Nasze projekty
Fot. Ravpixel/Freepik

„Bolało, gdy odchodzili…” Poruszające historie z posługi kapelana szpitalnego

"Gdy nadchodzi moment przejścia z tego świata do tego drugiego, staram się po prostu być, trzymać za rękę. I wierzę, że gdy przyjdzie moja chwila, ktoś z nich wyciągnie dłoń w moją stronę…" - pisze ks. Krzysztof Wieczorek.

Reklama

Różne są rozmowy z ludźmi na progu śmierci. Gdy pracowałem jako kapelan szpitalny, najwięcej kontaktu miałem z pacjentami z onkologii i hematologii. Oni wiele razy przyjeżdżali na leczenie i długo przebywali w szpitalu. Chcąc nie chcąc nawiązywałem więzi. Rozmawialiśmy, najczęściej o normalnym życiu. Wielu z nich przecież wracało do zdrowia. Ale nie wszyscy. Bolało, gdy odchodzili…

CZYTAJ: Co w życiu jest najważniejsze? Poruszające wypowiedzi pacjentów hospicjum

Monika. „Żebym mogła dożyć Pierwszej Komunii młodszej córki…”

Siedzę z Moniką na kozetce, na korytarzu onkologii. Monika ma 33 lata, zdiagnozowany nowotwór kręgosłupa, z licznymi przerzutami. Co dwa tygodnie przyjeżdża na chemię. Zawsze chce pogadać, a ja zawsze mam czas. W swoim cierpieniu przejawia pozostałości poczucia humoru i życzliwości do ludzi. Kiedyś opowiada o swojej modlitwie, o prośbie zanoszonej do Pana Boga – żeby mogła dożyć Pierwszej Komunii młodszej córki…

Reklama

Marzec 2008. Jej pogrzeb. Tłum ludzi – przez pracę zawodową nawiązała wiele kontaktów, a miasto niewielkie – jest nas kilku księży, więc mogę stać na uboczu. Myślę: dobrze, że zaczął padać deszcz. Nie widać łez, które ciekną mi po policzkach. Przecież Komunia będzie dopiero w maju…

CZYTAJ: „W hospicjum perinatalnym staramy się, aby rodzice mogli nimi być w pełni i do końca”

Mariusz. Ból samotności

Żeby dostać się do izolatki, w której przebywa Mariusz, trzeba się przebierać, zakładać maskę. Rozmowy z natury muszą być krótkie. Dłużej mogę porozmawiać z jego rodzicami, na korytarzu. Oni wierzą, że ich syn wyzdrowieje. Ale on Wigilię spędził w odosobnieniu i Nowy Rok 2007 witał sam. I tak jest już trzeci miesiąc.

Nie spodziewa się już niczego dobrego. Widzę, że się poddaje. Nie odbiera telefonu. Nie chce mówić o tym, co go czeka. Pewnego dnia nadchodzi kryzys – uniemożliwiony jest jakikolwiek kontakt. Tylko patrzę na niego przez szybę. Na drugi dzień izolatka jest dezynfekowana…

Reklama

ZOBACZ: Paweł Grabowski: “Nie ma czasu na rzeczy ważne, żyjemy tak krótko, że jest czas tylko na rzeczy najważniejsze”

Józef. „Już wszystko pozałatwiałem na tym świecie”

Z Józefem spotykamy się w zimie 2007. Dobrze się rozmawia. Spokojny, można by nawet powiedzieć, że pogodny. Zainteresowany polityką, życiem społecznym; dobrze zorientowany w sprawach dzieci i wnuków. Dużo o nich opowiada. O sobie niewiele. Wie, że umiera. „Ale, proszę księdza, ja już wszystko pozałatwiałem na tym świecie”.

Kolejna wizyta w szpitalu, latem tego samego roku. Niewiele mówi, tylko słaby uśmiech. Następnej nocy mam wezwanie do umierającego. Do Józefa. Stoję przy łóżku i słyszę ciche, lecz wyraźne: „Amen”. Prawie czwarta, ptaki zaczynają ćwierkać. I za kilka minut znowu: „Amen”. Świta. I jeszcze raz za jakiś czas: „Amen”. Ostatnie…

Reklama

CZYTAJ: Ksiądz Jan Kaczkowski: “Hospicjum to nie jest droga w jedną stronę”

Marysia. „Pomódlmy się”

Marysia mieszka w naszym Domu dla niepełnosprawnych intelektualnie. Nie do końca rozumie, co się dzieje. Rurka tracheostomijna przeszkadza jej w mowie. Zatyka palcem i powtarza: „Słaba jestem”. Musi trafić do powiatowego szpitala. Jadę ją odwiedzić.

Ciepło, słonko świeci, piękny sierpniowy dzień. Jesteśmy na sali. Próbuję zagadać, opowiedzieć, co słychać u nas. A ona: „Pomódlmy się”. Wyciągam więc z kieszeni różaniec, siedzę przy niej, trzymam ją za rękę i mówię Zdrowaśki półszeptem, żeby nie obudzić pozostałych pacjentek. Marysia razem ze mną bezgłośnie zanosi prośby: „módl się za nami grzesznymi teraz i w godzinę śmierci naszej”…

W dniu pogrzebu leje. Stoimy nad jej grobem. Tylko my, mieszkańcy i pracownicy DPS…

ZOBACZ: Ewa Liegman: „Hospicjum dziecięce jest dla mnie drogą nawrócenia”

Czesio. Prośba o modlitwę

Leżymy z Cześkiem w jednym pokoju na chirurgii. Ja od kilku tygodni, jego dopiero co przywieźli. Przygotowują go do operacji. Przez te kilka dni jest dużo czasu, żeby porozmawiać. Gdy go zabierają, prosi mnie o modlitwę. Nie wraca na moją salę. Jest na sali wzmożonego nadzoru. Ale za kilka dni i tam go już nie ma…

Nie mamy doświadczenia śmierci…

Ja sam, jak wielu innych, mam doświadczenie graniczne, doświadczenie umierania, otarcia się o śmierć. Ale nie przeszedłem tej ostatniej granicy. I niczego mądrego na temat śmierci powiedzieć nie mogę. Zwłaszcza tym, którzy do tej granicy się zbliżają.

Dziś pracuję z ludźmi, którzy mają pewne ograniczenia w rozumieniu odchodzenia. Choroby neurologiczne utrudniają orientację w czasie i przestrzeni. Niepełnosprawność intelektualna utrudnia zrozumienie tego, co się dzieje. Więc nie rozmawiam. Staram się być. Podobnie jak pielęgniarki, opiekunki, lekarze i inni pracownicy ZOL i DPS.

Gdy nadchodzi moment przejścia z tego świata do tego drugiego, staramy się być z pacjentem czy mieszkańcem. Jeśli wówczas coś mówimy, to są to słowa modlitwy, zwłaszcza Koronki do Bożego Miłosierdzia. A najczęściej, tak po prostu, ta lub ten, kto jest przy chorym, siada i bierze go za rękę. I jest.

Jesteśmy razem. Pacjenci, personel i ci, którzy odeszli. Jesteśmy razem. I to się nie zmieni. My jeszcze żyjemy na ziemi, oni już żyją u Pana Boga i są obecni w naszych wspomnieniach. Przyjdzie czas, to i my staniemy przy nich.

Mocno wierzę, że gdy nadejdzie moja chwila przejścia na drugą stronę, wyjdą mi naprzeciw i ktoś z tych, których trzymałem za rękę, wyciągnie dłoń w moją stronę…

[contact-form-7 id=”ac27979″ title=”Świadectwa czytelników 23.10.2023″]

Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę