Nasze projekty
Jacek Malczewski, Wigilia na Syberii, 1892, Muzeum Narodowe w Krakowie

Wigilia syberyjskich zesłańców

"Czarny chleb był też jedynym daniem wigilijnym. Musiał zastąpić 12 tradycyjnych dań. Nie było choinki. Panowała cisza. Nie śpiewaliśmy kolęd".

Reklama

„Syberyjska wigilia”

W 1892 roku Jacek Malczewski maluje wymowny obraz. Kilku mężczyzn zebranych wokół stołu nakrytego białym obrusem, spod którego wystaje sianko. Przy stole dymiący samowar. Z otwartej koperty ktoś wysypuje na talerz pokruszony opłatek. Jedyny posiłek na stole to pajda ciemnego chleba. Nikt nie patrzy sobie w oczy. Każdy jest jakby nieobecny, myślami przy tych, którzy daleko – w ojczystym kraju – zostawiają w tym czasie przy stole puste miejsce.

„Syberyjska wigilia”, bo tak Malczewski zatytułował swoje płótno, powstała według opowieści sybiraków. Sam malarz nie był zesłańcem, ale wymownie pokazał to, co przeżywali w wigilijny wieczór Polacy zesłani przez carską Rosję, najpierw po listopadowym, a potem styczniowym powstaniu. Najliczniejsze jednak grupy Polaków zostały deportowane na wschód już w XX wieku, w czasach zbrodniczego Związku Sowieckiego.

Około 100 tysięcy Polaków zostało wywiezionych w latach 1937-1938. Tzw. „Operacja Polska” realizowana przez NKWD (centralny organ administracji ZSRR skupiający aparat represji) dotyczyła Polaków zamieszkujących tereny dawnej Rzeczpospolitej, które na mocy traktatu ryskiego w 1921 roku pozostały poza granicami odrodzonej Polski. Wcześniej 110 tysięcy Polaków zostało na miejscu rozstrzelanych.

Reklama

Druga wielka fala deportacji miała miejsce od lutego 1940 roku i realizowana była w czterech wielkich wywózkach. Masowe deportacje mogły dotknąć nawet 400 tysięcy osób (to więcej niż dzisiaj liczy Lublin, i mniej więcej tyle, ile osób zamieszkuje Szczecin). Wielu z nich nie przeżyło transportu w bydlęcych wagonach, mroźnych zim na stepach Kazachstanu, czy nieustannego głodu.

Wigilia w baraku

Przejmujące są relacje i wspomnienia opisujące dzień wigilijny. Czas szczególnej tęsknoty za bliskimi, przyjaciółmi i Ojczyzną.

Urodzona we Lwowie trzynastoletnia Basia Piotrowska została deportowana w kwietniu 1940 roku z mamą i dwoma braćmi. Trafili do północno-zachodniego Kazachstanu, gdzie ich domem stała się najpierw gliniana lepianka, a potem barak w sowieckim sowchozie. Tak opisywała pierwsze święta: „Dziś spalamy więcej kiziaków niż przewiduje norma. Rozchodzi się miłe ciepło. Patrzymy i nie wierzymy własnym oczom – mamusia wysypuje na stół białą, piękną mąkę, specjalnie zachowaną na ten dzień, jeszcze z paczki. Wyrabia ciasto na kluski. Stół nakrywamy serwetą, kładziemy sianko, na środku krzyż i książeczka do nabożeństwa, opłatek z Ojczyzny i kaganek zamiast świecy. Do miseczek nalewamy barszcz z białych buraków. Jest kawałeczek chleba i pieczony makuch. Bardzo uroczysta wieczerza”.

Reklama

Niemal identyczne w swojej wymowie wspomnienia z wigilijnego wieczoru przekazała córka ułana, Eulalia Olsiewicz: „Przychodzą nasi najbliżsi, przebierają się i cała nasza barakowa rodzina jest przy stole. Wspólna modlitwa przerywana płaczem i dzielimy się opłatkiem, składając życzenia wytrwałości i szybkiego powrotu do Ojczyzny, do kochanych, rodzinnych stron… Czarny chleb był też jedynym daniem wigilijnym. Musiał zastąpić 12 tradycyjnych dań. Nie było choinki. Panowała cisza. Nie śpiewaliśmy kolęd.”.

Święta w smutku i niedostatku

Ale lata mijały, a pobyt na obczyźnie nie miał końca. Zesłańcy nie wiedzieli, czy kiedykolwiek będzie im dane wrócić do domu – według zamysłu Stalina mieli tam pozostać na zawsze. Każde święta Bożego Narodzenia jeszcze mocniej przypominały o tym, co stracili. „Znowuż święta Bożego Narodzenia obchodziliśmy w smutku i niedostatku. Były to już trzecie święta po utracie ojca. Można było tylko wrócić wspomnieniami do minionych lat… Tu na Syberii, mama w każdą wigilię zalewała się łzami”.

To właśnie spośród Polaków zesłanych przez Sowietów w pierwszym roku II wojny światowej wielu wstąpiło do Armii Polskiej utworzonej na terenie Związku Sowieckiego przez generała Andersa. Niektórzy wrócili do Polski dopiero w 1946 roku, lecz już nie do swoich domów, bo te pozostały na odebranych Polsce ziemiach na wschodzie. Wielu nie doczekało tego powrotu i zostało pochowanych w tej – jak sami mówili – „nieludzkiej ziemi”. Niektórzy wreszcie, nie mogąc wrócić, spędziło resztę życia tam, na wschodzie.

Reklama

Do dzisiaj w wielu miejscach żyją ich dzieci, wnukowie i prawnukowie. Warto i o nich pamiętać, stawiając w dzień wigilijny na białym obrusie puste nakrycie.

Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę