Krzyś nie doczytał
Pan Redaktor należący do drużyny "niepokornych", zaprezentował w tekście "niepokorne" podejście do prawdy. Czyli - na pięć akapitów minął się z nią dokładnie pięć razy.
Bardzo lubię robiące od jakiegoś czasu karierę w polskich mediach określenie "dziennikarze niepokorni". Na katechezie uczono mnie, że brak pokory to po prostu grzech pychy, istotnie – pysznie się bawię śledząc niektóre poczynania tego środowiska, zwłaszcza gdy wchodzi ono na tematy religijne. Ci panowie (i panie) są koronnym dowodem na to, że istnieje już w Polsce coś takiego jak prawicowy katolicyzm kulturowy. Postawa, w której osią spraw i myśli jest nie tyle Jezus Chrystus, co pozostawiona przezeń instytucja. Oni nie zauważyli Błogosławieństw, widzą tylko Przykazania. Uroczo i konsekwentnie mylą Kościół z biskupami, a Ewangelię ze swoim własnym obyczajowym konserwatyzmem.
Wspólną ich cechą jest też organiczna obsesja na punkcie TVN-u, który jest dziś dla nich dokładnie tym samym, czym dla środowisk lewicowych jest Radio Maryja. Ani prawicowcy nie oglądają TVN, ani lewacy nie słuchają Radia Ojca Dyrektora. Obie te instytucje pełnią jednak w ich głowach funkcje dyżurnych demonów, których od dawna nie karmią już żadne fakty, wyłącznie obsesje. Nie słucham Radia Maryja i za nim nie przepadam, zawsze jednak gdy ktoś z gorącym przekonaniem mówi mi, że to radio programowo antysemickie, proszę go o konkrety i zawsze w odpowiedzi słyszę oburzenie: "ale po co dowody, przecież wszyscy wiemy, że tak jest!" Identycznie jest ze stosunkiem prawicowych obywateli do TVN-u, absurdalnie postrzeganego jako stacja z zasady wroga Kościołowi Katolickiemu. Ileż to razy na spotkaniach autorskich pytałem o jakieś przykłady, dowody i zawsze słyszałem to samo: zero konkretów. Stwierdzenia, że no w sumie do tego co mówię o Jezusie ciężko się przyczepić, ale fakt mojego "cudzołożenia" z TVN unieważnia wszystkie moje dobre intencje oraz poczynania.
Przeczytaj również
Ta obsesja we współczesnych ideologach z obu stron jest tak silna, że przesłania im wszystkie zmysły, ba – wyłącza nawet podstawowe zawodowe umiejętności. Ostatnio na stronie wpolityce.pl trafiłem na kolejny dowód na tę tezę, tekst Krzysztofa Feusette, mojego byłego kolegi z łamów "Rzeczpospolitej", niegdyś bardzo wyważonego, który z czasem wykonał jednak radykalny ultraprawicowy coming out.
Redaktor Feusette odnosi się w nim do tekstu który napisałem w "Rzeczpospolitej" odnośnie kasowania Mszy Świętych z powodu transmisji kanonizacji z Watykanu (podobne tezy zawarłem też w tekście na stacja7.pl). A ponieważ nienawidzi mnie z powodów wyżej opisanych, oraz należy do drużyny "niepokornych", zaprezentował w tekście "niepokorne" podejście do prawdy. Czyli – na pięć akapitów minął się z nią dokładnie pięć razy.
1. Po pierwsze. Od jakiegoś czasu red. Feusette, jak każdy kto nie zna się za bardzo na niczym, dowodzi, że zna się na telewizji i o niej pisze (wiem o czym mówię, sam to kiedyś robiłem). Ale gdyby się znał, to by wiedział, że my z Kolegą Prokopem prowadzimy program "Mam Talent", a nie "X Factor". Jak się człowiek uważa za asa strategii, może nienawidzić wroga, ale powinien chociaż rozróżniać mundury (o tyle łatwiejsze, że "X Factor" leci teraz w telewizji, spec od niej mógłby sobie włączyć i sprawdzić). Ale siara, kolego Feusette, naprawdę :)
2. Po drugie. W swoim tekście pisałem, że JP2 prowadził ludzi do Chrystusa, a nie go zasłaniał oraz że "mówił, iż Msza jest szczytem i centrum chrześcijańskiego życia, że nie mamy od niej nic ważniejszego". To napisałem. Co przeczytał red. Feusette? "Hołownia ze zrozumieniem papieskiego przesłania ma wyraźne problemy. Próbuje z Jana Pawła II zrobić kogoś, kim nie był, mało tego, kim Hołownia i jego przyjaciele z TVN nigdy go nie widzieli – zawziętym duchowym, dla którego najważniejsze w życiu jest to, by Msza Święta odbyła się o tej godzinie co zwykle". Prostuję zarzut: brak umiejętności czytania ze zrozumieniem, to jednak nie kłamstwo. To zaś, że red. Feusette w kolejnych zdaniach pogrąża się wykazując, iż nie rozumie miejsca Eucharystii w życiu chrześcijanina oraz używanego przez siebie określenia "na żywo" (nie widzi on mianowicie różnicy między oglądaniem kogoś w telewizji "na żywo" a spotkaniem się z nim na żywo), to dla mnie kolejny dowód na to, że katechizacja w szkole (jak podejrzewam, kolega Feusette uczęszczał, jest w podobnym wieku) nie jest najskuteczniejszym narzędziem ewangelizacji.
3. Redaktor Feusette kłamie pisząc, że komentując mszę kanonizacyjną w TVN24 "bardziej zajmowałem się usadowieniem papieża Benedykta XVI niż słowami papieża Franciszka". O tym, gdzie siedzi (i że to piękny, pokorny gest) papież Benedykt wspomniałem RAZ, a co najmniej sześć razy wspomniałem (długo) o tekście homilii papieża Franciszka (o duchu pierwotnego Kościoła zbudowanym na miłości, miłosierdziu, prostocie i braterstwie, o pasterzu, który daje się prowadzić Duchowi – w kontekście J23), ze trzy razy o adhortacji "Evangelii Gaudium" itd. itp. Taśmy są do przejrzenia, można sprawdzić. Kolega Feusette po prostu włączył na minutę, wyłączył z obrzydzenia, po czym zamiast iść na spacer i odtruć się po oglądaniu TVN24, stworzył nie opartą na prawdzie publicystykę.
4. Na gali ramówkowej TVN nie mówiłem wcale o tym, że jak przechodzę przez środek kina to robię znak krzyża, ale że w branży kościelnej funkcjonuje dowcip z brodą, że klerykowi przechodzącemu przez środek kina zdarza się odruchowo przyklęknąć, a ponieważ ja byłem w nowicjacie muszę uważać, by się pohamować. Przy okazji – wychodzi, że biedny red. Feusette nie wie nawet, że w kościele przechodząc przez środek raczej się przyklęka, niż czyni znak krzyża. Krzysiu, mój dawny druhu, mniej siedź przed telewizorem, więcej w ławkach (możesz nawet usiąść koło mnie), więcej się dowiesz o świecie, naprawdę. :)
5. Pod tekstem na rp.pl, podobnie zresztą na stacja7.pl, opinie wcale nie były – jak sugeruje kolega Feusette – jednorodne. Nie śledzę ich, ale wiele było jak na internet zaskakująco merytorycznych. Tu, na stacja7.pl, wywiązała się nawet z tej okazji sensowna dyskusja. Tylko Krzysio znów tak się na mnie zdenerwował, że po lekturze pierwszego bluzgu (ciekawe, że cytuje bluzg, a nie jakiś, choćby kulawy, argument), już wie wszystko. To znamienne dla "dziennikarstwa wyznaniowego", ono nie wie już jak dyskutować o czymś, umie tylko o kimś. W swoim tekście kolega Feusette nie zamieścił NICZEGO, od czego można by się merytorycznie odbić, żadnej kontrtezy – ot, Hołownia jest głupi, bo z TVN. Czego należało dowieść.
Nie zanudzam czytelników stacji7.pl tymi wszystkimi szczegółami by się usprawiedliwiać (bo nie mam z czego). Chciałbym tylko, na przykładzie raz jeszcze jasno, dobitnie wykazać, że politykierstwo powinno trzymać się z dala od Kościoła. Bo tak jest lepiej dla Kościoła, a i oni unikają w ten sposób bolesnej kompromitacji.
Ma to zastosowanie do wyznawców obu działających w tej chwili na naszym rynku "Kościołów": tego prowadzonego przez Janusza Palikota, niegdyś poważnego człowieka, który nie radząc sobie ze skleceniem atrakcyjnego programu, kończy właśnie smętnie jako naczelny antyklerykalny plotkarz polskiej polityki, oraz tego, którego symbolem są inni moi niegdysiejsi znajomi: bracia Karnowscy. Wcielający się ostatnio z karkołomnym rozmachem w rolę Anny Katarzyny Emmerich współczesnej prawicy, której papież Jan Paweł II mówi z nieba, że nie byłby zadowolony z III RP, a oni zaraz umieszczają treść owych objawień na okładce.
Drodzy politykierzy, krótko i zwięźle: wielka prośba. Wiarę zostawcie w spokoju.