Nasze projekty

Bp Muskus wspomina ks. Isakowicza-Zaleskiego. „Już nigdy nie usłyszymy jego głosu”

"Był to człowiek wielkiego serca. Zresztą nie potrafił inaczej reagować na dziejące się zło i hipokryzję, jak stawać po stronie słabszych" - pisze bp Damian Muskus OFM.

FOT. ARCHIDIECEZJA KRAKOWSKA/FLICKR.COM/JAROSŁAW ROLAND KRUK / WIKIPEDIA

Bp Muskus wspomina, że próbował skontaktować się z ks. Tadeuszem Isakowiczem-Zaleskim, niestety bezskutecznie. Ksiądz Tadeusz zamilkł i już nigdy nie usłyszymy jego głosu. Ale ziemskie „nigdy” stało się dzisiaj dla niego niebieskim „zawsze” – podkreśla duchowny.

Wierzę głęboko, że spotkał się ze swoimi przyjaciółmi: św. Franciszkiem z Asyżu, ze św. Bratem Albertem, z kardynałem Franciszkiem, który był jego sojusznikiem i ojcem chrzestnym podejmowanych przez niego dzieł – dodaje krakowski biskup pomocniczy.

Jak zaznacza, ludzie dyskryminowani i skrzywdzeni mogli zawsze liczyć, że ks. Isakowicz-Zaleski będzie ich głosem, szukający prawdy o trudnych kartach historii Kościoła mieli w nim sojusznika, a „cała rzesza ubogich i niepełnosprawnych traktowała go jak ojca”.

Reklama

ZOBACZ: Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski. Biografia wyjątkowa

„Był to człowiek wielkiego serca”

Zdarzało się, że zbyt szybko wydawał osądy, może nawet czasem błądził w swojej pasji docierania do prawdy, ale to wszystko nie przesłania tego, co najważniejsze – był to człowiek wielkiego serca. Zresztą nie potrafił inaczej reagować na dziejące się zło i hipokryzję, jak stawać po stronie słabszych – ocenia bp Muskus. Według niego, zmarły kapłan „nie kalkulował, czy komuś się narazi, czy ktoś będzie na niego pomstował, czy będzie wyrażał swoje niezadowolenie albo próbował zaszkodzić”. – Gdy tylko docierały do niego sygnały o doznanej krzywdzie, działał natychmiast – podkreśla.

Zabierał więc głos wtedy, gdy inni „dyplomatycznie” milczeli. Był tam, gdzie inni woleli nie zaglądać. Nie godził się na obojętność czy zamiatanie problemów pod dywan. Osobista wygoda czy święty spokój schodziły na dalszy plan, gdy ma horyzoncie pojawiał się człowiek w potrzebie – wspomina ks. Isakowicza-Zaleskiego.

Reklama

Biskup zwraca uwagę na „mniej medialną twarz” księdza, który „zamieszkał wśród osób z niepełnosprawnościami i stał się dla nich ojcem i bratem, jak równy między równymi, z prostotą i w prawdziwie franciszkańskim ubóstwie”. Ze wzruszeniem myślę o tym, jak ten wojownik zdejmował przy nich zbroję i uśmiechał się łagodnie. O Radwanowicach, które dzięki niemu stały się domem dla najsłabszych. O potędze jego miłości, która wydobyła z nich zachwycające talenty i pomagała odzyskiwać godność. O radości przenikającej ściany prowadzonych przez jego fundację schronisk. O serdecznej gościnności, której wiele razy doświadczyłem od niego i jego radwanowickich przyjaciół-domowników – wyznaje.

A my? No cóż, mam nadzieję, przeżyjemy doroczne Albertiana i wręczymy medale św. Brata Alberta. Nie bez niego, ale z jego pełną duchową obecnością – dodaje bp Muskus, który przejął od kard. Macharskiego zwyczaj corocznej obecności na Festiwalu Albertiana, podczas którego wręcza medale św. Brata Alberta, przyznawane przez Fundację im. Brata Alberta z Radwanowic osobom angażującym się w pomoc potrzebującym.

KAI,pa/Stacja7

Reklama

Reklama

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę