Nasze projekty
FOT. S Julietta Homa OP

Święci z Bochni

Po tym jak 15 pracowników i 26 podopiecznych Domu Pomocy Społecznej w Bochni zakaziło się koronawirusem, z pospieszyły siostry Dominikanki z trzech klasztorów w Polsce. W DPS w Bochni przebywa 89 osób w podeszłym wieku i 37 osób z chorobami psychicznymi.  Z Siostrą Juliettą Homą OP, jedną z pracujących tam dominikanek, rozmawia Paweł Kęska

Reklama

Kim była Julia Rodzińska?

Błogosławiona Julia Rodzińska – to była jedna z nas, dominikanka, która zginęła w obozie koncentracyjnym w Stutthof bo opiekowała się chorymi na tyfus. Poszła do tych, do których już nikt nie chciał iść w miejscu naznaczonym śmiercią. Wiedziała że każdy człowiek do końca zasługuje na godność…

Na zdjęciach widać, że pracujecie w bardzo szczelnych, foliowych kombinezonach… to musi być trudne…

Reklama

Ta cała otoczka związana z barierą bezpieczeństwa jest bardzo trudna i męcząca. Mamy na sobie dwa kombinezony, ochraniacze na buty, maski, przyłbice, rękawice, których nie można ani na chwilę zdjąć. I tak przez osiem godzin.

A co robicie przez tych osiem godzin?

No co robimy? Sprzątamy, karmimy, przewijamy, podajemy leki, zwyczajne, zwyczajne obowiązki. Odkażamy te miejsca, które są narażone na dotyk, poręcze, wózki którymi się poruszają, ich pokoje, klamki. Ścieramy to wszystko kilka razy dziennie. Nie każdy z naszych podopiecznych jest w stanie założyć rękawiczki ponieważ ich ciała są czasem zniekształcone ale dbamy o to na ile tylko możemy. Podopieczni mówią na nas „kosmitki”. Stroje pozbawiają nas indywidualnych cech a oni pamiętają, że ta siostra to Joachima tamta to Kinga. My ich pytamy – ale po czym wy nas poznajecie? a oni mówią – po oczach. Przyjęli nas z ogromnym spokojem, bez lęku.

Reklama

Proszę, niech Siostra opowie o waszych podopiecznych.

Oj to można by mówić. To ludzie, którzy wiele przeszli w życiu. Na pierwszą myśl przychodzi mi Marlenka. Młoda, uśmiechnięta, piękna dziewczyna. Za pięknymi, czarnymi oczami widać smutek, rozczarowanie. Marlenka jest w DPS z powodu przedawkowania narkotyków, po którym doszło do trwałego uszkodzenia mózgu. Tęskni za rodziną, tęskni za miłością, tęskni za bliskością drugiego człowieka. Ma świadomość tego co straciła, że raczej nie będzie jej dane wrócić do normalnego życia. Drugą osobą, która przychodzi mi na myśl jest Piotr, który w wieku 13 lat przeżył poważny wypadek kiedy jechał rowerem i to doprowadziło do trwałych uszkodzeń. Piotrek jest też bardzo radosnym człowiekiem, powtarza, że Pan Bóg widocznie chciał żeby tak wyglądało jego życie. Ten czas w DPS w Bochni jest zaplanowany przez Pana Boga bo ja nie zawsze umiem powiedzieć, że „Bóg tak chciał”.

Reklama

W jaki sposób Pan Bóg podarował Siostrze ten czas?

To był Wielki Piątek, przygotowywałam dekoracje świąteczne w kaplicy zakonnej w Białej Niżnej. Przyszła siostra przełożona i mówi – usiądź sobie. Wiedziałam że to coś poważnego. Zapytała czy jestem w stanie pojechać do DPSu w Bochni bo część personelu jest zakażona a część wyczerpana i jest bardzo trudna sytuacja. Nie było czasu, żeby się zastanawiać. Oprócz mnie pojechały jeszcze dwie siostry. Zostawiłam dekoracje, pakowałam się ale nie wiedziałam na jak długo jedziemy… do dziś tego nie wiem. W samochodzie rozmawiałyśmy o tym że to będą trudne święta bo nie będzie mszy świętej i Eucharystii i to było takie smutne…

Ale jest z wami ksiądz…

No właśnie, Pan Bóg nam to wynagrodził. W sobotę wieczorem przyjechał do nas ksiądz Piotr, który słysząc o całej sytuacji przyjechał tu pracować. Na stałe posługuje w Kazachstanie a teraz nie może wrócić. No i mamy codziennie Eucharystię. Mówię o tym że wzruszeniem, to jest dla nas bardzo, bardzo ważne.

Świętość… Jak się zmieniło siostry życie duchowe, modlitwa, odkąd Siostra jest w Bochni?

Zmieniło się… powiem że na co dzień bardzo trudno zobaczyć Pana Boga w drugim człowieku. Natomiast DPS Bochnia jest takim miejscem gdzie Pan Jezus przechadza się pomiędzy ludźmi. Oni mówią o wiele piękniej i prawdziwiej o Panu Bogu niż my na katechezie. Potrafią okazywać wdzięczność za najmniejszą rzecz, którą robimy dla nich. My czasami zmagamy się o jakieś kolejne stopnie życia duchowego a tu wystarczy prostota, serdeczność, obecność. I W tym miejscu zobaczyłam Pana Boga kochającego, czułego, który przez moje ręce może przewinąć, nakarmić, obdarować uśmiechem. Bóg nie wymaga od nas jakichś nadzwyczajnych czynów ale oczekuje żeby w każdym drobnym geście, który jesteśmy w stanie ofiarować była miłość. Tu jest bardzo żywe światło miłości.

Miłość jest teraz bardzo potrzebna, szczególnie w Bochni…

Nigdy nie byłam w miejscu gdzie jest, powiem tak po ludzku, tyle nieszczęścia i cierpienia. To co najbardziej mnie uderzyło to samotność tych ludzi. Nawet najwspanialszy personel, najcudowniejsze opiekunki, najlepsze siostry, ktokolwiek by się tam zjawił, niestety nie jest w stanie zapewnić im domu rodzinnego. To wyrwanie z domu, czasami oczywiście dla ich dobra, zawsze wpływa na poczucie samotności. Brakuje im gestów ciepła, miłości, często chcą się przytulić, chcą, żeby ich potrzymać za rękę, zwyczajnie z nimi pobyć, usiąść na łóżku. Tego potrzebuje każdy człowiek i bardzo mnie to uderzyło i zrobiło mi się szkoda. Staramy się im to dawać, ale to nie zostanie dane na tyle, żeby mogli poczuć się szczęśliwi, bezpieczni, kochani, żeby to zobaczyć w ich oczach.

Brak obecności, ciepła, miłości… to plaga dzisiejszych czasów i to nie z powodu wirusa…

Tak. Coraz trudniej nam znaleźć czas dla drugiego człowieka coraz trudniej nam się jest spotkać, straciliśmy normalność relacji z drugim człowiekiem. Dar czasu, obecności jest niesamowicie ważny. Będąc tu przez te kilka słyszę jak jesteśmy postrzegane i zaniepokoiło mnie to bo podjęcie pomocy drugiemu człowiekowi powinno być czymś naturalnym. Żyjemy w dziwnych czasach gdzie normalne zachowanie takie jak pomoc, nawet z narażeniem zdrowia czy życia, zaczyna być gloryfikowane. To już jest bardzo niebezpieczne, że odruchy, które każdy człowiek powinien mieć, wydają się nadzwyczajne.

Więc nie jesteście bohaterami?

Nie czuję się absolutnie osobą, która zasługuje na jakieś słowa uznania. Nie dokonuję jakichś bohaterskich czynów. To jest konsekwencja pierwszego wyboru kiedy odpowiedziałam Bogu „tak”, bo chciałam poświęcić życie dla niego i dla ludzi i teraz właśnie z tymi ludźmi się spotykam. I jestem pewna, że z perspektywy czasu, to my o wiele więcej zyskamy niż oni bo śmiem twierdzić że oni już są świętymi a ja jestem jeszcze w drodze.

Myślę, że przez tą sytuację jak przez szczelinę prześwieca normalność. Świat przed pandemią stał na głowie a nagle ludzka godność, relacje międzyludzkie okazują się ważniejsze niż może nam się wydawało. Dostrzegamy nagle Domy Pomocy Społecznej, które od dawna potrzebowały uwagi i troski…

Dokładnie. Nasz świat, nasze życie, stoją często do góry nogami. Sytuacja związana z wirusem zweryfikowała nam hierarchię wartości. Możemy mieć wszystko, pieniądze, dobre samochody, dobrą pracę, prestiż, stanowiska – ale jeżeli zabraknie zdrowia i poczucia bezpieczeństwa to wszystko przestaje mieć znaczenie.

Co więc się liczy?

W życiu liczy się to co zrobimy do drugiego człowieka. A DPSy to miejsca gdzie przebywają ludzie o których powinniśmy się troszczyć nie tylko teraz kiedy jest tak ciężko i kiedy są narażeni na utratę życia. Ci ludzie nas potrzebują bez zbędnych filozofii i potrzebują nas zdrowych, nas szczęśliwych. W marcu zakończyłyśmy rok Siostry Julii Rodzińskiej, jego hasłem były słowa „Dar przywraca nadzieję”. Tu w DPS Bochni dar przywraca nadzieję… I nie tylko tu, dar drugiej osoby, dar miłości, obecności, czasu przywraca nadzieję.

Dziękuję za to, że Siostra mimo tylu obowiązków poświęciła czas na tą rozmowę.

Dziękuję i dziękuję wszystkim za troskę, wsparcie i modlitwę…

Rozmawiał Paweł Kęska

Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę