Presja na organizację wesela. Jak sobie z nią radzić?
Ilu doświadczamy przymusów („powinno się”, „trzeba” i bez tego świat się zawali, „bo co ludzie powiedzą”), a co jest naprawdę naszymi wartościami serca (świętowanie ważnego momentu w życiu, spotkanie, wspólnota, więzi, przyjaźń) i jak w dniu ślubu chcemy je zrealizować?
Stałam kiedyś w kolejce pod stoiskiem z pieczywem w centrum handlowym. Przede mną stał młody, wysoki mężczyzna ze swoją elegancką mamą. „Widziałem garnitur za tysiąc złotych” – powiedział. „No chyba żartujesz, co może być wartościowego za tysiąc złotych?”. Od słowa do słowa – zrozumiałam, że niechcący jestem świadkiem rozmowy o weselu. Przypuszczam, że tego młodego człowieka. Choć nie jestem pewna, czy czasem jednak za mąż nie wychodziła… jego mama.
ZOBACZ>>> Od zachwytu po żenadę i niesmak, czyli jakie zabawy wybrać na wesele
Marzenia młodych o ślubie kontra wyobrażenia rodziców
Wesele to w naszej kulturze wielkie wydarzenie. I zarazem powód, dla którego młodzi często unikają rozmowy o ślubie. Najczęściej związane z wielkimi kwotami, by mogło się odbyć. Czasem także kojarzy się z przeprawą z rodzinami pochodzenia obu stron. Jest ona tym trudniejsza, gdy rodziny są wewnętrznie skłócone albo gdy dla rodziców wesele znaczy więcej niż dla nowożeńców. W sporach o wesele ścierają się marzenia młodych i wyobrażenia rodziców.
Dla rodziców wesele spełniać może różne funkcje. Może być „wizytówką”. Dowodem na to, do czego w życiu doszli. Ten sukces rodzice mogą przeżywać nie tylko w taki sposób, że to wspaniale, że powstaje nowa rodzina, że dziecko jest w szczęśliwym związku, że realizuje swoje marzenia. Wesele potwierdza materialny dorobek życia, a w nim – i własny status, i pieniądze, jakie są gotowi wydać na zabawę gości (a tu już blisko do zasady „zastaw się, a postaw się”).
Tu może towarzyszyć rodzicom (a nieraz i dzieciom) wiele destrukcyjnych przekonań. Na przykład takie, że „każdy z gości musi być zadowolony” (także ciocia Krysia, który nigdy nie była i nie będzie). „Nie może zabraknąć alkoholu”. „Jak jedzenia będzie mało, powiedzą, że jesteś sknerą”. „Musimy bardziej oczarować gości niż na weselu syna kuzynki”. Pamiętajmy, że przy weselu nawet na 80 osób nadal mamy do czynienia z ogromnymi sumami, których w rodzinie może nie być, które mogą nadwyrężać budżet albo zostać wydane w racjonalny sposób.
Przeczytaj również
CZYTAJ>>> Czy warto odkładać ślub z powodu braku pieniędzy? Wyjaśnia o. Adam Szustak
Jak radzić sobie z presją na organizację wesela? 3 rady
1. Odpowiedz na pytanie: czym wesele jest dla nas
Pierwszą rzeczą, jaką mogą zrobić dla siebie młodzi ludzie planujący wesele – to sprawdzić, czym wesele jest dla nas. I czym chcemy, by naprawdę było. Ilu doświadczamy przymusów („powinno się”, „trzeba” i bez tego świat się zawali, „bo co ludzie powiedzą”), a co jest naprawdę naszymi wartościami serca (świętowanie ważnego momentu w życiu, spotkanie, wspólnota, więzi, przyjaźń) i jak w tym dniu chcemy je zrealizować. Nie pomijając naszych wartości związanych ze sposobem wydawania pieniędzy (w czym chcemy być hojni, w czym racjonalni i gdzie oszczędni). Kiedy sami to wiemy, łatwiej jest nam rozmawiać z rodzicami o tym, na czym nam zależy.
2. Określ zakres pomocy, jakiej oczekujesz od rodziców podczas organizacji wesela
W porozumieniu się z nimi w sprawie wesela mogą pomóc dwie rzeczy. Z jednej strony – pamięć, że ich nie zmienimy, bo przez wiele lat ukształtowały ich rozmaite wydarzenia. Mogą widzieć różne sprawy inaczej nie dlatego, że chcą nam zaszkodzić, ale ponieważ nie umieją inaczej. Dlatego warto sprawdzić, do czego możemy podejść z wyrozumiałością i nie kruszyć o to kopii. I gdzie można zostawić im wolność. Jeśli oczekujemy pomocy rodziców w jego organizacji – trudno się dziwić, że wyrażają swoje zdanie.
3. Ustal, co możesz odpuścić
Czasem jednak rodzice nie umieją w ogóle brać pod uwagę perspektywy dzieci, także wtedy, gdy są już dorosłe. Dlatego dobrze sprawdzić, gdzie nie możemy ustąpić, bo musielibyśmy zrezygnować z czegoś dla nas kluczowego. I gdzie potrzebujemy naprawdę bardzo mocno być przy sobie. Możemy nie chcieć na stole alkoholu, albo nie chcieć wódki. Może w naszych granicach się nie mieścić przesuwanie ugotowanego jajka przez nogawkę od spodni pana młodego i inne zabawy podczas tzw. oczepin.
Rodzice niekiedy mawiają, że „wesele jest dla rodziców, nie dla młodych” i wydaje mi się, że mimo wszystko dobrze, by z takim poglądem nie pozostali. Bo stąd jest już bardzo blisko do postawy, że „dzieci są dla nas” i „wychowaliśmy je dla siebie”. I że to „nasze pomysły na życie mają realizować”, co bywa tragicznym doświadczeniem młodych małżonków, gdy rodzice chcą mieć ostatnie zdanie nie tylko w sprawie, czy syn pójdzie do ślubu w garniturze za tysiąc złotych, czy za cztery, ale też jakim autem będzie jeździł, gdzie pracował i ile miał dzieci.
ZOBACZ>>> „Wesele to nie kinderbal”. Dzieciom wstęp wzbroniony?
Start w nowe życie
Może więc zdecydowanie, czyje i dla kogo jest wesele, nie jest wcale taką błahą sprawą. I z jednej strony stanowi przedłużenie myślenia rodziców o roli swojej i dzieci, a z drugiej – symbolicznie zapowiada losy małżeństwa w relacji do rodziców i teściów.
Wesele jest na pewno młodych i dla młodych. To ich ma ono wesprzeć na starcie w nowe życie. Pokazać im wspólnotę, na jaką mogą liczyć. Wesele jest świętowaniem z rodzicami, ale ma też momenty symbolicznych z nimi pożegnań – gdy młodzi zapraszają ich do wspólnego tańca czy dziękują. Oczywiście, że udział w tym dobru mają i goście, którzy mogą ucieszyć się ważnym momentem w życiu bliskich osób, spotkaniem. Przy okazji coś zjeść i wypić, pobawić się – jednak to wszystko naprawdę jest wtórne.