Sprawia wrażenie, jakby nadrzędnym celem autora wobec napisania pięknej, prawdziwej historii o kochającym Bogu była zabawa schematem w imię zmiany myślenia o Trójcy Świętej, rewolucja całej teologicznej optyki.
W wielu elementach trudno nie być zaskoczonym – podobnie jak główny bohater powieści – bowiem Bóg, który mu się objawia wychodzi poza utarte ramy myślenia o Nim. Trójca Święta opisana jako rodzina o bliżej nieokreślonym pokrewieństwie składająca się z Taty – dużej murzynki, Jezusa – niespecjalnie urodziwego cieśli w jeansach i Ducha Świętego – eterycznej Azjatki o indyjsko brzmiącym imieniu Sarayu (co ma oznaczać wiatr) jest celnie wbitym klinem w klasycznie chrześcijańskie widzenie Boga. Z jednej strony pokazuje to, jak łatwo jest przywiązać się do schematów, wyobrażeń, co jest wartością samą w sobie, lecz taka innowacja niesie za sobą liczne konsekwencje.
Poza sformułowaniami celnymi, z reguły odnoszącymi się do relacji Bóg – stworzenie, w książce można napotkać ogrom nieścisłości, które – nawet przyjąwszy dobre intencje autora – zdradzają albo jego słaby warsztat teologiczny albo przyświecającą mu własną wizję Boga w wielu elementach sprzeczną z nauką Kościoła.
Przeczytaj również
Pierwszym problemem jest tutaj kategoria płci. Objawienie się Boga Ojca jako kobiety (zwanej Tatą) jest w książce zabiegiem Boga, który próbuje wyjść z ram ustalonego sposobu myślenia bohatera i ominąć jego wyniesiony z dzieciństwa uraz wobec ojca. Pierwsza Osoba Trójcy Świętej jest oczywiście ponad kategorią płci, lecz poprzez relację z Wcielonym Synem według ewangelicznego opisu została nam Ona przedstawiona jako Ojciec i jako taka jest czczona. Jedyna modlitwa, jakiej naucza Jezus swoich uczniów zaczyna się od słów Ojcze nasz. Przełamanie tego schematu poprzez zmianę płci w objawianiu się Boga to podkreślenie Wszechmocy, ale też niebezpieczny wyłom w postrzeganiu Boga.
Większy problem stanowią nieścisłości, które wynikają ze słów wypowiadanych w powieści przez samego Boga. Jednym z przykładów jest deklaracja: Jezus jest w pełni człowiekiem i choć również jest w pełni Bogiem, nigdy nie odwoływał się do swojej boskiej natury, żeby dokonać cudu. A jednak tego dokonuje zawsze Bóg i, jeżeli zechce, może przy tym posłużyć się ludzkimi rękami. Przy czym zawsze pozostaje to działaniem boskim, a nie ludzkim. Kolejny błąd pojawia się w definiowaniu Ducha Świętego przez Jezusa: Jest moją Duszą. Duch Święty jest jedną z Osób w Trójcy Świętej, nie jest częścią, płaszczyzną żadnej z nich. Nie jest stworzeniem, jak dusza, ale Wieczną Istotą.
Dalej podobne stwierdzenia sprawiają wrażenie wymierzonych przeciwko Kościołowi. Np. Jezus mówiący: Ja nie tworzę instytucji. (…) Nigdy tego nie robiłem i nie będę robił. To zajęcie dla tych, którzy chcą odgrywać Boga. A więc owszem, nie przepadam za religią, podobnie jak za polityką czy ekonomią. Bóg jawi się tu jako Ten, który gardzi kultem zorganizowanego Kościoła. I dalej: Ci, którzy mnie kochają, wywodzą się ze wszystkich systemów, jakie istnieją. Byli buddystami, mormonami, baptystami albo muzułmanami, demokratami i republikanami. Niektórzy z nich nie głosują, nie chodzą na niedzielne msze (…). Bóg zdaje się tutaj usprawiedliwiać przede wszystkim indyferentyzm religijny, jeden z grzechów i po raz drugi uderza w publiczny kult Rzymskiego Kościoła.
Nie chcę, żebyś się kajał, Mack. Zależy mi tylko na tym, żebyśmy się do siebie zbliżyli – te pełne miłości słowa skierowane ku grzesznikowi, choć ujmujące, przeczą nauce Kościoła i przekazowi biblijnemu. Podobny wydźwięk ma wyrażenie: Biblia nie uczy, żebyś przestrzegał zasad. (…) Ona przedstawia obraz Jezusa. Przede wszystkim należy wspomniany obraz Jezusa zobaczyć w świetle prawa, zasad, których On przestrzega, aby dostrzec fałsz w powyższym sformułowaniu. Dopełniają go dalsze słowa: W Jezusie już nie podlegasz żadnemu prawu. Wszystko jest dozwolone. (…) Ono [prawo] daje wam moc sądzenia innych i poczucie wyższości nad nimi. Tymczasem to Bóg dał ludziom Prawo, aby go przestrzegali.
Kiedy my troje przybraliśmy postać Syna Bożego, staliśmy się w pełni ludźmi” to z kolei sformułowanie, które w moich oczach absolutnie przekreśla ortodoksyjność „Chaty”. Tylko Druga Osoba Trójcy Świętej wcieliła się w człowieka. I choć Jezus trwał w doskonałej jedności z Ojcem pozostał jedyną Osobą Boską w ludzkim ciele.
Aby dopełnić opisu, przytoczę jeszcze jeden z wielu obrazów, które mogą i powinny wzbudzać zastrzeżenia – główny bohater mówiący: To jest prawdziwy Bóg, mój sługa. Symptomatyczne określenie, biorąc pod uwagę całość książki. Bóg w swojej relacji do głównego bohatera jest ukazany jako bliski, dostępny, przyjazny, zupełnie inny od wyobrażeń głównego bohatera mającego w pamięci starotestamentalnego Boga, który w jego opinii trudnił się tylko karaniem ludzi za ich niewierność. Jednak ta przyjaźń, pełna pragnienia służby, dobra osoby kochanej nie może przeradzać się w twierdzenie o Bogu podległym, służącym człowiekowi. Jezus przez śmierć swoją odkupił człowieka, ale nigdy nie przestał być Bogiem.
Niniejszy tekst został napisany jeszcze przed odkryciem faktu, o którym pragnę wspomnieć w tym akapicie, co było moim założeniem od samego początku. Zgodnie z myślą, która raz po raz pojawiała się w mojej głowie podczas lektury Chaty – autor nie jest członkiem Kościoła. Tłumaczy to pewną specyficzną, subiektywną, w mojej opinii antykościelną (w sensie instytucjonalnym) optykę w opisie Boga, którą przedstawia autor.
Chata Younga jest książką, którą prawdopodobnie można polecić cierpiącym lub zmagającym się z brakiem zrozumienia dla Bożych wyroków jako głos w sprawie odnajdywania Boga w codziennych trudnych doświadczeniach. Zdecydowanie nie jest to jednak podręcznik dogmatyczny ani nawet jego fabularyzowane przedstawienie. Niestety nowatorstwo w formie – choć ujmujące także w materii literackiego warsztatu – przekraczając naukowy język mówienia o Bogu zdaje się przezwyciężać również granice ortodoksji.