Ostatnia podróż o. Maksymiliana Kolbe
28 maja 1941 roku wraz z 320-osobową grupą więźniów Pawiaka, ojciec Maksymilian Kolbe został wywieziony do Auschwitz. Zmarł 14 sierpnia w celi śmierci, jako ostatni z współwięźniów, dobity zastrzykiem z kwasu karbolowego...
Dźwięk nadziei
Nie wiedzieli dokąd jadą. Warunki w których ich transportowano były dramatyczne – okna wagonów zaplombowano. Do jednego z nich wtłoczono aż 80 więźniów. Nie tylko nie było miejsca, ale przede wszystkim – brakowało powietrza. Więźniom nie podawano nic do jedzenia ani do picia. Tłok, trwająca kilkadziesiąt godzin jazda w zamkniętych wagonach, głód i pragnienie. Według wspomnień świadków, transport, w którym znajdował się o. Kolbe był inny niż zazwyczaj. Przestraszonym i wycieńczonym więźniom towarzyszył dźwięk pieśni maryjnych, które zaintonował przyszły święty. Ostatnia podróż zakończyła się wieczorem, gdy transport przekroczył bramy obozu koncentracyjnego w Auschwitz.
Numer 16670
W KL Auschwitz ojcu nadano numer obozowy 16670. Przydzielono do komanda „Babice”, które pracowało przy wyrębie drzew, pracował także przy zwożeniu żwiru na budowę parkanu przy krematorium, potem przy budowie ogrodzenia wokół pastwiska. Franciszkanin szybko podupadł na zdrowiu i trafił do szpitala. Więźniowie otaczali go opieką, a gdy poczuł się lepiej, niemal wyrzucono go ze szpitala, bojąc się o jego życie. Później trafiał do lżejszych prac, początkowo w pończoszarni, gdzie reperowano odzież, a później w kartoflarni przy kuchni. W obozie ojciec Maksymilian pełnił także potajemnie posługę kapłańską dla współwięźniów – spowiadał, głosił kazania i ukradkiem sprawował Msze święte.
“Siłą twórczą jest miłość…”
Podczas apelu 29 lipca na obozowym placu wyselekcjonowano dziesięć osób, które miały umrzeć za to, że jeden więzień, Zygmunt Pilawski uciekł z bloku. Wśród wybranych był Franciszek Gajowniczek, który błagał o litość, tłumacząc, że zostawi żonę i dzieci. O. Maksymilian słysząc go, wystąpił z szeregu i zwrócił się po niemiecku do Lagerführera Karla Fritzscha z prośbą, aby mógł zająć miejsce tego współwięźnia. Za nieregulaminową postawę Kolbe mógł zostać od razu zastrzelony lub dołączony do skazańców bez spełnienia jego prośby. Jednak Niemcy zgodzili się na prośbę zakonnika.
O. Maksymilian słysząc go, wystąpił z szeregu i zwrócił się po niemiecku do Lagerführera Karla Fritzscha z prośbą, aby mógł zająć miejsce tego współwięźnia.
Ojciec Maksymilian kilkanaście dni konał w celi nr 18 w podziemiach Bloku 11. Przeniesiono go tam z grupą osób przeznaczonych na śmierć. Więźniowie wspominali później, że skazani na śmierć głodową początkowo śpiewali i modlili się. Po kilku dniach dobywające się z celi głosy cichły. Niemcy sukcesywnie wynosili ciała kolejnych nieżywych osób. O. Kolbe zmarł jako ostatni 14 sierpnia, dobity zastrzykiem z kwasu karbolowego. Brunon Borgowiec, Tłumacz w bloku śmierci, który przeżył obóz, wspominał, że „Ojciec Kolbe siedział na posadzce oparty o ścianę i miał oczy otwarte. Jego ciało było czyściutkie i promieniowało”.
Przeczytaj również
Kilka tygodni przed śmiercią Maksymilian miał powiedzieć do współwięźnia, Józefa Stemlera: „Nienawiść nie jest siłą twórczą. Siłą twórczą jest miłość”.
T. Terlikowski „Maksymilian Kolbe. Biografia świętego męczennika”, KAI, zś/Stacja7