Nasze projekty
Fot: Bogdan Migulski/CC BY 2.0

Tomasz Terlikowski: Św. Maksymilian Maria Kolbe nie dał się sprowadzić do poziomu numeru

"Maksymilian był człowiekiem o dość cholerycznym nastawieniu i nie wahał się mocno strofować swoich braci, potrafił być bardzo apodyktyczny. Trzeba też powiedzieć, że po powrocie z Japonii bardzo się zmienił. Trochę złagodniał, nabierał dystansu i rozwijał się duchowo" - mówi Tomasz Terlikowski, autor biografii św. Maksymiliana Marii Kolbe. Dziś rocznica męczeńskiej śmierci franciszkanina w obozie koncentracyjnym.

Reklama

Arkadiusz Grochot, Stacja7.pl: Jaki wpływ na młodego Rajmunda miała jego rodzina?

Tomasz Terlikowski, filozof, publicysta, autor biografii św. Maksymiliana Kolbe: To jest ciekawe, bo wpływ rodziny nie jest jednoznaczny. Po pierwsze pamiętajmy, że Rajmund w ogóle nie miał być księdzem – miał pójść drogą swoich rodziców, czyli miał być rzemieślnikiem bądź robotnikiem w dużej fabryce. Na księdza został przeznaczony jego najstarszy brat Franciszek, jedyny braci Kolbe, który księdzem nie został.

Oczywiście postawa rodziców miała ogromny wpływ na religijność Rajmunda, bo od najmłodszych lat on żył w rodzinie, która była bardzo pobożna. Rodzice, często bardzo wcześnie wstawali i szli do kościoła na mszę świętą, codziennie wieczorem odmawiali także różaniec.

Podobno jeżeli ktoś przyszedł do domu rodziny Kolbe w odwiedziny w czasie modlitwy, to musiał czekać, aż oni tę modlitwę skończą.

Tak, to prawda, to była bardzo religijna rodzina. Ta rodzina została zawiązana dlatego, że mama, której wielkim pragnieniem było wstąpienie do zakonu, w tamtym czasie nie mogła tego zrobić, więc ostatecznie wyszła za mąż i stąd pojawiły się dzieci. Niewątpliwie pobożność została przekazana przez rodziców, a Maksymilian poszedł trochę inną drogą, niż rodzice dla niego zaplanowali. Niezależnie też od woli rodziców było kilka wydarzeń, które na jego drogę wpłynęło.

Reklama

Sam wspominał historię z aptekarzem. Rajmund jako młody chłopiec przybiegł od aptekarza, którzy mu powiedział, że musi się zacząć uczyć, żeby pójść do szkoły, bo jest za mądrym chłopcem, żeby z niej zrezygnować. Kiedy on przybiegł do rodziców i powiedział im, że będzie zdawać do gimnazjum i aptekarz mu w tym pomoże, to wspomina, że rodzice mieli powiedzieć dość jednoznacznie i ostro, że jak ty się do tej szkoły dostaniesz, to mama zostanie księżniczką, a tata biskupem. Maksymilian wiele lat później napisał: no i jednak okazało się, że zdałem.

Trzeba sobie też uświadomić, że Rajmund bardzo szybko wychodzi z domu, bo jako 14-letni chłopiec. Trafia do małego seminarium we Lwowie, co oznacza, że jest po drugiej stronie granicy i bardzo długo w ogóle nie widzi się z rodzicami, bo oni nie mogą do niego dotrzeć. Przed maturą dociera tam jego matka i chwilę z nim rozmawia, ale jego domu już wtedy nie ma, bo mama decyduje się na rozwiązanie małżeństwa i wstąpienie obojga rodziców do zakonu. Ojciec się na to zgodził, ale bardzo z tego powodu cierpiał.

Ojciec nie odnalazł się w nowej sytuacji…

Reklama

Jego matka też się nie odnalazła, bo uczciwie rzecz ujmując – nigdy nie została siostrą zakonną. Na listę sióstr zakonnych wpisano ją dzień po śmierci, ale rzeczywiście żyła jak siostra zakonna i cieszyła się tym życiem. Ojciec się w tym życiu nie odnalazł, próbował żyć jak franciszkanin i to się nie udało. Potem zamieszkał pod Jasną Górą, tam miał księgarnię, ale pisał pełne goryczy i bólu listy do synów, żeby oni o nim pamiętali. Widać było, że to nie była jego droga, został do niej zmuszony przez żonę i szczęścia mu ta droga nie przyniosła. Nie przyniosła też życia zakonnego matce.

Kiedy Maksymilian wraca z Rzymu, jego najmłodszy brat Alfons jest wyświęcony, to obaj wracają na moment w rodzinne strony, ale tam już jego rodziców nie ma. Ojciec ginie w trakcie I wojny światowej, ale nawet nie wiemy kiedy i gdzie. Pamiętajmy więc, że cukierkowy obraz takiej świętej rodziny jest nieco bardziej skomplikowany. Gorąca i szczera pobożność ojca, a w szczególności matki ma nie najszczęśliwsze skutki w życiu rodziny Kolbe.

Kiedy młody Rajmund idzie do szkoły, to ujawniają się u niego zdolności, o które wcześniej nikt go nie podejrzewał – są to choćby zdolności matematyczne. Kiedy patrzymy też na jego życiorys, to widzimy człowieka renesansu, który był bardzo dobry w wielu dziedzinach.

Reklama

Niewątpliwie to, że on jest dobrym matematykiem i ma zdolność do języków, to było wiadomo wcześniej, tylko Maksymilian nie poszedł do szkoły, bo rodziców na to nie było stać – najstarszy syn miał być kształcony, pozostali mieli pracować. W niższym seminarium najlepiej było widać jego zdolności matematyczne, wręcz jego nauczyciel wprost powiedział, że szkoda tak wybitnego matematyka na księdza. On sam bardzo długo się wahał, czy zostać księdzem, czy inżynierem wojskowym i te wahania trwały aż do wstąpienia do nowicjatu.

Maksymilian był bardzo wszechstronny, ale też nie we wszystkim był geniuszem. Mówcą i wykładowcą był bardzo słabym. Wśród kleryków miał pseudonim: „mamałyga”, bo mówił długo, rozwlekle i nudno. Franciszkanie zakazali mu mówić kazania, bo mówił za cicho i nikt go nie słyszał. Niewątpliwie był wybitnym organizatorem, chociaż często to inni wykonywali prace, a on tylko rzucał pomysły; tak było w Niepokalanowie, które dużo bardziej budował jego młodszy brat Alfons, niż on sam. Tak poniekąd było w Japonii, gdzie miał świetny pomysł i znakomitą intuicję, ale ostatecznie wiele z elementów tego zaangażowania wykonywali inni.

Maksymilian był niewątpliwie wizjonerem, który miał niezwykłe wizje, wiedział jak je zrealizować i był absolutnie nieustępliwy. To są jego główne cechy, natomiast daleki byłbym od tego, że to był człowiek renesansu, Leonardo da Vinci. To był człowiek głęboko wierzący, absolutnie ufający Niepokalanej, człowiek mający wizję i ogromną determinację, żeby ją realizować.

Skąd u Maksymilian wzięła się fascynacja mediami? „Rycerz Niepokalanej”, czy pomysł rozgłośni radiowej, to były takie projekty, które były realizowane z dużym rozmachem.

„Rycerz Niepokalanej” był w tamtym czasie największym pismem, ponad milion nakładu. „Mały Dziennik” był wtedy największym i jedynym dziennikiem katolickim w tamtym czasie, to było 500 tysięcy nakładu. Jego fascynacja nie brała się z mediów, ale brała się z uświadomienia sobie, że środowisko robotnicze, z którego on pochodził, podlega ogromnej indoktrynacji antychrześcijańskiej w duchu lewicowym. Zorientował się, że odpowiedzią nie może być tylko ambona. Jako bardzo młody zakonnik pisał, że ludzie chodzący w miastach robotniczych do kościoła słuchają kazań raz w tygodniu przez 15,20 minut. Gazety propagandowe, często lewicowe, czytają codziennie dłużej, co oznacza, że jeśli nie chcemy utracić społeczności robotników i rzemieślników, drobnych przedsiębiorców i chłopów, to musimy im dostarczyć strawę, a tę strawę w tamtym czasie dawały media. Stąd jego pomysł na budowanie mediów i na wydawanie prosto napisanej, ale przez to dostępnej dla wszystkich prasy: „Rycerza Niepokalanej”, „Kalendarzy Niepokalanej”, aż wreszcie katolickiego tabloidu, brukowca, jakim był „Mały Dziennik”, którego pomysł on rzucił będąc jeszcze w Japonii i który został przygotowany pod jego kierunkiem. Stał się on jedynym katolickim dziennikiem w międzywojennej Polsce, który odniósł sukces.

Można powiedzieć, że u źródeł jego pasji medialnej leżała pasja ewangelizacji, on wiedział, że podstawowym zadaniem Kościoła jest ewangelizacja i głoszenie Bożego Miłosierdzia. Ujmował to w innym języku: mówił o kulcie Serca Jezusowego i kulcie Niepokalanej, ale kiedy mówił o Niepokalanej, to mówił: Niepokalana jest tą, której Bóg powierzył całe miłosierdzie. Głoszenie Niepokalanej jest głoszeniem Miłosierdzia.

Maksymilian Maria Kolbe miał też wizję reformy zakonu franciszkańskiego i rozmawiał o niej ze swoimi przełożonymi. Na czym ona polegała i jak ona się skończyła?

Maksymilian zaczyna myślenie o reformie zakonu już w seminarium. Rycerstwo Niepokalanej początkowo miało być ruchem skierowanym do kleryków i młodych franciszkanów i miało być zarzewiem głębokiej reformy w duchu bardziej radykalnego ubóstwa, posłuszeństwa i czystości. Miał to być ruch w kierunku jeszcze większej maryjności. Maksymilian podkreślał, że zakon franciszkański jest maryjny, że bł. Jan Duns Szkot, franciszkanin, był twórcą uzasadnienia prawdy o Niepokalanym Poczęciu Najświętszej Maryi Panny i tej prawdy zakon franciszkański bardzo radykalnie bronił.

Później, kiedy w końcu udaje mu się w Grodnie, wewnątrz większego klasztoru założyć maleńką wspólnotę Rycerza Niepokalanej, a później kiedy zakłada nowy klasztor, to Maksymilian ma poczucie, że powinny istnieć trzy stopnie: trzecim stopniem miało być radykalne życie zakonne, którego celem ostatecznie było stworzenie bardziej franciszkańskiego, bardziej wiernego duchowi założyciela franciszkanizmu. Już w Niepokalanowie zaczyna myśleć o tym, żeby stworzyć wewnątrz zakonu franciszkanów konwentualnych prowincję, która żyłaby duchem bardziej radykalnym, duchem Rycerstwa Niepokalanej. Stopniowo ta prowincja miałaby wchłaniać inne prowincje, aż wreszcie miała ponownie zjednoczyć wszystkich franciszkanów: kapucynów, franciszkanów brązowych i franciszkanów konwentualnych z których wywodził się Maksymilian Kolbe. Mieli się zjednoczyć w nowym, jeszcze bardziej radykalnym franciszkanizmie pod sztandarami Niepokalanej.

Zanim przełożeni odpowiedzieli na jego wizję, to część ze współpracowników Maksymiliana już w Japonii złożyła czwarty ślub dyspozycyjności misyjnej i pełnego oddania Niepokalanej, który miał być znakiem rozpoznawczym tego nurtu, ale przełożeni ten projekt zablokowali. Generał poinformował Maksymiliana, że ma skończyć planowanie i rzeczywiście w duchu posłuszeństwa te plany całkowicie znikają z jego myślenia i on nigdy do tego nie wraca.

Czy Maksymilian miał trudny charakter? W niektórych wspomnieniach jego współpracowników pojawiają się wątki, które mówią o jego niekoniecznie miłym usposobieniu.

Anegdotycznie mówi się wśród franciszkanów, że kiedy przygotowywano jego proces beatyfikacyjny, to część braci odmówiła zeznań powołując się na paragraf, który mówił o tym, że można nie zeznawać, jeżeli to miałoby zaszkodzić beatyfikacji.

Maksymilian był bardzo gorliwy i bardzo dużo wymagał od braci. W tych wymaganiach często nie był roztropny, np. nakłaniał ludzi, którzy wobec niego nie składali żadnych ślubów, żeby żyli bardziej radykalnie, niż wymaga tego reguła, do czego nie zawsze miał prawo. Po drugie, był człowiekiem o dość cholerycznym nastawieniu i nie wahał się mocno strofować swoich braci i potrafił być bardzo apodyktyczny. Trzeba też jednak powiedzieć, że po powrocie z Japonii bardzo się zmienił. Trochę złagodniał, nabierał dystansu i rozwijał się duchowo. Niewątpliwie niewielu jest świętych, którzy są pluszowymi misiami do przytulenia. Maksymilian Maria Kolbe też nie był takim pluszowym misiem.

Czy Maksymilian Maria Kolbe był antysemitą? W jego publicystyce były choćby odwołania do „Protokołów Mędrców Syjonu”. Jaki był jego stosunek do Żydów?

Niektóre z tekstów Maksymiliana Marii Kolbego, szczególnie z lat 20. niewątpliwie są antysemickie i to trzeba powiedzieć zupełnie jasno. Zawierają w sobie silne elementy antysemickie. Czy to znaczy, że on był antysemitą? Nie. To znaczy, że w pewnym momencie mylił się i przyjmował za prawdziwe tezy, które były kompletnie fałszywe, ale też wiemy, że jego myślenie w tej sprawie się zmieniało.

Wtedy, kiedy myślał w ten sposób, to równocześnie był wielkim wielbicielem Alphonse’a Ratisbone, czyli nawróconego na katolicyzm Żyda. Przy ołtarzu, przy którym on się nawrócił, Maksymilian sprawował swoją pierwszą mszę świętą. Wśród jego bliskich przyjaciół było wielu nawróconych na chrześcijaństwo Żydów. Także w latach 20., kiedy w jego publicystyce było wiele wątków z „Protokołów Mędrców Syjonu”, to on zawsze powtarzał, że jego celem jest nawrócenie Żydów na chrześcijaństwo. Więc w znaczeniu rasistowskim antysemitą nigdy nie był, nawet wtedy, gdy pisał te paskudne teksty.

Już w latach 30. jego stosunek do Żydów zaczął się zmieniać, choć znajdziemy w „Małym Dzienniku” teksty innych publicystów, które dzisiaj można by było uznać za antysemickie, ale kiedy do jego pisma chciał napisać ks. prof. Stanisław Trzeciak, czyli taka ikona przedwojennego, katolickiego antysemityzmu, ale jednocześnie profesor Uniwersytetu Warszawskiego, człowiek z bardzo agresywnymi, antyżydowskimi poglądami, to Maksymilian odmówił publikacji jego tekstu podkreślając, że to jest taki atak, którego on jako chrześcijanin zaakceptować nie może. Ks. Trzeciak odwoływał się do prowincjała, ale nawet prowincjał nie mógł zmusić Maksymiliana do takiego zachowania.

Wreszcie mamy ostatni moment w czasie II wojny światowej, kiedy do Niepokalanowa przybywali uciekinierzy i wygnańcy choćby z terenu województwa poznańskiego i była to także liczna grupa Żydów, dla której Maksymilian zorganizował obchody Chanuki. Jego stosunek do Żydów się zmieniał, niewątpliwie był nacechowany w tamtym czasie silnymi antyżydowskimi emocjami. Niewątpliwie te silne antyżydowskie emocje znajdowały ujście w jego publicystyce, ale równocześnie Maksymilian także w tej sprawie się rozwijał i wiele elementów ze swojego myślenia weryfikował.

Wieli format Maksymiliana objawił się też w Auschwitz w obozie koncentracyjnym. Jak zapamiętali go więźniowie z obozu?

Więźniowie zapamiętali go jako człowieka, który nie dał się sprowadzić do poziomu numeru. Głównym celem nazistów w obozie koncentracyjnym była depersonalizacja ludzi, którzy zostali na niego skazani. Było to uczynienie z ludzi numerów pozbawionych godności, odwagi, skupionych tylko na tym, żeby przeżyć. Wszyscy, którzy pamiętają go z tamtego czasu mówili, że to nie udało się z Maksymilianem. To był człowiek, który cały czas próbował pomagać innym. Dzielił się głodowymi racjami żywnościowymi, wciąż próbował odprawiać msze święte, spowiadać. Jego gest wzięcia na siebie śmierci drugiej osoby, to był moment w którym okazało się bardzo mocno, że także w tym straszliwym miejscu można pozostać człowiekiem i można zachować swoją godność i wolność w takiej formie, w jakiej ona jest możliwa i tak to wydarzenie traktowano.

Szczególnym momentem było też towarzyszenie grupie osób, które umierały w bunkrze głodowym. Maksymilian został dobity zastrzykiem z fenolu jako ostatni i inaczej, niż w przypadku poprzednich dramatycznych wydarzeń, ludzie nie bluźnili, nie krzyczeli, tylko modlili się do końca i umierali z godnością. Umierali w ciszy i w pojednaniu z Panem Bogiem.

Kim dla pana jest dzisiaj św. Maksymilian Kolbe?

Jest to wielki święty, wielki przyjaciel, człowiek, który pokazuje, że chrześcijanin musi szukać przestrzeni ewangelizacji, musi wykorzystywać do ewangelizacji także nowe media i musi nieustannie konfrontować swoje pomysły z wolą Pana Boga.

Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę