Wszyscy mamy być Mędrcami
Jaka musiała być ich wiara, że padli przed ubogim dzieckiem na twarz?
Cały nasz problem polega na tym, że nie wiadomo kim byli i czy naprawdę było ich trzech. Z jednej strony to może być kłopotliwe, ale z drugiej, to przecież jest tradycja, przekazywana od wielu, wielu wieków.
Co wiemy z Biblii?
Biblia o „Trzech Królach” mówi niedużo. Tylko tyle, że przyszli ze wschodu, że nazywano ich magoi to znaczy magowie, czyli mędrcy zajmujący się gwiazdami, nauką i astronomią. Biblia mówi też, że przynieśli Zbawicielowi trzy dary: złoto, kadzidło i mirrę. Nie wiemy też zbyt wiele o ich motywacjach, ale po lekturze fragmentu Ewangelii przeczuwamy, że poszukiwali Władcy Wszechczasów i że kiedy Go spotkali w Betlejem, oddali Mu pokłon.
Prawdopodobnie pochodzili z Babilonu, który stał się częścią Persji. W Babilonie, podobnie jak w całym starożytnym świecie, oczekiwano pojawienia się „zbawiciela”, władcy, króla, który byłby potężniejszy od ówcześnie panujących. Oczywiście te wyobrażenia babilońskie były inne niż u Żydów, ponieważ nie wierzono tam w Boga Jahwe. Różni mędrcy doszukiwali się w panujących królach boskiego obrazu, ale Magoi przeczuwali, że Ten Władca, do którego idą, będzie kimś potężniejszym.
Wyruszyli po tym, jak zobaczyli układ astronomiczny – koniunkcję planet, czyli nałożenia się Saturna i Jowisza, która sprawiła wielką jasność na niebie. Niektórzy badacze zwracają nam uwagę, że Jowisz był symbolem Marduka – babilońskiego boga, natomiast Saturn to symbol Żydów. Kiedy Mędrcy zauważyli to zjawisko, od razu poszli szukać Boga do Judei. Ta symbolika jest bardzo ważna, bo to znaczy, że oni wiedzieli, gdzie idą, wiedzieli, gdzie mają szukać. Mieli konkretny cel.
Wiemy, że posiadali też ogromną wrażliwość religijną. To zresztą jest także różnica między tamtym światem a nami. Tam pogaństwo nie oznaczało niereligijności. Z perspektywy judeochrześcijańskiej pogaństwo było wiarą w innych bogów niż Bóg Jahwe. Starożytny człowiek wiedział, czym jest sacrum i ofiara, co oznacza być posłusznym Bogu. I to poszukiwanie Boga w tamtych czasach było czymś bardzo naturalnym.
Przeczytaj również
ZOBACZ: Dalsze losy Magów. Co o nich wiemy?
Czy wiedzieli Kogo szukają?
Domyślamy się zatem, że mędrcy wiedzieli, że jest coś ponad nimi. Dlatego też, kiedy odczytywali gwiazdy i szukali Króla Wszechczasów, szukali go w kontekście religijnym. Wyruszyli, bo byli przekonani, że Go znajdą i że będzie On kimś większym, innym niż kolejni polityczni przywódcy.
Musieli zapewne odczuwać, że nawet władcy, którzy przypisywali sobie boskie prerogatywy, nie byli w pełni boscy, bo przychodził zawsze koniec ich panowania. Dlatego Magoi szukali kogoś, kto poradzi sobie z tym największym problemem, jakim jest śmierć. I zresztą symbol, który niosą – mirra, jest właśnie zapowiedzią śmierci. Używano jej do namaszczania ciała zmarłych. Ale ten symbol jakby też zapowiadał, że kobiety nie zdążą namaścić ciała Jezusa, gdyż ten wyrwie się więzom śmierci – rozwiąże ten największy dylemat każdego pokolenia. Z perspektywy powiedzieć, że jest to nawet trochę nieprzyzwoite – ofiarować królowi mirrę do grobowego namaszczenia, oznacza tyle samo, jakby powiedzieć mu: „Masz w prezencie coś, co przyda się po Twojej śmierci”. Ale z drugiej strony, dzisiaj ten symbol odczytujemy w kontekście historii zbawienia.
CZYTAJ: Opowieść o Epifanii, czyli o Objawieniu Pańskim – fascynująca jak dobry kryminał!
Dlaczego przynieśli złoto, kadzidło i mirrę?
Mirra, którą złożyli Trzej Królowie to dar zapowiadający, kim jest to Dziecko, które się narodziło. To dar zapowiadający, że Ono przyszło na świat, by zbawić nas przez swoją śmierć.
Jest też kadzidło. Taka ofiara była składana we wszystkich religiach. I z jednej strony jest to symbol modlitwy, która się wznosi, a z drugiej, symbol tajemnicy. Kadzidło zakrywa swoim dymem boskość i sprawia wrażenie tajemniczości. Niesie też przesłanie, że człowiek nie ma zupełnego dostępu do największej Tajemnicy. Zawsze będzie coś, co nas przekracza i przerasta.
No i złoto – symbol królewski. Symbol władzy, który mówi, kim jest to Dziecko.
Te dary, które przynieśli Mędrcy objawiają prawdę o nich, pokazują ich zamożność, ale mówią też o hojności ich serca.
Może nawet więcej mówią o nich samych, niż o Zbawicielu, któremu są ofiarowane. Przecież kiedy wyruszali na tę wyprawę, jeszcze nie wiedzieli kogo odkryją. Brali to, co odpowiadało ich wyobrażeniu „zbawiciela” – brali z głębi własnego serca, chcąc ofiarować najcenniejsze dary, na jakie było ich stać.
Dla mnie jednak najbardziej niesamowite jest to, że oni mając pewne znaki, obserwując przyrodę, odkrywając harmonię panującą w świecie, mieli też pewność, że poznają Tego, który przekracza wszystko, Tego, który nadał sens wszystkiemu. Szukali Stworzyciela, który wprowadził ład we wszechświecie. Działali trochę w myśl słów, że skoro stworzenie jest tak cudowne, to jak cudowny musi być Stwórca? Ale to, co się dokonało w spotkaniu z Jezusem, przerosło ich oczekiwania.
ZOBACZ: Objawienie Pańskie. Analiza liturgii słowa
Co odkryli Magowie?
Okazało się, że cała wiedza jaką mieli, obserwacja, jaką prowadzili, nie tylko doprowadziła ich do spotkania Boga – oni odkryli, że Bóg stał się człowiekiem. Wszystkie znaki, które odczytywali, doprowadziły ich nie tylko do zachwytu nad Bogiem, do racjonalnego myślenia o Bogu, ale do zobaczenia, dotknięcia, oddania pokłonu Bogu, który był przed nimi, ukryty w człowieczeństwie, cielesności małego Dziecka. Tam można było spotkać żywego Boga.
Trzej Królowie w człowieczeństwie Jezusa Chrystusa odkryli Stworzyciela. Patrzyli na cielesność, materialność i odkryli niestworzonego, niecielesnego. Odkryli Pana Wszechświata, o którym mówiły im gwiazdy, a teraz mówi wymowna miłość Matki do Dziecka.
Co ich prowadziło tak naprawdę? I co nam dzisiaj pokazują?
Prowadziło ich działanie Pana Boga, które jest łaską. Bóg wszedł w ich życie przez mądrość i prawdę, którą odkrywali w swoim życiu. I w tej mądrości, jaką zdobyli objawiła się Jedyna Prawda. Ja dzięki nim wiem, że kiedy odkrywam mądrość, to musi mnie ona doprowadzić do Dawcy Mądrości, do Tego Jednego Jedynego, który jest Bogiem Prawdziwym. I nie ma różnych prawd, wbrew temu co mówi świat. Nie ma prawdy subiektywnej. To nie jest tak, że każdy ma swoją prawdę, odkrywa swój sens. Nie.
Jest jeden sens – i jest nim to Dziecko, które zobaczyli Magoi. Ono właśnie zostało nazwane w Janowym Prologu Logosem – Sensem. I wiem, że jeżeli poznaję Prawdę, w danym momencie nawet szczątkowo, to ona doprowadzi mnie do Jedynego. Jeżeli coś jest prawdziwe, otwiera mnie na Boga. Bez względu na to, jaka to dziedzina wiedzy. Bo gdzie jest prawda, tam jest Bóg.
Ta ich sytuacja pokazuje też, że Pan Bóg jest w nas od początku naszego życia. Skoro jesteśmy Jego stworzeniem, to, jak mówi Księga Rodzaju – Bóg tchnął boski pierwiastek w nas. Można by wręcz powiedzieć, że siebie samego nam dał, kiedy nas stwarzał. A to znaczy, że boża obecność była w nas od zawsze. Ta obecność, która nas prowadzi do poznania sensu i życia. Mędrcy chcieli szukać i słuchali wewnętrznego głosu, który prowadził ich do odkrycia Jedynego Boga. Bóg z wnętrza nas samych prowadzi nas do siebie. Trzeba być tylko na to wrażliwym.
Niespokojne jest serce człowieka, dopóki nie spocznie w Bogu
– pisał św. Augustyn. Niespokojne jest serce, które nie słucha Boga, który przemawia w głębi nas samych.
Długo myślałem, dlaczego oni oddali pokłon Dziecku, które zobaczyli. Przecież oni zobaczyli totalne ubóstwo, „bidę z nędzą” i tyle: małe dziecko, młoda, uboga dziewczyna, licha grota, może jakieś zwierzęta, jak chce tradycja. Przecież Króla należy szukać w pałacu, Boga w świątyni, a nie w tym, co oni zobaczyli. Ale właśnie ta bieda objawia prawdziwego Boga.
Jaka była w nich wiara, jakie było to ich poszukiwanie i jaki był obraz Tego Boga, którego zobaczyli, że padli na twarz? Nie zakpili, nie przeszli ignorując…?
Coraz częściej rodzi się we mnie takie przekonanie, że Bóg, który objawił się w Jezusie Chrystusie prawie zawsze się tak objawia – cicho i pokornie, ubogo. Bardzo rzadko objawia się w wydarzeniach wielkich, zdumiewających swoim przepychem. Objawienie zawsze jest proste i ubogie. Tak chce do nas przychodzić Bóg.
Objawienie tożsamości Bożego Syna dokonało się w ubogiej grocie, w postaci nowonarodzonego Dziecka.
Objawienie miłości Ojca dokonało się na krzyżu – Pan Wszechświata stał się niewolnikiem, bo umarł śmiercią niewolniczą.
A Zmartwychwstanie dokonało się w pustym grobie, choć mogło dokonać się w spektakularnym wydarzeniu kosmicznym. Pusty grób i Słowo, że po trzech dniach zmartwychwstanie. Tylko tyle i aż tyle.
A dzisiaj? Bóg też objawia się w bardzo prosty sposób. Daje nam siebie pod postacią chleba i wina, w najbardziej ubogich znakach. Jak podkreślał św. Franciszek, z chlebem eucharystycznym możemy zrobić, co chcemy. Bóg oddaje się w nasze ręce i to od nas zależy, co my zrobimy z Nim w naszych rękach. Co zrobimy z tą obecnością Boga. I tak paradoksalnie, to my jesteśmy „panami tej sytuacji”. Tak jak Magoi – oni też byli „panami sytuacji”, bo to od nich zależało, czy oddadzą pokłon, czy upadną na twarz.
Wolność wyboru… Każdy z nas ją ma. Oni też ją mieli. Bóg w niej przychodzi.
Mam przekonanie, że Bóg tak po prostu wchodzi w życie, takie, jakie mamy. Po pierwsze przychodzi cicho i ubogo, żeby się nie narzucać, żeby nie „zakrzyczeć” naszej wolności. Niesamowicie ją szanuje – w końcu obok rozumu to ona nas najbardziej do Boga upodabnia. Po drugie zaś Bóg objawia się w takim życiu, jakim żyjemy – a w większości te nasze doświadczenia to codzienność. Bóg wchodzi nieraz w słabą, grzeszną, ciemną, ubogą codzienność i tam jest obecny.
Trzeba się tylko nauczyć odkrywać Boga pośród codzienności, w tym co zwyczajne, proste, ciche. Trzeba odkrywać Boga w drugim człowieku, bo kiedy narodził się Chrystus, pokazał nam, że człowieczeństwo jest nosicielem bóstwa. Nie jest prosto odkryć go wśród grzesznych ludzi, zobaczyć go w sąsiadach czy szefie w pracy.
CZYTAJ: „Mędrcy Świata Monarchowie” w wyjątkowym wykonaniu Kasi Moś
Trudno odkryć Boga w znakach sakramentalnych. Kiedyś słyszałem, jak ludzie ze wschodu mówili, że trudność wiary w obecność Chrystusa w Eucharystii polega na tym, że najpierw trzeba w Eucharystii niejako zanegować „zmysłowość” wina i chleba tzn. powiedzieć sobie, że to co widzą oczy, to co wyczuwa nasz smak, nie jest prawdą, że wbrew wszystkiemu, co mówią nasze zmysły, chleb nie jest już chlebem, a wino winem. Dopiero potem można swoją wiarą szukać obecności Boga w Chlebie i Winie. Choć z drugiej strony Trzej Królowie też musieli sobie powiedzieć, że to nie jest tylko zwykłe dziecko, że to nie jest tylko człowiek. Bo szukając Boga, trzeba Go odkryć za tym, w czym się skrywa.
Nie wiem komu było łatwiej. Czasami sobie myślę, że im, bo zobaczyli Go bezpośrednio. Innym razem myślę, że nam, bo przecież my już wiemy Kim jest Król Wszechświata – oni musieli Go dopiero rozpoznać. Nie rozstrzygając tej kwestii, jedno jest pewne – „Trzej Królowie” albo będą w nas, to znaczy my staniemy się mędrcami, spragnionymi i tęskniącymi za Zbawicielem do tego stopnia, żeby zrobić wszystko, co tylko możliwe, aby Go spotkać, albo Trzej Królowie staną się dla nas odległą w czasie legendarną historią, którą pamiętamy tylko dlatego, że na drzwiach naszych domów ministranci rok w rok zapisują K+M+B (nota bene zasadniczo winno się zapisywać C+M+B – Christus Mansionem Benedicat – Niech Chrystus błogosławi temu domowi). Zrobią tak pewnie i w tym roku – pytanie tylko, czy te litery zapalą nas do odkrywania Magoi w sobie.
Bo każdy z nas ma być Mędrcem – bez względu na wiek, narodowość, wykonywany zawód. Bo mędrzec to prostu ktoś, kto wie, że Bóg jest i że trzeba wyruszyć w drogę, aby Go poznać.
Artykuł pierwotnie opublikowany 5 grudnia 2014 roku