Nasze projekty
fot. FOT. MUZEUM JANA PAWŁA II I PRYMASA WYSZYŃSKIEGO/FACEBOOK

Badania potwierdziły: w Polsce mamy van Gogha

Nie wygląda jak van Gogh i nie jest przez niego podpisany. Mógł służyć jako dno szuflady. Polscy i holenderscy naukowcy są jednak pewni wyników swoich badań.

Reklama

Zaczął malować późno jak na geniusza. Miał 27 lat i nie do końca wiedział, czy chce zostać nauczycielem, a może pastorem, prawnikiem albo sprzedawcą obrazów. Wtedy oczywiście chodziło o obrazy namalowane przez innych.

Żył za krótko. 27 lipca 1890 popełnił samobójstwo. Strzelił do siebie z pistoletu, celował w serce, ale nie trafił. Zmarł dwa dni później. Miał 37 lat. Różne są wersje na temat tego, dlaczego targnął się na swoje życie. Ale gdyby szukać jakiejkolwiek odpowiedzi w obrazach z tego czasu, nie znajdziemy niczego wyjątkowego, co sugerowałoby aż tak tragiczny koniec życia artysty, w którego malarski geniusz od początku do końca wierzył tylko jeden człowiek – jego brat Theo.

“Wiejskie chaty”

Dla obrazu van Gogha „Wiejskie chaty”, który jest dzisiaj w zbiorach Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego, ważne jest to, co dzieje się w ciągu tych zaledwie 10 lat. Vincent namaluje w tym czasie prawie 900 obrazów (oleje i inne techniki). Będą wśród nich te najsłynniejsze „Słoneczniki” w aż jedenastu wersjach. Maluje je w Paryżu i Arles. Ktoś obliczył, że w tamtym czasie Vincent malował mniej więcej jeden obraz co 36 godzin. Dobrze wiemy, że za swego życia sprzedał tylko jeden, „Czerwone winnice w Arles”. 

Reklama

Malował siebie – z prostego powodu: nie było go stać na wynajęcie modela. Dziś te autoportrety, tak jak słoneczniki, są najcenniejsze. Na rynku aukcyjnym osiągają ceny w granicach 70-100 milionów dolarów.

Ale nim van Gogh stał się Mistrzem i wszedł do pierwszej dziesiątki malarzy wszech czasów maluje tak jak na obrazie, który mamy w Polsce.

CZYTAJ>>> Gdzie będzie można zobaczyć jedyny w polskich zbiorach obraz van Gogha?

Reklama

Wczesny van Gogh

„Wiejskie chaty” – ten jedyny obraz, który mamy nad Wisłą, nie jest imponujący i nie przypomina arcydzieł van Gogha. Przeciwnie. Namalowany jest źle, nieporadnie, amatorsko. Najgorzej chmury. Nic nie wskazuje w tym obrazie na to, że autor kiedyś zacznie malować naprawdę. A jednak to van Gogh!

Jest 1883 rok. Vincent ma 30 lat. Niewiele jeszcze wie o malarstwie, a jednak te „Wiejskie chaty” – dziś wiemy gdzie, w Nuenen w wiosce pod Eindhoven – zachwyciły go i to do tego stopnia, że uczynił je motywem malarskim.

Jaki ogromny problem mieli eksperci, kiedy ten niewielki obraz – prawdopodobnie van Gogha – trafił do nich na stół w krakowskiej pracowni, by jednoznacznie orzec jego autorstwo. Katarzyna Novljaković, starszy konserwator, kierownik pracowni Konserwacji Malarstwa przy Muzeum Książąt Czartoryskich, która badała obraz i była odpowiedzialna za jego konserwację, powiedziała mi, że obraz nie prezentował się najlepiej: Pierwszy raz, kiedy go zobaczyliśmy, był oprawiony w bogatą, kolekcjonerską ramę w stylu neorenesansowym. Nie prezentował się w niej nadzwyczajnie, ale po wyjęciu ramy zobaczyliśmy, że to bardzo ciekawy obraz, a ta za duża rama po prostu przytłaczała go optycznie.

Reklama

W ocenie autentyczności znaczącą rolę odegrało także Laboratorium Analiz i Nieniszczących Badań Obiektów Zabytkowych. LANBOZ to pierwsza i najlepiej wyposażona taka pracownia w Polsce. Rocznie metodami nieinwazyjnymi bada ok. dwustu – głównie obrazów. Teraz jednym z nich miał być ten, „Wiejskie chaty” .

Obraz prześwietlany był ultrafioletem, podczerwienią i promieniami RTG. Konieczna była ocena stanu zachowania płótna. Okazało się, że obraz jest brudny, pociemniały, z wyraźnymi zmianami kolorystycznymi i z bardzo grubą warstwą werniksu, która utrudniała właściwą ocenę, bo obraz był po prostu nieczytelny. 

Bardzo pomogła nam optyczna tomografia komputerowa. To bardzo skomplikowany proces badawczy – mówi mi Katarzyna Novljaković. – Najtrudniejsze i ryzykowne było usuwanie werniksu. 

Ryzykowne – bo werniks leży bezpośrednio na warstwie malarskiej i trzeba było znaleźć taką metodę, która nie uszkodziłaby cennej warstwy malarskiej. 

Okazało się – dodaje Novljaković – że obraz został zabezpieczony w latach 60/70 żywicą syntetyczną, a więc preparatem, który dla nas obecnie jest niedopuszczalny. Żywica to coś, co po zastygnięciu bardzo ciężko jest usunąć. Na zachodzie Europy niestety taka metoda była popularna w tamtych latach.

ZOBACZ>>> Caravaggio. Malarstwo, które nawraca

Jak trafił do Polski

„Wiejskie chaty” należały do brata malarza Theo, później do jego prawnuka, w ciągu ponad stu lat od namalowania były w rękach co najmniej kilku kolekcjonerów, najpierw w Belgii, później w Szwajcarii. W drugiej połowie XX wieku obraz został kupiony przez Zbigniewa Karola Porczyńskiego, naukowca i kolekcjonera dzieł sztuki. W 1987 roku Porczyński ma w swoich zbiorach około 500 obrazów – wśród nich podobno Caravaggia (!), Rubensa (!), Rembrandta (!) i van Gogha (!). W 1987 roku kolekcje przekazuje Kościołowi w Polsce. Rok później umiera.

„Wiejskie chaty” – obraz z tej kolekcji – od 2020 roku jest w depozycie Muzeum Jana Pawła II i Stefana Wyszyńskiego. Domyślano się, że to van Gogh, ale nikt tego nie umiał powiedzieć z pełnym przekonaniem. I od tego czasu trwała praca. Zadanie ekspertów było jedno: odpowiedzieć na pytanie, czy to prawdziwy van Gogh? Zadanie dla badaczy staje się coraz trudniejsze. Już nie chodzi o kolory. Okazuje się, że płótno naklejone jest na deskę. 

Udało się określić wiek tej deski. To był dąb z XVII wieku – mówi dr Julio del Hoyo-Meléndez, chemik, kierownik LANBOZ. Potwierdzili to także eksperci z Muzeum van Gogha w Amsterdamie, do których się zwróciliśmy i którzy zgodzili się od początku z nami współpracować i wspierali nas i nasze badania. 

Holenderscy badacze mają większe doświadczenia z obrazami van Gogha, w Polsce takich ekspertów nie ma. Z tego powodu współpraca z ekspertami z muzeum była kluczowa.

Gdy według badań nad deską i płótnem wszystko się zgodziło, byliśmy naprawdę zdziwieni: to obraz van Gogha. Nie wyglądał typowo, ale konsultacje z innymi ekspertami pozwoliły nam lepiej zrozumieć, jak van Gogh malował we wczesnym okresie swojej twórczości. 

To pokazuje, jak talent tego malarza ewoluował. Ten obraz, rzeczywiście nietypowy dla autora „Słoneczników”, właśnie dlatego jest unikalny i dlatego możemy się nim szczycić. 

CZYTAJ>>> „To było mocne doświadczenie”. Wystawa współczesnych obrazów Jezusa Miłosiernego

To van Gogh!

To van Gogh! – mówi mi wyraźnie zadowolony i dumny z wyników badań dr Julio del Hoyo-Meléndez.

Kiedy Hoyo- Melendez bada deskę, Katarzyna Novljaković ustala metodę pracy van Gogha. Po co naklejał obraz na deskę? To kolejne pytanie, na które trzeba znaleźć odpowiedź.

Vincent wycinał swoje obrazy z krosien, bo potrzebował ich, by malować kolejne. Miał ciągłe problemy finansowe. Nie miał pieniędzy na kupowanie nowych krosien. Więc naklejał na deski te obrazy, których nie sprzedał. 

Katarzyna Novljaković mówi, że – jak ustalili holenderscy badacze – te wycięte płótna na deskach przechowywała po śmierci syna matka van Gogha. I tak te wczesne prace  Vincenta stały się z czasem na przykład dnem szuflady. Stolarz oklejał je bardzo charakterystycznymi brązowo-czerwonymi paskami. I tak było z naszym obrazem. Został potraktowany strasznie.

„Wiejskie chaty” nie są sygnowane nazwiskiem autora. Udowodnienie, że to obraz van Gogha, było trudne także i z tego powodu. O wszystkim zdecydowały badania ustaleń polskich ekspertów dokonane przez Holendrów. 

Po wielu miesiącach oczekiwań specjaliści z Amsterdamu potwierdzili polskie wyniki i powiedzieli: „tak, to autentyczny van Gogh”.

Reklama

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę