Lampy aparatu błyskają w rytm utworów koncertu “Czas to miłość”.
Oddajemy na tych fotografiach piękno utworów, zaangażowanie muzyków, przejęcie Ojców Paulinów podczas wspólnej modlitwy, pokazujemy także kulisy uroczystości. Chwilę później schodzimy na wały, wtapiamy się w tłum ludzi, by fotografować uczestników, którzy coraz liczniej gromadzą pod Jasnogórskim szczytem. Wśród uczestników widać ogromną radość. Mężczyzna z wypisanym na twarzy wzruszeniem kołysze w rytm utworu “Ojcze poczekaj” biało- czerwoną flagą, wskazując swoim synom na wizerunek Prymasa. Ten widok jest naprawdę przejmujący i zapamiętamy go na zawsze, nie tylko na karcie pamięci aparatu.
“Dziękujemy!”
Kończy się koncert, kończy Msza święta niedzielna, czekamy już tylko na punkt kulminacyjny – beatyfikację Prymasa Wyszyńskiego i Matki Róży Czackiej. Schodzimy na wały, by wspólnie z wszystkimi za pomocą telemostu łączyć się z Świątynią Opatrzności, by wziąć udział we Mszy św. beatyfikacyjnej. W tym czasie podchodzi do nas mężczyzna, którego wraz z rodziną udało się uwiecznić wcześniej na zdjęciu:
– Dziękujemy! Przyjechaliśmy tu całą rodziną i to radosne oczekiwanie bardzo dużo dla nas znaczy”.
Udało nam się odpowiedzieć tylko “dziękujemy” i zrobić zdjęcie synów, gdzie jeden dumnie niesie biało-czerwoną flagę na prawym ramieniu. Chwilę później cała rodzina znika nam w tłumie.
Przeczytaj również
Dzień po beatyfikacji tworzymy wspomnieniową galerię zdjęć z Jasnej Góry. Nie mogło tam zabraknąć fotografii, przedstawiającej chłopca z flagą. Tego samego dnia na naszą skrzynkę przychodzi pewien mail…
Pisze pan Piotr, że to on właśnie wraz z żoną Katarzyną i dziećmi podszedł do nas na Jasnej Górze. Opisuje jak bardzo są wzruszeni widząc zdjęcie swoich synów w naszym artykule. Po czym opowiada nam historię swojej rodziny, co powoduje absolutne nasze wzruszenie, przejęcie i chęć podzielenia się z wszystkimi tym przepięknym świadectwem.
Oddajmy zatem głos Piotrowi!
Lekarze nie dawali nadziei…
Mam na imię Piotr, a moja Żona Katarzyna. Jesteśmy małżeństwem od 2007 roku. Kasia od dziecka miała problemy z chorobą skóry, ale w wieku młodzieńczym były to niewielkie dolegliwości. Z czasem zaczęły się nasilać. Po ślubie urodził nam się pierwszy syn, niedługo potem kolejny, a stan zdrowia żony zaczął się mocno pogarszać.
Kasia coraz częściej trafiała do szpitala, a po jednym z pobytów musiała zacząć brać mocne leki, które były szkodliwe dla zdrowia. Naszym wielkim marzeniem było mieć jeszcze kolejne dzieci, ale te leki i stan zdrowia Żony zupełnie na to nie pozwalały, a lekarze nie dawali nadziei, że kiedykolwiek będzie można je odstawić.
Ktoś szczególnie bliski
Zanim jeszcze stałem się mężem, kilka lat wcześniej zainteresowałem się Prymasem Wyszyńskim. Zacząłem czytać jego przemówienia, wypowiedzi, homilie i zrozumiałem, jak piękne są to słowa. Bardzo do mnie przemawiały, a wtedy kard. Wyszyński stał się dla mnie kimś bardzo bliskim duchowo. W 2005 r. założyłem nawet stronę, na której umieszczałem przepisywane z książek cytaty Prymasa. Wiele z tych cytatów po dziś zresztą krąży po internecie.
Kiedy moja żona zaczęła mieć poważne problemy zdrowotne, zaczęliśmy modlić się w jej intencji przez wstawiennictwo Stefana Wyszyńskiego – modlitwą o beatyfikację. Wtedy też byliśmy na Jasnej Górze i odwiedziliśmy Dom Pamięci Prymasa. W tym czasie jedna z pań z instytutu wpisała nas do księgi intencji, w których zanoszone były modlitwy. To był rok 2010 lub 2011.
Imię po Prymasie
W naszej historii nie ma błyskawicznego uzdrowienia, fajerwerków. Wszystko działo się spokojnie i stopniowo. Pomału dowiadywaliśmy się nowych rzeczy o chorobie, dostawaliśmy “przypadkiem” dobre rady, podjęliśmy dość odważne decyzje na temat leczenia…
To wszystko się opłaciło – było coraz lepiej! Kasia przyjmowała coraz mniej leków i coraz słabsze, a my mogliśmy starać się o kolejne maleństwo. I tak w maju 2014 r., na świat przyszedł nasz piękny, silny i zdrowy synek, który nosi imię po Prymasie. Stefan w tym roku obchodził 7 urodziny i poszedł do pierwszej klasy. Zdrowie mojej Żony na tyle się polepszyło, że Stefek ma jeszcze młodszego braciszka.
Prawdziwa wdzięczność
Przez wzgląd na wdzięczność Prymasowi, nie mogło zabraknąć nas na beatyfikacji. Niestety, nie udało nam się dotrzeć do Warszawy przez pandemiczne ograniczenia. Dlatego tak bardzo cieszymy się i jesteśmy wdzięczni po pierwsze – za czuwanie na Jasnej Górze, a po drugie za piosenki z projektu “Czas to miłość”. Odkrywamy je od kilku tygodniu i regularnie ich słuchamy. Jeszcze raz dziękujemy i wysyłamy zdjęcie naszego kochanego synka, Stefanka.
Jesteśmy ogromnie wdzięczni Panu Bogu i błogosławionemu Prymasowi, że byliśmy tego dnia na Jasnej Górze i że było nam dane spotkać tak wspaniałą rodzinę.
Dziękujemy za piękne świadectwo!
kw/Stacja7