“Wilki dwa. W obronie stada”. A gdzie są kobiety?
Książka bardzo męska z delikatnym i subtelnym (bo przecież takie jesteśmy) wątkiem kobiecym
Obrona STADA to zadanie dla twardzieli. Prawdziwych facetów, którzy nie bali się zostać przewodnikami i nie bali się za to stado wziąć odpowiedzialności. Nie jest łatwo być przewodnikiem, a jeszcze trudniej stawać w obronie swojej watahy. Żyć pełną parą wszędzie i zawsze, o każdej porze dnia i nocy. Czuwać. Być. Odpowiadać… Taka rola.
Czuwać i bronić to przede wszystkim jednak również pracować nad sobą. Nawracać się każdego dnia. W każdy weekend. Budować siebie. Pilnować. Chronić przed porywczością. Łagodnieć. Trudne to zadania dla “twardzieli”. Wierzę, że książka “Wilki dwa. W obronie stada” może być pełnym inspiracji i przemyśleń niezbędnikiem dla przewodników stada. By się nie pogubili. Nie stracili z oczu drogi. Nie zabłądzili. Już po raz drugi spotkali się w tej sprawie: ojciec Adam z Robertem, Robert z Ojcem Adamem, no i pogadali – jak jest…
Wiele doświadczeń z życia. Wiele sytuacji z Pisma Świętego przeżyjecie na nowo czytając książkę. Warto się zainspirować, wzmocnić, doradzić, przyjrzeć czemuś raz jeszcze. Z nową energią i zapałem. Z modlitwą. Z Bogiem.
Przeczytaj również
Tu kończę wątek o panach. Przeczytajcie książkę koniecznie…
Pojawia się bowiem w “Wilkach” stanowczy, acz subtelny i delikatny, wątek kobiecy, który najbardziej przykuł moją uwagę. My kobiety (podobnie jak Wy) kochamy Pismo Święte, czytamy Pismo Święte, staramy się żyć według Pisma Świętego. A nawet chyba staramy się, by to ono było naszym życiem. Wiele w nim jednak wątków, które – jak przystało na kobiety dwudziestego pierwszego wieku – przyjmujemy z wiarą i pokorą (bo to my) ale coś nas tam uwiera pod żebrem. Coś nam tam zgrzytnie w odcinku szyjnym, gdy mamy być takie posłuszne, takie pokorne, wydawałoby się takie nijakie i poddane.
I tu w książce mamy nieoczekiwany zwrot akcji. Bo nagle, w tym ważnym, a w zasadzie kluczowym dla nas momencie pojawia się Dobrochna (żona Roberta), która z właściwą tylko nam kobietom świeżością, orzeźwiającym powiewem podejmuje temat tego naszego posłuszeństwa.
“Bądźcie posłuszne swoim mężom” – przyznam, że jeszcze nikt mi tego tak dobrze nie zobrazował, jak ona.
Mówi bowiem Dobrochna, że posłuszeństwo to nie jest poddanie się a wola szacunku wobec kogoś. Ależ ona to dobrze wyjaśnia na przykładzie. “Nie chodzi o to, że Robert ma decydować jaki kolor butów ubieram, czy mam zrobić manicure, czy też co mam zrobić dzieciom na śniadanie, lub do jakiej szkoły pójdą? To są decyzje wspólne. Ale szanować męża oznacza coś zupełnie innego” i wyjaśnia na przykładzie “Mój mąż mówi dziecku, że natychmiast ma iść spać… a ja mówię wtedy: ale on nie umył jeszcze zębów. Kochanie idź umyj zęby. Czyli co robię? Zdejmuję autorytet ojca. To ja mam rację. Przykład dotyczy drobiazgu, ale przecież są mocniejsze sytuacje.”
Właśnie tak. Często takie zapatrzone w tę swoją niezależność, wolność, ambicje, pęd, staramy się być niepokorne, nieposłuszne, zupełnie źle to pojmując. Zamiast budować rzeczywiście autorytet matki, autorytet ojca i na tym opierać swoje relacje, źle pojętą niezależnością podważamy autorytet męża, robiąc największą krzywdę dzieciom, nam samym i w końcu mężowi. Prawdziwa duma i niezależność to wznieść się ponad własne ambicje dokładnie po to, by czuć się wolną i niezależną, ale od tych dziwnych ambicji właśnie. My, dzisiejsze matki, chyba mamy z tym kłopot. Wiemy lepiej. Choćby nie wiem co, jesteśmy najmądrzejsze, bo przecież jesteśmy matkami. Z definicji ta mądrość do nas należy. W ten sposób chcąc najlepiej (w naszym odczuciu) budować rodzinę, same niszczymy w niej to, co w rodzinie ważne. Chcemy przecież, by dzieci miały ojca. Przewodnika. Obrońcę. Wzór. Autorytet.
Natchnęła więc mnie Dobrochna tym jednym zdaniem do tego, bym dla siebie, dla mojej rodziny, dla moich dzieci pozwoliła mężowi być przewodnikiem stada, pozwoliła je chronić, odpowiadać za nie, dokładnie tak jak on sam chce to robić. Według jego przemyśleń, mądrości, a przede wszystkim serca. Wystarczy, bym mu w tym nie przeszkadzała. A jeśli uda mi się zbudować jeszcze większy autorytet ojca (okazać posłuszeństwo – szacunek), tym bardziej mogę być z siebie dumna, że wykonałam swoją rolę jak trzeba.
Drogie panie, pozwólmy mężom być przewodnikami i obrońcami stada. Nie mieszajmy naszych ról. Słuchajmy dokładnie, co mówi Pismo Święte. Przecież rodzina to taka wartość, dla której jesteśmy w stanie zrobić wszystko.
Polecam “Wilki dwa. W obronie stada” paniom i panom. Naprawdę warto!
• 7 najlepszych wskazówek. Wilki dwa. W obronie stada
• 7 męskich spojrzeń na rodzinę