Nasze projekty
Fot. Freepik

„Wesele to nie kinderbal”. Dzieciom wstęp wzbroniony?

Zaproszenie ślubne, a w środku pieczątka „18+” lub znak zakazu wstępu dla maluchów. Albo – jak to było w przypadku pewnej tik-tokerki, która jakiś czas temu otwarcie wyznała, że „nie znosi dzieci” – rebus z rysunkiem przekreślonej buźki małego człowieka. Inni młodzi, chcąc rozwiać wszelkie wątpliwości gości, ujmują rzecz wprost, dodając po prostu dopisek: „Prosimy o przybycie na uroczystość bez dzieci”.

Reklama

Wesele to nie kinderbal: głośna muzyka, gorące potrawy, nieprzyzwoite zabawy, a do tego lejący się strumieniami alkohol. Argumentów za tym, by nie zapraszać na taką imprezę najmłodszych nie brakuje. Przynajmniej nie tym, którzy na taką opcję się decydują.

Wróciłam niedawno z wesela, w którym brały udział dzieci i to był jakiś dramat – czytam wpis Gosi umieszczony na jednym ze ślubnych forów. Wylany sok, potłuczone talerze, krzyki i zabawa w berka na sali pełnej gości. Nie mówiąc już o wtargnięciu na parkiet w trakcie pierwszego tańca – dodaje. Wtóruje jej Malwina: Jako fotograf ślubny za dużo napatrzyłam się na to, co puszczeni w samopas najmłodsi potrafią wyprawiać na weselach. Dlatego ja chcę zaoszczędzić sobie i moim gościom stresu: latania za dzieckiem, pilnowania, upominania, karmienia. W końcu każdemu – a rodzicom to już w szczególności – należy się chwila wytchnienia i dobrej zabawy.

CZYTAJ: Prezent ślubny. Co podarować parze młodej?

Reklama

Dzieci: niefrasobliwe i mało przewidywalne

Młodzi tłumaczą swoją decyzję na różne sposoby. Jedni kierują się bezpieczeństwem dzieci, drudzy wygodą, a jeszcze inni względami ekonomicznymi. Są i tacy, którzy nie zapraszają dzieci, bo mówiąc wprost: uważają, że ich obecność może negatywnie wpłynąć na prestiż wydarzenia. No bo co jeśli jakiś brzdąc – chcąc nie chcąc – niefrasobliwym zachowaniem zmąci idealny przebieg ceremonii? Chociażby nadepnie na tren panny młodej, zacznie krzyczeć albo płakać podczas przysięgi, a w trakcie pierwszego tańca wtargnie na parkiet i wytarza się w oparach dyskotekowego dymu, przekierowując na siebie uwagę wszystkich gości?

Jak ktoś przyjdzie z dziećmi, nie wpuszczę na salę – zarzeka się Monika. Po to dajemy zaproszenie pół roku wcześniej, żeby wszyscy zdążyli zorganizować sobie opiekę dla najmłodszych – dodaje. Weronika nie podchodzi do sprawy aż tak radykalnie: Na zaproszeniach zaznaczaliśmy, że organizujemy wesele bez dzieci. Jedna z cioć spytała czy w drodze wyjątku może zabrać 4-letnią córeczkę. Nie miała jej z kim zostawić. Dodatkowym argumentem był fakt, że impreza odbędzie się prawie 500 km od ich domu. Zgodziłam się bez problemu.

ZOBACZ: „Co ludzie powiedzą”, czyli spór o wesele

Reklama

„To tak, jakby zaprosili mnie bez… żony”

Jakkolwiek młodzi swojego stanowiska by nie uzasadniali, muszą być gotowi, że reakcje gości będą różne. W ankiecie, którą przeprowadziliśmy w social mediach, sporo osób było zdania, że jeśli para chce zorganizować wesele bez udziału dzieci, to należy ich decyzję bezwzględnie uszanować. W końcu są gospodarzami i mają prawo, by ich dzień odbywał się na ich własnych zasadach. Inni, mimo że na swój ślub najmłodszych zaprosili (lub planują zaprosić), decyzję gospodarzy przyjęli z radością i entuzjazmem: „Żaden problem”, „Dziecko zostało u babci, a ja miałam wreszcie czas na zabawę”, „Maluchy powinny w nocy spać, a rodzicom dobrze zrobi wyjście bez nich” – pisali uczestnicy ankiety.

W ankiecie, którą przeprowadziliśmy w social mediach, sporo osób było zdania, że jeśli para chce zorganizować wesele bez udziału dzieci, to należy ich decyzję bezwzględnie uszanować.

Trzeba jednak brać pod uwagę, że niektórzy goście poczują się urażeni. To tak, jakby ktoś zaprosił mnie bez żony – pisze Lech. I dodaje: Jeśli wesele faktycznie jest „18+ – alkohol leje się bez ograniczeń, są sprośne zabawy, to pewnie też nie zaprosiłbym na taką imprezę dzieci. W innym przypadku nie widzę jednak powodu, żeby tego nie robić. I tak na marginesie: zniszczenia i problemy częściej powodują pijani dorośli niż biegające po parkiecie dzieci”.

Reklama

Dla mnie to nie pomyślenia! Mam 7-letnią córkę, która wprost uwielbia moją siostrę i zachodzę właśnie w głowę jak wytłumaczyć dziecku, że nie jest zaproszona na ślub ukochanej cioci – żali się Marzena.

Paulina z kolei – zgodnie z prośbą młodych – pojawia się na ślubie bez pociechy, ale i… z pustymi rękami. Ot, taki sposób na „ukaranie” gospodarzy. Odwety z udziałem obrażonych gości są zresztą dość powszechne. Zdarza się na przykład, że potwierdzają oni swoją obecność, a finalnie na ślub i tak nie docierają. Inni natomiast, słysząc że zaproszeni są tylko dorośli, z miejsca odmawiają udziału w imprezie.

ZOBACZ: „A kiedy wesele?” Wdzięczność za… oczekiwanie

„Wesele bez dzieci? Nie wyobrażam sobie!”

Dzieci są Bożym darem i cząstką nas, rodziców” – pisze jedna z czytelniczek. Z tego względu nie wyobraża sobie ona pójścia na wesele bez własnych pociech. Nawet na balu firmowym u męża prezesi pomyśleli o młodych rodzicach i zatrudnili niańkę dla najmłodszych – dodaje.

Wiele par, które zdecydowały się świętować swój dzień również z dziećmi, tak właśnie robi. Wynajmują animatorów, organizują atrakcje dla najmłodszych, a nawet zapewniają dostęp do pokoju, w którym można malucha nakarmić, przebrać, a nawet uśpić. Po to, by umożliwić gościom udział w weselu w pełnym składzie, a co za tym idzie – zapewnić ich dzieciom przyjazne warunki do zabawy, są gotowi przeznaczyć dodatkowe – i to często niemałe – pieniądze.

Nasze wesele byłoby smutne bez dzieci. Jako mała dziewczynka jeździłam na takie imprezy z rodzicami i mam z tego czasu świetne wspomnienia – pisze Dorota. Z przyszłym mężem postanowili, że zrobi wszystko co w ich mocy, by najmłodsi też mogli dobrze bawić się na planowanym przez nich weselu. Do 21.00 zapewniamy obecność animatorki, żeby rodzice mieli czas dla siebie. Na zewnątrz jest plac zabaw. Planujemy też zorganizować stolik z kolorowankami. Jak któreś dziecko będzie zmęczone, będzie możliwość położenia go w hotelowym pokoju.

Moim zdaniem obecność dzieci ubogaca ślub i wesele. Dodają uroczystości spontaniczności i świeżości, a także mnóstwa radości – mówi Kasia, która wychodzi za mąż w 2024 r. I dodaje: Aby dzieci czuły się tego dnia wyjątkowo i miały poczucie powagi sytuacji, warto dać im pewne funkcje. Np. niesienie obrączek, sypanie kwiatami czy ryżem. Dzięki temu będą czuły się ważne.

Kasia nie wyobraża sobie, żeby na jej weselu zabrakło dzieci z jej rodziny czy z rodzin jej przyjaciół. Od momentu ślubu, będziemy tworzyć z moim narzeczonym, a właściwie wtedy już mężem  – rodzinę. A integralnym elementem rodziny są dzieci. Właśnie dlatego moim zdaniem nie zaproszenie na wesele najmłodszych, jest zaprzeczeniem tego, co przysięgamy sobie podczas ślubu” – tłumaczy. Mówimy też, że z wiarą i po katolicku pragniemy wychować potomstwo. Jak zatem może zabraknąć dzieci na ślubie i weselu? – komentuje przyszła panna młoda.

Integralnym elementem rodziny są dzieci. Właśnie dlatego moim zdaniem nie zaproszenie na wesele najmłodszych, jest zaprzeczeniem tego, co przysięgamy sobie podczas ślubu

CZYTAJ: Wesele bez alkoholu?

Zakaz wstępu dla dzieci

Nie zamierzam mieć dzieci w przyszłości, nic więc dziwnego, że nie chce zapraszać ich na własne wesele. Komentarz Oli uderzył mnie chyba najmocniej. Wcale nie dlatego, że jego autorka otwarcie mówi o swojej niechęci do dzieci. Obawiam się po prostu, że to zdanie w jakiejś części odzwierciedla to, jak do najmłodszych podchodzi współczesny świat.

Nie bez przyczyny w ostatnim czasie niczym grzyby po deszczu mnożą się tzw. strefy wolne od dzieci. Na liście miejsc z zakazem wstępu dla maluchów znajdziemy już hotele, restauracje czy nawet linie lotnicze. Czyżby dzieci przestały być przez nas mile widziane? A może to my, dorośli zaniechaliśmy w którymś momencie ich wychowywanie i naukę dobrych manier?

Na liście miejsc z zakazem wstępu dla maluchów znajdziemy już hotele, restauracje czy nawet linie lotnicze. Czyżby dzieci przestały być przez nas mile widziane? A może to my, dorośli zaniechaliśmy w którymś momencie ich wychowywanie i naukę dobrych manier?

Jedno jest pewne: statystyki nie napawają optymizmem. „W zeszłym roku urodziło się 305 tysięcy dzieci. To najgorszy wynik od czasów II wojny światowej” – alarmował w styczniu GUS. Co ciekawe, niektórzy winą za ów kryzys demograficzny obarczają… dobrobyt.


Jak traktujemy dzieci? Ku przestrodze

W latach 60. ubiegłego wieku naukowiec John Calhoun przeprowadził ciekawy eksperyment. Zamknął myszy w terrarium, w którym miały one zapewnione idealne warunki do życia: dostęp do smakowitego jedzenia, atrakcyjne otoczenie, a nawet ochronę przed drapieżnikami.

Na początku populacja gryzoni rozrastała się w bardzo szybkim tempie, ale pod koniec pierwszego roku sytuacja zaczęła się zmieniać. Nie było potrzeby walki o terytorium, więc samce przestały bronić granic. Całe dnie za to skupiały się na sobie: jadły, spały i pielęgnowały futerko. Jednocześnie przestały interesować się samicami.

Samice z kolei, przejęły rolę „obrończyń gniazda”. Rosnącą agresję kierowały w stronę młodych – zagryzając je lub wypychając z gniazda. Zwiększyła się też liczba samic bezpłodnych i niezainteresowanych rozmnażaniem. Co więcej, mimo spadku liczebności izolowanej populacji matki dalej rodziły coraz mniej potomstwa. Stare myszy umierały, a nowe się nie pojawiały. Każde zwierzę żyło tylko dla siebie. Aż w końcu funkcjonująca w dobrobycie populacja myszy, wymarła. 

Nie ma dzieci, są ludzie

Klatka, w której myszy z jednej strony mają wszystkiego pod dostatkiem, a z drugiej nie są narażone na żadne niebezpieczeństwa, bardzo często porównywana jest do nowoczesnych bogatych społeczeństw. Te gdy się bogaciły, bardzo szybko się rozwijały. Dzisiaj, ich populacja spada. W tych społeczeństwach także zauważa się coraz większą grupę ludzi, którzy nie są zainteresowani prokreacją, a jedynie samym sobą – mówi Tomasz Rożek na kanale „Nauka. To lubię”.

Oczywiście, że zachowania gryzoni nie sposób odnieść jeden do jednego do ludzi. Jednak biorąc pod uwagę obecny kryzys demograficzny, fakt, że Polacy coraz później decydują się na pierwsze dziecko, a coraz większa liczba młodych w ogóle rezygnuje z posiadania potomstwa, trudno nie dostrzec w tym doświadczeniu choćby minimalnej analogii do współczesności.

Może więc warto zastanowić się nad tym, jak traktujemy dziś najmłodszych? Patrzymy na nich jak na integralną i pełnoprawną część rodziny? A może bliżej nam do postrzegania ich jako niewygodnego, czasem wręcz uwierającego „dodatku”? „Nie ma dzieci, są ludzie” – mówił Janusz Korczak. Nie bez przyczyny, św. Jan Paweł II wielokrotnie powtarzał, że to właśnie postawa wobec najmłodszych jest najlepszą miarą naszego człowieczeństwa. 

Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę