Nasze projekty
Fot. Dubai King/Pexels

Ks. Andrzej Muszala: „Bóg może wywrócić nasze plany. Mimo to – nie bójmy się zawierzyć Jezusowi!”

"My się ciągle boimy wypuścić nasze życie z rąk i powierzyć je Komuś innemu. Od razu myślimy o swoich zabezpieczeniach, a tymczasem Jezus mówi: Nie bój się, zaufaj mi. W tej modlitwie po prostu ufamy Bogu, pozwalamy Mu działać, a przez to wchodzimy na ścieżkę ewangeliczną, fascynującą, po której prowadzi nas Duch Święty. Apostołowie zawierzyli Jezusowi. I wygrali swoje życie" - mówi ks. Andrzej Muszala w rozmowie z Małgorzatą Terlikowską.

Reklama

O tym jak zaufać Bogu, co modlitwa w ciszy ma wspólnego z nauką języków obcych, czym jest metoda modlitwy „Pięć razy nic” oraz jak dzięki modlitwie doświadczyć nowej jakości życia – z ks. Andrzejem Muszalą, prowadzącym rekolekcje na pustelni w Beskidach rozmawia Małgorzata Terlikowska w najnowszej książce „Twarzą w twarz. Dziesięć dróg modlitwy”.

Małgorzata Terlikowska: W swojej książce pisze Ksiądz: „Człowiek nie chce oddać inicjatywy Bogu, nie chce, by Bóg działał w jego wnętrzu i przemieniał go. Nie przyzna się do tego wprost, ale w podświadomości wie, że Bóg jest niebezpieczny, że jest nieobliczalny, że jeśli naprawdę pozwolić Mu działać, to mógłby zrobić z nami coś, czego nie chcemy”. To dość zaskakująca teza o niebezpiecznym Bogu. Kiedy odmawiamy modlitwę Ojcze nasz, mówimy: „Bądź wola Twoja” i jeśli z wiarą wypowiadamy te słowa, powinniśmy być otwarci na tę Bożą wolę. Z drugiej strony boimy się tego, co nam Bóg przygotował. Czasem to pewnie chętnie byśmy od tego uciekli.

Ks. Andrzej Muszala: Modlitwa w ciszy jest codziennym ćwiczeniem naszego zawierzenia Bogu. Ludzie nieraz są zaskoczeni cierpieniem, śmiercią bliskich osób. Powiedzmy wprost: tak było zawsze. To nasza codzienność. W każdej chwili coś umiera, coś się kończy, wiele osób na świecie oddaje ostatnie tchnienie. Jeżeli każdego dnia oddamy się Bogu i spotka nas jakieś cierpienie, na przykład ktoś straci pracę albo zostanie zlinczowany medialnie, to wtedy o wiele łatwiej przyjdzie mu powiedzieć: „Bądź wola Twoja”. „Ja to oddaję Tobie”. „Nie rozumiem tego, ale widzę w tym palec Boży”. „Wiem, że Ty jesteś także w tej sytuacji”. Wtedy człowiek powoli nastawia się na „anteny” Ducha Świętego, które go prowadzą. Kiedy faktycznie przychodzi trudny moment, to jest mu o wiele łatwiej przez niego przejść.

Trzeba bardzo wyraźnie powiedzieć, że Bóg jest niebezpieczny dla naszego egoizmu. Mamy swoje plany, chcielibyśmy, żeby mieć pod kontrolą: rodzinę, dom, pracę, zdrowie. Ale to nie jest możliwe. Zawsze coś się sypie, kruszy. Bóg jest niebezpieczny dla naszego ego, ale jeśli pozwolimy Mu działać, to nasze życie, choć nie będzie łatwiejsze, będzie jednak pasjonujące. Widać to chociażby w Ewangelii. Rybacy, których Jezus powołał na apostołów, mieli łódki, łowili ryby, mieli swoje życie, a Jezus przyszedł i powiedział tylko: „Chodźcie za mną”. Pewnie ci mężczyźni zadawali sobie pytania, gdzie będą spali, co zjedzą na kolację, gdzie się dziś umyją.

Reklama

Bóg jest niebezpieczny dla naszego ego, ale jeśli pozwolimy Mu działać, to nasze życie, choć nie będzie łatwiejsze, będzie jednak pasjonujące.

Pytania jak najbardziej ludzkie.

My się ciągle boimy wypuścić nasze życie z rąk i powierzyć je Komuś innemu. Od razu myślimy o swoich zabezpieczeniach, a tymczasem Jezus mówi: „Nie bój się, zaufaj mi”. W tej modlitwie po prostu ufamy Bogu, pozwalamy Mu działać, a przez to wchodzimy na ścieżkę ewangeliczną, fascynującą, po której prowadzi nas Duch Święty Apostołowie zawierzyli Jezusowi. I wygrali swoje życie.

Lubimy mieć wszystko zaplanowane, zabezpieczone, pod kontrolą, a dając się porwać Duchowi Świętemu, skaczemy w nieznane, na głęboką wodę. W takiej sytuacji pozostaje nam tylko zaufać, że mimo czyhających na nas niebezpieczeństw jesteśmy w rękach Boga, który nas kocha i się o nas troszczy. Myślę, że trudność polega na odrzuceniu tego ścisłego planu. Mając go, czujemy się bezpieczni. A z kolei brak tego zabezpieczenia rodzi lęk, czy sobie poradzimy z nieznanym.

W planowaniu nie ma niczego złego. Człowiek powinien planować, powinien wiedzieć, kiedy wstanie, co zrobi, gdzie pojedzie na urlop, czy mu na to wystarczy pieniędzy. Rozum w modlitwie jest bardzo istotny. Co więcej, zostaje w niej znacznie ubogacony, tak, że człowiek staje się mądrzejszy. Równocześnie człowiek otwarty na Boga jest gotowy na to, że coś może nie pójść po jego myśli. Wyobraźmy sobie sytuację: ktoś uległ wypadkowi, leży kilka miesięcy w szpitalu, wszystkie jego plany
wzięły w łeb. Jeżeli nie żył wcześniej w duchu zawierzenia, to szybko zrodzi się w nim bunt. Będzie pytał: „Boże, dlaczego mi to zrobiłeś? Boże, gdzie byłeś, kiedy to się wydarzyło?”. Cały czas będzie Go oskarżał o swoją sytuację. Tymczasem życie w zawierzeniu jest o wiele łatwiejsze niż życie po swojemu. Cokolwiek się stanie, człowiek wie, że dzieje się wola Boża.

Jest taka wspaniała książka Wilfrida Stinissena OCD „Ojcze, Tobie zawierzam”. Autor pokazuje w niej, jak poprzez modlitwę w ciszy człowiek coraz bardziej zawierza się Bogu. W swoim życiu również miałem trudne momenty. Kochałem medycynę, zacząłem ją nawet studiować, szło mi całkiem dobrze. Bardzo lubiłem pracować na sali operacyjnej, marzyłem, żeby zostać ortopedą. To mnie fascynowało. I nawet księżniczka pojawiła się na horyzoncie… I oto przyszły pewne dni wrześniowe, niebawem miał się zacząć kolejny rok studiów, a ja nagle odkryłem, że nie wrócę już na medycynę. Zmieniłem drogę życia (a właściwie to Jezus zadecydował za mnie…), po kilku latach zostałem księdzem i do dzisiaj tego nie żałuję.

To są trudne kwestie, Bóg jest niebezpieczny. Czasem może zmienić nasze plany, wywrócić życie do góry nogami. Moi rodzice byli załamani, ale potem dosyć szybko pogodzili się z moją (a właściwie nie moją) decyzją. Nie bójmy się zawierzyć Jezusowi! To najważniejszy akt religijny człowieka.

Reklama

Bóg jest niebezpieczny. Czasem może zmienić nasze plany, wywrócić życie do góry nogami. Nie bójmy się zawierzyć Jezusowi! To najważniejszy akt religijny człowieka.

Ostatnio rozmawiałam z mamą chorego na raka ośmiolatka. Opowiadała mi, że ten jej mały chory synek miał refleksję, że Pan Bóg go zostawił. Mówił mamie, że nie rozumie, dlaczego nie może biegać, bawić się, dlaczego cierpi. Takich emocji doświadcza wielu ludzi. Mówią: „Gdyby Bóg mnie kochał, toby nie dopuścił cierpienia, chciałby mojego dobra”. Ale być może tym dobrem jest właśnie to cierpienie?

Zawsze milczę w takiej sytuacji. Wobec cierpienia potrzeba wielkiej pokory i estymy. Nigdy nie powiem, że cierpienie jest dobre, bo na pewno cierpienie nie jest wymysłem Pana Boga. Bóg nie stworzył świata z bagażem cierpienia. Śmierć i cierpienie to efekt grzechu pierworodnego. Cierpienie jest wielką tajemnicą. Modlitwa w ciszy na pewno pomoże, przede wszystkim rodzicom, jakoś ogarnąć tę trudną sytuację. Małe dziecko jeszcze tego nie rozumie. Aczkolwiek podczas naszych rekolekcji o modlitwie w ciszy uczymy też dzieci, i to całkiem małe, na przykład trzylatki, jak oddać się Jezusowi. To jest na początku minuta w ciszy z zamkniętymi oczami, potem dwie minuty, potem trzy i tak dalej. Jednocześnie uświadamiamy dziecku, że Bóg jest w nim i zachęcamy, żeby to wszystko, co nosi w swoim sercu, oddało Mu za pomocą jakiegoś prostego zdania. Okazuje się, że nieraz dzieci rozumieją więcej niż dorośli, one chętniej oddadzą nawet życie.

Byłem świadkiem, jak chore na białaczkę dziecko pocieszało swoich zrozpaczonych rodziców. To są przypadki jakiejś niezwykłej, nadprzyrodzonej dojrzałości. Dzieci mają naprawdę wielkie zaufanie do Pana Boga. Nie bez powodu zresztą Jezus daje nam je za przykład. Tutaj trzeba wejść na głębszy poziom i powiedzieć coś, o czym już na przełomie wieków II i III po Chrystusie mówił Orygenes – że Bóg też cierpi, że Bóg też umiera. Nie wiemy, na czym to Boże cierpienie polega, ale patrząc na śmierć Jezusa, możemy odkryć, że Ojciec współcierpiał wraz z Nim, i pewnie o wiele bardziej sam chciałby umrzeć niż być świadkiem umierania swojego umiłowanego Syna. Weźmy tu przykład Abrahama. Sto razy szybciej oddałby swoje życie, niż gdyby miał poświęcić Izaaka. To nie jest tak, że Bóg jest nieczuły na ludzkie bóle. On umiera z nami, z nami cierpi, jest solidarny w naszym krzyżu. Nie bójmy się mówić o takim Bogu, to nie umniejsza Jego doskonałości. Bóg jest także ludzki. Cierpienie jest chyba największy wyzwaniem człowieka, największą próbą jego wiary. Nie znam większej. Czasem w tym cierpieniu fizycznym ludzie aż skręcają się w bólu, ale chyba jeszcze gorsze jest cierpienie duchowe, zdrada, utrata kogoś bliskiego. Pamiętajmy, że Bóg jest bardzo blisko swojego cierpiącego dziecka.

Reklama

Już wiemy, że do modlitwy w ciszy potrzebujemy pustelni, potrzebujemy zamilknąć na jakiś czas. Tej modlitwie obca jest improwizacja – przebiega ona według bardzo konkretnego schematu. „Pięć razy nic”.

Stinissen w książce „Droga modlitwy wewnętrznej” pisze, że modlitwa nie jest improwizacją i dodaje, że modlitwy trzeba się uczyć. Rzeczywiście, jeżeli uczymy się gry na instrumencie czy języka obcego, musimy najpierw poznać alfabet, nuty. Schemat modlitwy w ciszy to jak gdyby alfabet, ale przy pomocy tych samych liter każdy modli się trochę inaczej. Czy weźmiemy modlitwę Jezusa w Ewangelii, czy metodę karmelitańską, czy jezuicką, to pewne elementy są zawsze wspólne. Nazywam modlitwę w ciszy modlitwą ewangeliczną. W książce Jak modlił się Jezus starałem się przeanalizować modlitwę Syna Bożego, gdy przebywał na ziemi w ludzkim ciele. Modlitwa ta miała swój plan, swoje punkty wspólne. Są one dla nas drogowskazami modlitwy w duchu samego Jezusa.

Zanim zaczniemy się modlić, należy wybrać odpowiednie miejsce, na przykład przy stoliku, gdzie można postawić ikonę, zapalić świecę. Następnie rozpoczynając modlitwę, warto uświadomić sobie, że jesteśmy teraz w innym świecie („pierwsze
NIC”). Tak fachowo, teologicznie należałoby powiedzieć, że człowiek powinien „stanąć w obecności Boga”… To jest moment, kiedy należy się skupić i uświadomić sobie, że Bóg jest w nas, że w naszej duszy Ojciec nieustannie rodzi swojego Syna itd. Po kilku minutach można przejść do kroku drugiego, to znaczy otworzyć Pismo Święte i przeczytać kilka słów z Ewangelii na dany dzień („drugie NIC”). Teraz Bóg coś mówi do mnie, ja Go słucham, nic nie mówię. Czasem wystarczy jedno zdanie, na przykład: „Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo” (J 1,1). To zdanie wystarczy nawet na kilka dni modlitwy. Bo cóż znaczy: „Na początku było Słowo”? Znaczy to, że Bóg jest bez początku, wypowiada Słowo, cały się daje Synowi. I to Słowo staje się ciałem. Czytamy to zdanie przez kilka kolejnych minut, a potem możemy przejść do medytacji nad tym fragmentem Pisma Świętego, zastanowić się nad nim. Warto wówczas zamknąć oczy („trzecie NIC”), wejść w siebie, ale…

…nie skupiać się na sobie.

Tak, szukać Boga, patrzeć na Jezusa za pomocą tzw. „zmysłów wewnętrznych” („czwarte NIC”). Istotną czynnością jest wówczas spojrzenie przez pryzmat wiary. Jezus jest we mnie. Mówi do mnie tak, jak kiedyś mówił do Marii czy Marty. Można sobie nawet wyobrazić taką scenę. Oto siedzę u stóp Jezusa i słucham Go. Jeśli przyjdą rozproszenia, trzeba jeszcze raz na spokojnie przeczytać ten sam fragment Biblii albo inne zdanie i znowu starać się myśleć o Bogu. Na końcu wykonujemy akt wiary („piąte NIC”). Oddajemy Mu wszystko, całą naszą miłość, ufność, składamy się w ręce Boga. To jest alfabet modlitwy wewnętrznej. Owo krótkie „nic” jest bardzo istotne, gdyż wyraża samą esencję modlitwy w ciszy: nic dla mnie – wszystko dla Boga. Taki akt wiary można kilkukrotnie ponawiać w czasie modlitwy, by dojść do stałej dyspozycji wewnętrznej: być cały dla Boga.

Mimo, że „nic”?

Pomysł z „nic” został zaczerpnięty od świętego Jana od Krzyża. W Drodze na Górę Karmel tłumaczy on, w jaki sposób można dojść do zjednoczenia z Bogiem i w tym celu rysuje schemat góry z trzema drogami: w prawo, w lewo i pośrodku. Pierwsza droga to „droga dóbr ziemskich”. Idą po niej ci, którzy nieustannie proszą Boga o dobra ziemskie: „Daj mi, Boże, zdrowie, daj szczęśliwą podróż, pozwól mi zdać egzamin itd”. Nie dojdziemy na szczyt, jeżeli tylko o tym będziemy myśleć. Druga
droga to „droga dóbr niebieskich”. Na tej drodze ludzie poszukują wewnętrznego umocnienia, pozytywnego przeżycia lub pociech. Szukają w modlitwie przeżyć i jeśli je osiągną, uważają, że modlitwa była dobra. Tylko że takie rozumowanie jest błędne. Istotne jest nie to, jak się czujemy po modlitwie, lecz jak potem żyjemy: czy jesteśmy pokorniejsi, bardziej usłużni, wrażliwi itd. Między tymi dwiema drogami, pośrodku, znajduje się droga „5 razy nic”. Odnosi się ona zarówno do modlitwy jak i całego życia. Człowiek, który nią podąża, nie szuka w modlitwie dóbr ziemskich, ani dóbr duchowych, lecz odrywa się od siebie i pragnie samego Boga. Jest to trudna droga, bo przeciwna naszemu egoizmowi, ale tylko na niej możemy upodobnić się do Boga. Bóg przecież nigdy nie myśli o sobie. Święta Teresa od Dzieciątka Jezus mówiła, że miłość to jest „oddać wszystko i oddać siebie”. Bóg jest miłością, bo On oddaje wszystko, oddaje siebie. Skoro jesteśmy stworzeni na Jego obraz, to powinniśmy tak samo funkcjonować. „Bo kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, ten je zachowa” (Łk 9,24). Cedujemy na Niego wszystko, a w rezultacie okazuje się, że właśnie wtedy jesteśmy szczęśliwi, że jesteśmy jak małe dzieci, w sumie niewiele potrzebujemy. I doświadczamy zupełnie innej jakości życia.

Ks. Andrzej Muszala – wykładowca bioetyki na UPJPII w Krakowie. Autor książek, m.in. „Modlitwa w ciszy”, „Kim jest Bóg, którego dotykam”, „Chcę kontemplować Boga”. Prowadzi rekolekcje na pustelni w Beskidach.


Fragment rozmowy pochodzi z książki „Twarzą w twarz. Dziesięć dróg modlitwy” autorstwa Małgorzaty Terlikowskiej


Małgorzata Terlikowska
Twarzą w twarz. Dziesięć dróg modlitwy

Ta książka to prawdziwa uczta dla ducha i intelektu – zapis dziesięciu rozmów Małgorzaty Terlikowskiej z duchownymi o różnych drogach i formach modlitwy. Rozmówcy wyjaśniają, na czym polegają poszczególne rodzaje praktyki modlitewnej, takie jak: modlitwa słowem i ciszą, Msza Święta i liturgia godzin, modlitwa uwielbieniowa, Modlitwa Jezusowa, lectio divina, rozeznawanie metodą ignacjańską, rachunek sumienia, różaniec czy wreszcie modlitwa muzyką i sztuką. Mówią o swoim doświadczeniu rozmowy z Bogiem i dają cenne wskazówki, jak rozwijać z Nim trwałą i silną relację.
KUP KSIĄŻKĘ>>>

Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę