“To musi być miłość”, czyli świąteczna komedia bez świąt
Wielu z nas w przedświątecznym czasie wybiera się do kin, by poczuć "ten klimat" zbliżających się świąt, przypomnijmy: Świąt Bożego Narodzenia. W tym roku polski, filmowy świat zaprasza nas na produkcję pt. “To musi być miłość”. Czy poza świątecznym swetrem Tomasza Karolaka wcielającego się w rolę Teodora i świątecznych światełek, film opowiada o Bożym Narodzeniu? Sprawdźmy to!
Trzy siostry – Roma, Agata i Viola borykają się z życiowymi zawirowaniami. Zdrady, niezdecydowanie, a w to wszystko zamieszana jest… miłość! Brzmi zadziwiająco? Trzeba na wstępie powiedzieć, że zdziwienie, niekompletność i absurd to główne imiona tego filmu.
Akcja rozpoczyna się w czasie okołoświątecznym, co sugeruje choinka stojąca w hotelowym pokoju Heleny – matki trzech sióstr. Ta krząta się po pokoju, pragnie spokojnie spędzić wieczór, po czym jej córki – jedna po drugiej wparowują i usilnie pragnąć zabrać jej czas dla siebie. Udaje im się, bowiem każda z nich boryka się z wewnętrznymi rozterkami dotyczącymi małżeństwa, związków, relacji. Te rozterki nie dają spokoju siostrom, dlatego szukają one ukojenia u mamy, która zawsze znajdzie sposób na pobudzenie do działania. Czy tak się stało tym razem? Przekonajmy się.
Trzy siostry – trzy dramaty
Po tym wstępie, widz zostaje zaproszony, by dowiedzieć się, co było powodem sytuacji sióstr, w której znalazły się przychodząc rozżalone do matki. Roma grana przez Małgorzatę Kożuchowską jest przede wszystkim żoną Teodora (granego przez Tomasza Karolaka), bizneswoman i matką dorosłej już Zuzanny. Bohaterka uznała, że jest to ostatni dzwonek, by postarać się z mężem o drugie dziecko, co niestety nie wzbudziło entuzjazmu u drugiej strony. Od tego wszystko właściwie się zaczyna. Wraz z upływem fabuły dowiadujemy się, że w ich małżeństwie nie dzieje się dobrze – ciągłe niedopowiedzenia i nieprzyjemności są powodem nieustannych kłótni i frustracji. Te zaś doprowadzają do zdrad, kłamstw, a w ostateczności właściwie do upadku małżeństwa, ale póki co bez podpisu aktu rozwodowego.
Agata grana przez Annę Smołowik to położna pracująca w ośrodku położniczym w centrum Warszawy, zakochana po uszy w swoim mężu Wiktorze – popularnym dziennikarzu. Z pozoru wydaje nam się, że miłość ta kwitnie, a ich małżeństwo to prawdziwy wzór do naśladowania. Wiktor obdarowuje żonę kwiatami, szepta jej czułe słówka i jest ogromnym wsparciem. Tymczasem okazuje się, że postać grana przez Rafała Królikowskiego w przeszłości wielokrotnie na drodze kariery zdradzała swoją ukochaną. I ta historia mogłaby się tutaj zakończyć, gdyby nie fakt, że para właściwie nie wyjaśniła sobie niesnasek z przeszłości, a to doprowadza do powstawania kolejnych i kolejnych… To oczywiście prowadzi do rozpadu małżeństwa i tak, jak w przypadku Romy i Teodora póki co bez podpisania aktu rozwodowego.
Ostatnia – najmłodsza siostra Viola to postać, która w życiu zawodowym jest nieco złośliwą i zapatrzoną w siebie influencerką. Niestety jej działania w internecie nie wystarczają, by mogła się utrzymać tylko i wyłącznie z instagramowych współprac. Właśnie dlatego zatrudnia się jako recepcjonistka w przychodni, w której pracuje jej siostra. Kiedy Viola idzie do pracy pierwszego dnia, nagrywa relację swoim obserwatorom. Niestety spotyka po drodze mężczyznę, który psuje jej kadr. Szybko i w niemiły sposób uświadamia mu, żeby lepiej zmienił swoje położenie. Po tej wymianie zdań, bohaterka idzie do pracy, po czym okazuje się, że ten mężczyzna, z którym chwilę wcześniej stoczyła nieprzyjemną dyskusję jest właściwie jej szefem – to ginekolog przychodni. Absurdalnym wręcz w tej historii jest fakt, że wkrótce po tym incydencie lekarz skrycie zaczyna podkochiwać się w influencerce.
Przeczytaj również
Świąteczna komedia romantyczna bez świąt
Film z białym plakatem, z którego słyną polskie komedie romantyczne i tym razem nie zawodzi swoją publiczność. Dostajemy Karolaka w świątecznym swetrze, bez którego świąteczna, polska produkcja właściwie nie istnieje, dostajemy świąteczne światełka na planie Trójmiasta, a nawet słyszymy śpiew piosenek świątecznych. Dostajemy też choinkę w hotelowym pokoju. I to byłoby na tyle ze świątecznego klimatu świąt Bożego Narodzenia.
Film, który już na starcie informuje nas, że będzie filmem świątecznym właściwie nie dostarcza odbiorcom klimatu świąt. Po filmie świątecznym spodziewamy się po bohaterach jakiejś głębszej przemiany zachowań pod wpływem dobra płynącego z Bożego Narodzenia. Tymczasem otrzymujemy garstkę światełek i piosenek świątecznych, bądź anglojęzycznych kolęd. Nie miejcie złudzeń, że usłyszycie tradycyjne, polskie kolędy, a bohaterowie po wszystkich zawirowaniach spotkają się przy wigilijnym stole, połamią się opłatkiem i zostawią miejsce dla tajemniczego wędrowca. Co ważne scena finałowa ŚWIĄTECZNEGO filmu kończy się nie w Boże Narodzenie, ale… w Sylwestra. a o narodzeniu Dzieciątka właściwie nie wspomniano ani raz.
I oczywiście, przyzwyczailiśmy się już do pełnej komercjalizacji świąt. Przyzwyczailiśmy się, że pójście na Pasterkę w filmach świątecznych zamienione jest na podbój galerii w zakupowym szale. Już wiemy, że “magia świąt” zawładnęła Bożym Narodzeniem. Nie zmienia to jednak faktu, że w świątecznych komediach powinny pojawić się – jeśli nie historia Chrystusa narodzonego w żłobie, to chociaż tradycja. Czekanie na pierwszą gwiazdkę, łamanie się opłatkiem, Pasterka, sianko pod stołem, śpiewanie kolęd i pastorałek, czytanie historii z Pisma Świętego, modlitwa przed wieczerzą, 12 potraw wigilijnych, pieczenie pierników, ubieranie choinki jako symbolu życia, wręczanie sobie świątecznych upominków – tak wielu wątków można było się złapać w świątecznej komedii romantycznej. Niestety w tym filmie nie złapano się niczego i tak powstała świąteczna komedia romantyczna bez świąt.
Rodzinne święta
Ktoś może pomyśleć – dobrze, że chociaż rodzina jest na pierwszym miejscu. Faktycznie, już w pierwszych momentach filmu widzimy siostry i ich matkę, które są ze sobą wyraźnie zżyte. I teoretycznie owszem, mogłoby tak być, gdyby nie ukazanie rodziny w dość karykaturalny sposób. Na 4 filmowe pary, dwie są w związku małżeńskim. Co więcej, te właśnie dwa małżeństwa zdradzają się, mieszają i okłamują. Co ciekawe, lekarstwem na ich małżeńskie bolączki są jakieś absurdalne wydarzenia, które w rzeczywistości tylko cudem mogłyby uratować jakikolwiek związek.
Na szczególną uwagę zasłużyła scena, w której Teodor wraz z Wiktorem przyjechali zwierzać się ze swoich problemów partnerowi (bo nie mężowi!) Heleny. Kiedy postać grana przez Karolaka próbuje sama z siebie w pewien sposób wyspowiadać się ze zdrady żony nagle dochodzi do wniosku, że Roma jest kobietą jego życia. Dzieje się to w momencie, w którym przypomina sobie, że jego żona w pedantyczny sposób parzyła przepyszną herbatę i nikt nigdy dotąd nie zrobił mu lepszej. Genialny moment, by przypomnieć sobie o miłości małżeńskiej, prawda?
Podobnie sytuacja ma się w wątku Agaty i Wiktora. Wiktor, który wielokrotnie zdradzał w przeszłości żonę wie, że bardzo ją kocha. Próbuje kilkakrotnie przeprosinami odzyskać jej względy, jednak na próżno. Kiedy jakimś cudem, całkiem przypadkiem spotykają się w Sopocie po pewnym czasie milczenia, wymieniają się krótko kilkoma zdaniami. Kiedy Agata sugeruje Wiktorowi, że już nie widzi przyszłości dla ich związku, ten rozpoczyna szantaż emocjonalny. Mówi Agacie, że nie jest w stanie bez niej żyć i właściwie, to jeśli ona go zostawi, to popełni samobójstwo. Doskonały plan.
Podsumowując ten film właściwie nawet koło świąt nie stał, a jasno podaje się za film świąteczny. Nie ma w nim nawet tego, co określamy jako “magię świąt”, nie ma też polskiej, świątecznej tradycji. Nie ma przemyślanej fabuły. Nie ma nawet wielu wątków, które faktycznie wprawiałyby salę kinową w śmiech. Gdybyście zatem chcieli wybrać się na świąteczny film do kina, może lepiej zrezygnować z tego pomysłu? Nie popełnijcie tego błędu, co ja.