Nasze projekty

Koronawirus dotarł do obozów dla uchodźców w Syrii

"Zalecacie nam, żebyśmy często myli ręce? Tylko, że tu są ludzie, którzy nie mogą umyć swojego dziecka przez tydzień, bo nie ma wody" - tak zaczyna się reportaż w "New York Timesie", w którym dziennikarz donosi o występowaniu przypadków koronawirusa wśród wewnętrznie przesiedlonych uchodźców z Syrii.

A refugee from one of the provinces of Idlib cooks in front of her tent in a refugee camp in Atimeh, on the Syrian-Turkish border on October 23, 2012. (Asmaa Waguih/Reuters)

Lekarze pracujący w obozach dla osób wewnętrznie przemieszczonych donoszą mediom, że z całą pewnością są już wśród Syryjczyków wygnanych z domów przypadki koronawirusa, nawet śmierci z jego powodu. Ale WHO ciągle nie dostarczyła na tereny zajmowane przez opozycję rządową testów do jego wykrycia, więc nie mogą tego zbadać z całą pewnością. Dotarły natomiast na miejsca kontrolowane przez rząd Asada już miesiąc temu. – To opóźnienie  prawdopodobnie pozwoliło wirusowi rozprzestrzeniać się niezauważalnie przez tygodnie w wyjątkowo niebezpiecznym środowisku. Obecnie mamy już w obozie przypadki infekcji z objawami dawanymi przez COVID-19 a także przypadki śmierci – mówi New York Timesowi dr Mohamed Ghaleb Tennari, który zarządza szpitalami Syrian American Medical Society w prowincji Idlib. 

W tym regionie stłoczonych w obozach dla wewnętrznie przesiedlonych jest obecnie ok. 3 milionów ludzi. To o modlitwę w ich intencji nieustannie apeluje papież Franciszek. Jego zdaniem nie powinniśmy o nich zapominać nawet teraz, gdy sami w Europie jesteśmy w trudnej sytuacji spowodowanej epidemią. 

Lekarze pracujący w obozach uświadamiają, że sytuacja Syryjczyków jest bez porównania trudniejsza niż nasza, nie tylko z powodu przymusowej bezdomności i stanu wojny, ale z powodu warunków sanitarnych, do których wojenna rzeczywistość zmusza tych ludzi. 

Reklama

Zalecacie nam, żebyśmy często myli ręce? Tylko, że tu są ludzie, którzy nie mogą umyć swojego dziecka przez tydzień, bo nie ma wody

– mówi Fadi Mesaher, dyrektor działającej w obozach w Idlibie Fundacji Maram. Namioty są przepełnione, nieustannie brakuje wody bieżącej i dostępu do podstawowej higieny. Nie ma mowy o opiece medycznej z prawdziwego zdarzenia, nawet jeśli nadal pracują tu zagraniczni lekarze. Większość działających przed wojną domową szpitali i przychodni została zbombardowana i ten proces nie ustaje. Według NYT tylko od grudnia siły rządowe i rosyjskie samoloty zniszczyły 84 kolejne miejsca opieki medycznej. 

Zdaniem pracujących tu lekarzy, jeśli rzeczywiście jest tu już obecny koronawirus, sytuacja tych ludzi będzie tragiczna. Według nich wirusem może się tu zarazić nawet milion ludzi, z czego umrze 100-120 tys. a 10 tys. będzie potrzebować pomocy respiratora, żeby przeżyć. Tymczasem na terenie prowincji Idlib obecnie znajdują się… 153 resporatory.

Reklama

– Być może widziałeś kraje takie jak Włochy i Chiny, które mają system kwarantanny.. Mimo to nawet one nie były w stanie poradzić sobie z presją natłoku wszystkich przypadków zarażenia wirusem. Co dopiero Syria, która jest w stanie wojny a jej system opieki zdrowotnej jest dalece kaleki – mówi w rozmowie z NYT dr Tennari.

ad/Stacja7

Więcej faktów i wypowiedzi w przejmującym reportażu z tego miejsca, który znajduje się w całości na stronach New York Timesa>>

Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Reklama

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę