Opisane historie są prawdziwe – dotyczą osób, które ojciec Krzysztof Pałys spotkał w trakcie pracy duszpasterskiej
STACJA7 POLECA
– Czy ojciec w duszpasterskiej pracy dużo odnosi sukcesów? Jak często zdarzają się niepowodzenia? – usłyszałem kiedyś.
No tak, policzyć efekty swojej pracy, być dumnym z sukcesów. Tylko jakie kryteria przyjąć?
Przeczytaj również
Przygotowywałem grupę młodych sportowców do sakramentu bierzmowania. Było ich ponad dwudziestu. Zrobiłem to na ich wyraźne życzenie, dodając sobie tylko pracy, ponieważ musiałem tworzyć nową grupę. Wszyscy regularnie chodzili na zajęcia, uczestniczyli w dyskusjach. Wydaje się, że nawet polubiliśmy się wzajemnie. Po bierzmowaniu padały deklaracje: „Nie powielimy stereotypu. Dla nas to nie jest sakrament pożegnania z kościołem”. Po roku zmienili szkołę. Dowiedziałem się, że z religii wypisali się niemal wszyscy. Wcale nie dlatego, że im się nie podoba. Twierdzą, że biorą udział w sportowych zawodach i nie mają już na nic więcej sił i czasu.
To jednak sukces, że przyjęli sakrament czy może jednak porażka, że potem odeszli?
Pamiętam też dwie osoby. Siedziały z założonymi rękami, w buntowniczej postawie. Na każde moje słowo, było kilka kontrargumentów. Regularnie wracałem z poczuciem przegranej, wydawało mi się, że mnie nie znoszą. Po trzech latach spotkałem jedną z nich na ulicy. Serdecznie się przywitała, byłem zadziwiony – obecnie związana jest z duszpasterstwem młodzieży. Drugą osobę niespodziewanie spotkałem w Kościele. Choć podobno miała już nigdy tam nie przyjść…
Spotkanie na temat wolontariatu misyjnego w naszym klasztorze. Prowadzi je dziewczyna z Argentyny wraz z Polką. Znam ich wspólnotę, mieszkają w kilkunastu krajach na świecie, dzielą życie wraz z ludźmi, których przygniata samotność i materialna nędza.
Spodziewaliśmy się większego zainteresowania. Jednak na prezentację przychodzi zaledwie garstka.
Po kilku miesiącach otrzymuję maila:
Drogi Ojcze Krzysztofie. Tydzień temu rozpoczęliśmy weekendy (in)formacyjne dla wszystkich zainteresowanych wolontariatem w Domach Serca i z Łodzi przyjechały dwie osoby! Ale też, po styczniowym spotkaniu kilka osób napisało do nas, że chcieliby wspierać duchowo i finansowo wolontariuszy (…)
W niektórych miastach przychodziły tłumy, ale do wyjazdu czy wsparcia nie zgłaszał się nikt.
Podobnych historii, mógłbym przytoczyć kilkadziesiąt, zarówno swoich jak i znajomych księży. Coś wydawało się sukcesem, a później okazywało się bezowocne. I na odwrót.
Do rozmyślania:
Kiedy Dawid chciał policzyć lud Izraela niespodziewanie złapał się na grzechu pychy. Chciał postawić się w miejscu Boga, zapominając że ludzie nie są jego własnością. Zaraz potem przyszła zaraza.
Zarówno powodzenie, jak i porażka należą do Pana. My tylko siejemy, ale Ktoś inny daje wzrost.
Przekonuję się o tym wielokrotnie. To co utrudnia mi życie codzienne, ułatwia życie duchowe. Jeśli nie napotyka się żadnych przeciwności łatwo staję się pysznym: ucieka osobista modlitwa i zamiast na Bogu koncentruję się na sobie.
Dla ducha lepsza jest pewna jałowość, niewystarczalność, a nawet poczucie, że człowiek się cofa.
Dzięki temu można nareszcie utracić kontrolę, pozbywając się tego diabelskiego przekonania, że wszystko zależy ode mnie, od moich planów i decyzji.