"Bez Boga i bez miłosierdzia Bożego naprawdę sobie nie poradzimy" - mówił kard. Kazimierz Nycz podczas mszy na warszawskiej Woli.
Uroczysta msza święta sprawowana co roku w Niedzielę Miłosierdzia Bożego w Parku Moczydło, nieopodal figury Jezusa Miłosiernego, u zbiegu ulic Górczewskiej i Deotymy, zgromadziła tłumy mieszkańców Warszawy, którzy najpierw odmówili Koronkę do Miłosierdzia Bożego.
Figura Jezusa Miłosiernego dłuta prof. Gustawa Zemły została postawiona w Parku Moczydło na warszawskiej Woli 7 kwietnia 2001 r. jako wotum wdzięczności m.in. za kanonizację Siostry Faustyny Kowalskiej.
Od tego czasu, może z wyjątkiem tych nieszczęsnych lat pandemii, gromadziliście się tutaj zawsze, pod przewodnictwem moim czy któregoś z biskupów, aby wypraszać Miłosierdzie Boga nad naszym życiem, Kościołem, światem. Wszyscy go potrzebujemy – mówił w homilii kard. Kazimierz Nycz, dziękując mieszkańcom stolicy, że po prawie ćwierćwieczu tych spotkań, wciąż bardzo licznie na nie przychodzą.
Ta modlitwa i przeżywanie święta miłosierdzia Bożego, tutaj, tak głęboko zapadła w wasze serca. Jest jakaś wewnętrzna siła duchowa, która was tu przyciąga, niezależnie od czasem niesprzyjających warunków – dodał.
ZOBACZ TEŻ: Co można wyczytać z obrazu Jezusa Miłosiernego?
Przeczytaj również
Zauważył jednak, że przybywających pod figurę Jezusa Miłosiernego po prawie 25 lat jest trochę mniej niż w przeszłości.
Czy to by znaczyło, że współczesny świat trzeciego dziesięciolecia XXI wieku mniej potrzebuje miłosierdzia Bożego? Mniej niż wtedy, gdy Jan Paweł II ogłaszał święto miłosierdzia Bożego i kanonizował s. Faustynę w roku 2001? Mniej niż wtedy, gdy w przededniu okropnej II wojny światowej s. Faustyna w ostatnich latach swojego życia wołała do świata, że jeśli nie przyjmie, nie przytuli się wręcz do Jezusa Miłosiernego, to straci ostatni ratunek, by przeżyć to, co miało potem przyjść? – zastanawiał się metropolita warszawski.
Nie, dzisiejsze czasy również potrzebują miłosierdzia Bożego. A to, że mniej o nie wołamy, wynika przede wszystkim z tego, że współczesny człowiek zawierzył swoim możliwościom. Uwierzył, że sam sobie poradzi. Zmniejszyło się jego poczucie wszelkiej winy wobec Boga i ludzi. Samego siebie czasem stawia w miejscu Pana Boga i dlatego nie potrzebuje wołać: 'Jezu, ufam Tobie!’ – wskazywał kard. Nycz.
Dlatego – podkreślił – im mniej nas jest wołających Koronką do Miłosierdzia Bożego, tym bardziej musimy wołać głośno, a przede wszystkim musimy dawać jeszcze wyraźniejsze świadectwo, że jesteśmy ludźmi Jezusa Miłosiernego, ludźmi zaufania Bogu, który w Jezusie Chrystusie ukrzyżowanym i zmartwychwstałym najpełniej objawia swoje miłosierdzie – tak jak to objawił i św. siostrze Faustynie, i św. Janowi Pawłowi II.
Jedną z pierwszych encyklik Jana Pawła II – wskazywał hierarcha – była encyklika „Dives in misericordia”, która napisał, aby współczesnemu światu przypomnieć, że „z Bożego miłosierdzia żyjemy i że im bardziej człowiek jest indywidualistą, im bardziej liczy na siebie i chce siebie samorealizować obok Boga, albo i czasem wbrew Bogu, tym bardziej kult Jezusa Miłosiernego jest nam potrzebny”.
Na zakończenie podkreślił, że Boże miłosierdzie jest ludziom potrzebne zwłaszcza w dzisiejszym świecie, tak przepełnionym wielkimi problemami, jak „wielka wojna, która wisi nad Ukrainą i całą Europą, jak nieporozumienia, brak miłości, nienawiść, podziały – to wszystko skłania nas do wielkiej modlitwy 'Jezu, ufam Tobie!'” – powiedział kard. Nycz.
Bez Boga i bez miłosierdzia Bożego naprawdę sobie nie poradzimy. Ale zacząć trzeba przede wszystkim od siebie samego; nie spodziewać się, że miłosierdzia Bożego będą nagle przyzywać wielcy tego świata, Europy, Polski – mówił kardynał, wskazując na potrzebę większej współpracy, solidarności i troski we wspólnotach parafialnych i rodzinach.
Po mszy świętej w Parku Moczydło zaplanowano koncert muzyki gospel.
KAI, kh/Stacja7