Amoralna interpretacja Biblii
Dla wielu, niestety młodych ludzi, książka „Amoralne chrześcijaństwo” ze wstępem ex-ksiedza Obirka, w obliczu sprzyjającej ku temu kultury, coraz częstszej apostazji, wypisywaniu się z lekcji religii, będzie jedynym źródłem wiedzy o religii chrześcijańskiej. Dodajmy - całkowicie fałszywym.
Nie jestem skłonna komentować oczywistych bzdur, szkoda czasu i jednak pewnego rodzaju wysiłku, ale to co zaprezentowali panowie Ziemiński i Nowak w swojej książce „Amoralne chrześcijaństwo” ze wstępem ex-ksiedza Obirka, woła nie tylko o pomstę do nieba, ale i o pomstę do rozumu i podstawowej wiedzy, którą wypadałoby, biorąc się za pisanie książek, mieć.
Dlaczego więc to robię? Z jednego jedynego powodu: dla wielu, niestety młodych ludzi, pozycja ta, w obliczu sprzyjającej ku temu kultury, coraz częstszej apostazji, wypisywaniu się z lekcji religii, będzie jedynym źródłem wiedzy o religii chrześcijańskiej. Dodajmy – całkowicie fałszywym. Wiem, o czym piszę, oto niektóre komentarze pod fragmentami książki:
„Wreszcie zrozumiałam, co mnie w tej ” naszej „religii tak boli. Coraz bliżej mi do apostazji. Dziękuję”.
„Niektórzy wiedzieli, inni przeczuwali, jeszcze inni – przypuszczali. To człowiek stworzył (wymyślił) Boga. Niestety, na swój (w odległych czasach) obraz, potem tylko z lekka modyfikowany. I tak to leci. Strach jest jedynym motywem dla gremialnego protestu przeciwko temu. I tak to leci…”.
Przeczytaj również
Dlaczego aż tak?
W takim momencie trzeba jednak krzyczeć, a na pewno zabrać głos.
Obirek we wstępie pisze, jak to dwóch mężczyzn (autorzy książki) rozmawiają, jakie to straszne rzeczy wyrządził i dalej wyrządza katolicyzm. „Czy można bez przerażenia przyjąć tezę, że ceną naszego zbawienia i odkupienia jest straszliwa śmierć jedynego i ukochanego syna? Jaki ojciec mógł zdobyć się na tak perwersyjne rozwiązanie?”.
Tak, to istne szaleństwo. Kto nie kocha, nigdy tego nie zrozumie. Już niejednych ta miłość zgorszyła. Nie jest ona jednak żadną perwersją, ale ceną, którą Bóg nie waha się zapłacić, aby człowieka zbawić. Dlaczego aż tak? Może aż tyle wart jest człowiek. Każdy.
Czy Kościoły i religie unieszczęśliwiają ludzi?
„Powiedzmy to bez owijania w bawełnę. Twierdzimy, że pomysły Boga i jego syna na to, jak mamy żyć, to prosty przepis na nieszczęście. Jeśli taki rzeczywiście jest Bóg, jak przedstawia się go w Kościele, Biblii, to jest okrutnikiem, z którym lepiej nie mieć nic wspólnego”.
Już byli tacy, którzy tak twierdzili i wszyscy znamy konsekwencje takiego myślenia. 21 milionów I wojna światowa, nawet do 80 milionów II wojna światowa. Ofiary komunizmu, nazizmu. Dla twórców tych ideologii „religia też była opium dla mas”. Oczywiście autorzy mogą twierdzić, co chcą. Mogą uważać, że bóg jest okrutnikiem, pod warunkiem, że jest to ich bóg, przez nich wymyślony, ale nie mogą powoływać się na Biblię, bo w Biblii takiego Boga po prostu nie ma.
ZOBACZ: Janusz Pyda OP: Jeżeli prawo jest oderwane od moralności, stanowi wyłącznie zewnętrzny regulamin
Ojciec z najgorszego snu?
„Stworzył nas, wyposażając w potrzeby, które zabronił nam realizować, zalecając umartwianie się i niesienie krzyża. Wystawił na pokuszenie, ale zabronił nam nawet marzyć o realizacji pragnień, bo nawet w myślach możemy grzeszyć. Nie możemy pobyć sami ze sobą, bo zawsze nas słyszy i widzi. Błogosławionymi są ci, którzy się go boją i czynią ze swojego życia ofiarę”.
No więc, jest dokładnie odwrotnie. Stworzył nas z miłości i do miłości. Jeżeli zaprasza, bo nigdy nie zmusza, by naśladować go w dźwiganiu krzyża, to tylko dlatego, że sam pierwszy przeszedł tę drogę, i która wydaje się drogą zatracenia, ostatecznie przynosi spełnienie i właśnie zaspokojenie wszelkich pragnień. Żeby jednak owoce tej drogi posmakować, trzeba w nią wyruszyć. Zachęca do realizacji marzeń i pragnień, na miarę wielkości człowieka. Oczywiście, że możemy pobyć sami, wtedy mamy największą szansę uspokoić swoje serce, odkryć najgłębsze pragnienia i spotkać Go w swoim wnętrzu.
Bóg jednak społecznie i moralnie umarł?
„Świat poszedł dalej i nauczył nas, że aby być szczęśliwymi, powinniśmy o siebie dbać, mamy prawo do marzeń, szczęścia doczesnego, wolności i życia na własny rachunek. Nie bez powodu jedną z ulubionych metafor Jezusa, określającą jego relację z ludźmi, była metafora pasterza, który troszczy się o swoją trzodę. Tę metaforę przejęli katoliccy duszpasterze, sugerując, że ludzie świeccy są istotami bezradnymi, a nawet bezmyślnymi, gotowymi sprowadzić na siebie nieszczęście, wobec czego potrzebują troskliwych opiekunów”.
Bóg umiera tam, gdzie człowiek nie chce, aby żył. I człowiek ma rzeczywiście taką władzę. Jeżeli Bóg w autorach książki umarł, to znaczy, że jednak kiedyś w nich żył. Nie może bowiem umrzeć coś, czego nie ma, co nie żyło. Niech panowie nie zapominają, że ten Bóg ma moc zmartwychwstania. Interpretacja zagubionej owcy, jako bezmyślnej, bezradnej, której największą cnotą jest posłuszeństwo nijak ma się do opowieści z Ewangelii, gdyż owca zagubiona i bezradna staje się właśnie wtedy, gdy traci z oczu pasterza. W jego towarzystwie zaś może czuć się wolna i bezpieczna.
CZYTAJ: Tomek Samołyk: Zrozumiałem, że miłosierdzie nie zna granic!
„Opowiadamy się po stronie Ewy”
„Tu się nic nie zmienia od czasów Księgi Rodzaju. Dlatego, wbrew temu, czego nas uczono, opowiadamy się po stronie Ewy. Jej odwagi w chwili próby nie da się przecenić. […]. Z tego punktu widzenia bliżsi są nam nasi mityczni przodkowie wypędzeni z raju, korzystający z wolności, niż Jezus, który daje proste reguły życia, mające rzekomo uchronić nas przed zbłądzeniem i doprowadzić do zbawienia. Z naszego punktu widzenia Jezus to nie Bóg, który przyniósł nam objawioną prawdę, lecz człowiek uwikłany w swój czas, głoszący ideały, które dla nas brzmią anachronicznie”.
A to się akurat świetnie składa, bo Bóg też opowiada się za Ewą, tak jak za każdym człowiekiem. Przeciwstawienie odważnej Ewy tchórzliwemu Adamowi nic nie da, gdyż Bóg od początku uczynił ich równymi sobie. Oboje byli wolni i oboje z tej wolności skorzystali. Czyn Ewy odczytany jako przejaw nieskrępowania wobec praw Bożych, zamiast tego, jaki w istocie był, czyli przejaw nieposłuszeństwa pokazuje tylko, że człowiek dalej nic z tego czynu, a co gorsza jego konsekwencji nie zrozumiał. Tak, to już wiemy, że Jezus nie jest dla tych panów Bogiem, nie zmienia to jednak faktu, ku zapewne niemałej wściekłości autorów, że panowie są wciąż dla Niego dziećmi. Które bardzo, bardzo kocha. Gdy panowie raz pozwolą sobie, według swojego paradygmatu, na te słabość, na bycie kochanym przez Jezus, już nigdy nie napiszą tak bzdurnej książki. Żeby tak się stało potrzeba jednak dwóch rzeczy: wiary i odrobine pokory. Czego z serca panom życzę.
Miłość to uczucie?
„W chrześcijaństwie bliźnimi nie są wszystkie osoby, lecz tylko te, które zostały ochrzczone, należą do naszej wspólnoty religijnej lub są wolne od grzechów, wykluczających możliwość zbawienia”.
Szanowni autorzy. To już nawet uczeń z podstawówki wie, że miłość nie jest uczuciem. Po co tak się ośmieszać… jeden filozof, profesor nauk humanistycznych, drugi prawnik, publicysta. Być może panom myli się miłość z uczuciem, bo każdej miłości uczucia towarzyszą, nie są jednak z nią tożsame. Skąd wzięli autorzy tekst, że bliźni w chrześcijaństwie to osoby ochrzczone, to sam Pan Bóg tylko wie, a stwierdzenie, że tylko osoby wolne od grzechu, to już wierutne kłamstwo, gdyż wiadomo, że Jezus przyszedł i okazał największą miłość nie komu innemu, jak grzesznikom.
Jezusa nie było stać na przebaczenie?
„Jezusa nawet nie było stać na wybaczenie swoim oprawcom, dlatego na krzyżu przywołuje swojego ojca: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią”.
Ta teza zabolała najmocniej. Pokazuje bowiem, jak człowiek pozbawiony grama uczciwości (o przyzwoitości obu panów nie wspomnę), potrafi największy akt miłości, największy akt ofiary i przebaczenia właśnie, odwrócić do góry nogami, wypaczyć totalnie jego znaczenie, a nawet zanegować jego sens. Przecież nie będę autorom tłumaczyć, co wydarzyło się na krzyżu (a może trzeba?). Panowie mogą wierzyć w co chcą, mogą nie zgadzać się z nauczaniem Kościoła, nikt przecież ich do tego nie zmusza, ale nie mogą (nie powinni), rozpowszechniać kłamstw na temat religii, która zdaje się mocno kłuje ich w oczy. Może panowie nie doczytali, że „Ja i Ojciec jedno jesteśmy” (J 10, 30) Że „Kto widzi Syna, widzi i Ojca” (J 14,17), że Bóg, którego tak bezlitośnie, zupełnie niesłusznie linczują w książce jest Trójcą? I tak jak kiedyś ten Bóg milczał i teraz milczy. Ja się oburzam i krew się we mnie gotuje, a Bóg spokojnie milczy i kocha. „Bo Ja jestem Bogiem, a nie człowiekiem” (Oz 11,9).