Nasze projekty

Księża podsumowują kolędę. Sprawdź, co mówią

Zapytaliśmy kilku kapłanów o to, jak wspominają kolędę. Jakie są ich doświadczenia i obserwacje?

Fot. Freepik/Canva

Doskonale znamy obraz wizyty duszpasterskiej z perspektywy osoby, która zaprasza księdza do swojego domu. Wrażenia z tego spotkania bywają różne – z wielu stron daje się słyszeć głosy o urzędowym charakterze tego spotkania czy krótkiej, nic nie wnoszącej kurtuazyjnej rozmowie. Wśród tych relacji są także te pozytywne ze wspólnej modlitwy, czy budującej rozmowy. A jaka jest perspektywa księży? Co zaskoczyło ich w tegorocznych spotkaniach, jak z ich perspektywy zmienia się charakter tej wizyty? 

Ks. Jakub Pytlakowski, wikariusz w parafii Ofiarowania Pańskiego w Warszawie 

Mam wrażenie, że jest coraz większa szczerość ludzi do rozmowy o wspólnocie Kościoła. Nie ma tematów zastępczych, a jest konkretna, szczera rozmowa. Nawet jeśli są trudne tematy, to ludzie nie boją się o nich mówić. Zdarza się, że kolędę przyjmują ludzie, którzy niekoniecznie wierzą czy chodzą do kościoła, ale mają potrzebę, żeby porozmawiać o sensie życia lub wymienić się perspektywą, dlaczego nie wierzą. I to jest coś pozytywnego, co zauważyłem podczas tegorocznej kolędy.

Po spotkaniach z parafianami widzę też, że wielu ludzi jest w kryzysie psychicznym, mają ogromne problemy w małżeństwach, w rodzinach, w życiu w ogóle, różne choroby. Mam wrażenie, że ludzie nie radzą sobie z życiem, nie potrafią znaleźć sensu życia. I to nie jest problem radzenia sobie z wiarą, tylko brakiem patrzenia na życie przez jej pryzmat. Nieraz ktoś pracuje w dobrej firmie, zajmuje dobre stanowisko, ale życie go po prostu przytłacza i nie widzi nadziei.

Reklama

Jeśli chodzi o negatywny aspekt, to na pewno emocje, które wytworzyły się w ostatnim czasie wokół Kościoła – również za sprawą afer opisanych w mediach – rzutują na część ludzi. Coraz więcej osób bardzo emocjonalnie odpowiada na to na przykład poprzez różne napisy na drzwiach, gdy wiedzą, że ksiądz będzie chodził po kolędzie. Czasami zamiast “K + M + B” był napis “L + G + B + T + Q”, który pokazuje, że nie szanujemy takiego Kościoła. Taki bunt emocjonalny. Próbuję to przebijać, ale często od razu słyszę “nie”, nawet nie doprowadzamy do merytorycznej rozmowy.

Na pewno jest ewidentny spadek przyjmujących kolędę – w kontekście sprzed pięciu lat, bo ostatnia kolędach w mieszkaniach była 5 lat temu. Przyjęła nas połowa tych, których zakładaliśmy, że nas przyjmą. Frekwencja jest niższa, ale może dzięki temu kolędę przyjmują już tylko osoby, które rzeczywiście chcą przyjąć błogosławieństwo, podyskutować, szczerze porozmawiać. Nie ma takiej obojętności kolędowej.

Dużo zależy też od tego, jak ja jako ksiądz nastawiam się do kolędy. Jeżeli pójdę do ludzi z radością to obojętnie kto otworzy drzwi, zawsze jest nadzieja na rozmowę. Uśmiechem i otwartością można otworzyć ludzkie serca.

Reklama

Ks. Kacper Nawrot, parafia Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski w Michałowicach (archidiecezja krakowska)

Choć po pandemii ilość odwiedzanych domów czy mieszkań spadła, to jednak mam wrażenie, że ci, którzy chcą przyjąć księdza z błogosławieństwem, stają się coraz bardziej utwierdzeni w wierze. Mając mniej wejść, mogę sobie pozwolić na dłuższe odwiedziny w każdym miejscu. Co za tym idzie, jest więcej czasu na poruszanie bardziej duchowych tematów. Jeszcze kilka lat temu, zwłaszcza w Krakowie, można było usłyszeć od ludzi stwierdzenie: „Wiemy, że ksiądz dziś nie ma czasu, bo jeszcze sporo mieszkań do przejścia, a chętnie byśmy pogadali na kilka tematów”. W tym roku chodząc przez więcej dni, ale po mniejszych rejonach starałem się ten czas lepiej ofiarować dla wiernych, co spotkało się z bardzo pozytywnym odbiorem. 

Można by się spodziewać, że po wyborach parlamentarnych w rozmowach będzie sporo miejsca na politykę. Tu było bardzo miłe zaskoczenie, bo polityki nie było prawie wcale. Ja osobiście raczej stronię od tego, bo jest wiele ciekawszych tematów do omówienia. Muszę przyznać, że wiele miejsca było poświęcone modlitwie i lepszej relacji z Panem Bogiem. Pojawiały się również tematy liturgiczne i związane z przeżywaniem Mszy św. i Sakramentu Pokuty. 

W parafii, w której pracuję, mieliśmy w tym roku wyższą frekwencję, jeśli chodzi o uczestnictwo w niedzielnych Mszach św. i przyjmowanie po kolędzie. Odwiedziliśmy o 100 domów więcej, niż w roku ubiegłym. Łącznie było to około 700 rodzin, które chciały przyjąć błogosławieństwo Boże. Taki gwałtowny wzrost jest podyktowany przede wszystkim tym, że bardzo dużo buduje się nowych domów. Po zakończeniu kolędy zgłosiło się do nas jeszcze sporo rodzin z prośbą o wizytę w związku z tym, że w wyznaczonym dniu z różnych względów nie mogli przyjąć kapłana. Takie odwiedziny też mają sporo plusów, bo wtedy można wybrać się do takiego domu na dłuższą chwilę. 

Reklama

ZOBACZ TEŻ: Rozmowa, ofiara w kopercie, a może wspólna modlitwa? Jaki jest sens “wizyty duszpasterskiej”?

Dla mnie wizyta duszpasterska jest trudnym, ale pięknym czasem. Trzeba łączyć ze sobą kilka rzeczy: kolędę, szkołę, Msze św., sprawowanie innych sakramentów,  osobistą modlitwę i rozwój duchowy, jedzenie i sen. Nie zawsze to wychodzi i często można mieć wrażenie, że brakuje godzin w ciągu doby. Jednak odwiedziny w domach sprawiają, że człowiek nabiera energii, kiedy widzi, że wierni pragną czegoś więcej. Między księdzem, a wiernymi w kościele jest dystans kilku lub kilkunastu metrów. W kościele nie wiem jak ktoś ma na imię, czym się zajmuje albo co lubi. Na kolędzie można bardziej poznać każdą osobę. Co za tym idzie, czasem można podpowiedzieć coś mądrego, albo zaprosić do zaangażowania we wspólnotę parafialną. Kiedyś powiedziałem w kazaniu, że księża nie wszystko wiedzą i nie ze wszystkiego zdają sobie sprawę, więc wizyta duszpasterska to też czas, kiedy można księdzu coś powiedzieć, na coś zwrócić uwagę

Ks. Marcin Stopka (diecezja bielsko-żywiecka)

Jeżeli jakiś ksiądz serio podchodzi do wizyty duszpasterskiej to jest to dla niego „szkoła życia” w której uczy się empatii, wnika w ludzkie dramaty i w której odbudowuje wiarę w ludzi, doświadczając tego w jaki sposób dziś przeżywają oni swoją relację z Panem Bogiem.

Chciałbym raz na zawsze odczarować te spotkania. To nie jest sala tortur, w których nieoczekiwany gość przychodzi na kontrolę wartości. Wizyta duszpasterska to przestrzeń do dialogu. Ja podczas tegorocznej wizyty duszpasterskiej doświadczyłem wiele dobra od ludzi. Cieszę się, że zmienia się też podejście ludzi – dzwonią, przychodzą umówić się na inną godzinę kiedy ta odgórnie wyznaczona im nie pasuje, zapraszają na kolację – tak ja wiem, że posiłki na kolędzie to kolejny stereotyp, ale nie w centrum dużego miasta – tutaj jest to objaw życzliwości.

Jeszcze jednej rzeczy bardzo mocno doświadczyłem podczas tegorocznej kolędy. W wielu mieszkaniach usłyszałem – dziękujemy za uśmiech i dziś jestem przekonany, że uśmiech jest dużo skuteczniejszym środkiem duszpasterskim niż słowo. 

Ludzie chcą rozmawiać naprawdę, chcą rozmawiać o swoich problemach, chorobach, trudnościach. Ale i radościach! „Proszę księdza pierwszy wnuk mi się urodził, mógłby się ksiądz za niego pomodlić? Bo córka to tak rzadko do kościoła chodzi, nie wiem czy będą chcieli go ochrzcić”. „Oczywiście, że się pomodlę, a mógłby Pan poprosić córkę, żeby do mnie zadzwoniła, abyśmy porozmawiali o tym?” Dałem swój prywatny numer telefonu, a dziś mały Franek jest już szczęśliwym chrześcijaninem, przyjął chrzest.

Ludzie chcą też rozmawiać o sprawach trudnych – jak sobie radzić ze swoją religijnością, kiedy autorytet Kościoła raz po raz jest wystawiany na próbę. Są pytania na które nie znam odpowiedzi. Mogę powiedzieć tylko jestem obok, pomodlę się z Wami, a jak potrzebujecie to zawsze możecie na mnie liczyć.

Co do frekwencji – nie lubię bardzo rozmów na ten temat. Przyjęło nas tyle osób ile chciało ile miało taką potrzebę. Jeżeli ktoś poprosi dzisiaj czy za miesiąc, że chce poświęcić dom, porozmawiać to przyjdę z takim samym uśmiechem na twarzy.

Ks. Marcin Filar, archidiecezjalny duszpasterz młodzieży, parafia św. Józefa na os. Kalinowym w Krakowie

Moje odczucia z tegorocznej wizyty duszpasterskiej są pozytywne, dlatego że zawsze są to spotkania pełne radości i otwartości, nie zdarzył mi się żaden negatywny incydent. Dla rodzin to wciąż jest ważne wydarzenie, co mnie bardzo buduje. 

Kolęda to często czas, kiedy wreszcie łączę twarze z imionami, kiedy mogę porozmawiać z tymi, których z kościoła kojarzę. Bardzo fajnym doświadczeniem jest to, że ludzie wspominają jakieś kazanie czy wydarzenie, które było w parafii, uwielbienia czy przedstawienia przygotowywane przez oazę, komentują, wiedzą co się dzieje w parafii i możemy wymienić się wrażeniami i doświadczeniami.

Tematy rozmów podczas kolędy są przeróżne – od takich z życia parafii przez przeróżne pytania, o które nie mają okazji normalnie zapytać, np. związane z przygotowaniem do małżeństwa czy innych sakramentów. To też rozmowy o problemach – czy to małżeńskich czy związanych z uzależnieniami, szukania pomocy w tych problemach. Co ciekawe, zdarzyło mi się także poruszać tematy teologiczne! Ogromnie pozytywnym zaskoczeniem była dla mnie rozmowa z 85-letnim panem, który przez ostatnie dwa lata przeczytał Stary Testament i miał przygotowaną listę pytań, o których chciałby ze mną porozmawiać. To była rozmowa, która trwała ponad godzinę, pomimo że sąsiedzi czekali, to z wielką radością i zaangażowaniem dyskutowaliśmy o Starym Testamencie. Kolęda ma być doświadczeniem bliskości, budowania wspólnoty, więc jest miejsce praktycznie na każdy temat.

Frekwencja była zadowalająca, na pewno obserwuje się to, że księdza przyjmują ludzie związani z parafią, praktykujący. Rzadziej niż dawniej zdarza się, że ludzie przyjmują księdza kierując się presją społeczną, tzn. “nie wierzę, ale przyjmę księdza bo co sąsiedzi powiedzą”. Wydaje mi się, że pandemia była takim momentem, kiedy argument “co inni powiedzą” przestał być znaczący, jeśli chodzi o uczestnictwo we Mszy świętej czy jakiekolwiek inne praktykowanie wiary. W większości odwiedza się tych, którzy rzeczywiście są wierzący, którym na tym spotkaniu zależy, są związani z parafią, ale uważam że właśnie taki jest cel kolędy.

Moje doświadczenie jest takie, że co roku odwiedzam innych ludzi w różnych miejscach. Dla mnie, choć ten czas jest intensywny i inne obowiązki idą w tym czasie na drugi plan, to jest to czas bardzo wielu radości. Lubię spotykać ludzi, odkrywać świat, w którym żyją, rozmawiać, nawet jeśli nie we wszystkim się zgadzamy. 

Ks. Mateusz Kielarski, rezydent w parafii Zesłania Ducha Świętego w Warszawie

Podczas kolędy doświadczyłem gościnności i miłej atmosfery w domach parafian, którzy mnie przyjmowali. Ale w większości były to osoby starsze – część z nich ma codzienny czy coniedzielny kontakt z parafią, ale część w ogóle nie wychodzi już z domu. Była to okazja do wspólnej modlitwy, ale też rozmowy duszpasterskiej na tematy, które leżały na sercu przyjmującym nas parafianom. 

Wizytę duszpasterską przyjęło bardzo mało osób młodych, poniżej 30 roku życia. Tu bardzo często spotykałem się z odmową przyjęcia kolędy. Kiedy otwierali drzwi, na pytanie: czy chcą przyjąć wizytę duszpasterską, odpowiadali – nie. 

Z roku na rok coraz mniej osób przyjmuje nas po kolędzie. Z ponad 5000 mieszkań, które przyjmowały nas przez ostanie 4 lata, w tym roku otworzyły się drzwi 3000 z nich.

Jednym z wniosków podsumowujących tegoroczną kolędę jest na pewno pytanie o to, czy w takich dużych miastach, jak na przykład Warszawa, nie należałoby zmienić formy kolędy. Może powinna być na zaproszenia? 

Ks. Dariusz Nawara (archidiecezja krakowska) 

Wizyta duszpasterska jest dla mnie możliwością spotkania z parafianami „na ich terenie”, w miejscu, w którym żyją i pracują na co dzień. To wielka radość, że zapraszają mnie do swojego świata choć na chwilę, że chcą się wspólnie pomodlić i przyjąć Boże błogosławieństwo na kolejny rok. Najbardziej zaskakuje mnie otwartość i życzliwość parafian oraz to, jak wieloma osobistymi kwestiami się oni dzielą. To wymaga od nich ogromnego zaufania do mnie

Najczęściej rozmawialiśmy o tym, co dzieje się w parafii. Wierni dzielili się tym, co im się podoba, w czym uczestniczą i co to wnosi w ich życie. Dziękowali za homilie, za spowiedź, za odprawiony pogrzeb lub Mszę świętą w ważnej dla nich intencji, za opiekę nad kandydatami do bierzmowania, którzy raz w miesiącu wychodzą do jakiegoś krakowskiego kościoła lub instytucji zajmującej się działalnością charytatywną. Mówili też o tym, co warto byłoby wprowadzić lub zmienić we wspólnocie parafialnej. Niektórzy parafianie dopytywali o to, jak można intepretować dany fragment Pisma Świętego lub dokumenty wydawane przez Stolicę Apostolską, np. dotyczące błogosławieństwa dla par tej samej płci. Prawie zawsze pytali po to, aby się czegoś dowiedzieć, aby poszerzyć swoje horyzonty, a nie żeby jednoznacznie skrytykować.

Jak wielu parafian zdecydowało się przyjąć księdza z wizytą? Myślę że było to ok. 35-40 procent wszystkich wiernych w parafii.

W naszej parafii mieszka bardzo dużo ludzi z różnych regionów Polski. Niektórzy dopiero niedawno wprowadzili się na nowe osiedla. Wielu jeszcze nie wie, która parafia jest ich parafią, co nie oznacza, że nie praktykują. Kolędę przyjmują przede wszystkim ci, którzy mają poczucie łączności z naszą parafią, którzy się z nią identyfikują i którym zależy na jej rozwoju.

PRZECZYTAJ TEŻ: Czy celibat jest potrzebny? Oddajmy głos księżom

Wizyta duszpasterska to dla mnie szansa, żeby otrzymać wiadomość zwrotną odnośnie do prowadzonej przeze mnie i przez innych kapłanów działalności duszpasterskiej. To okazja, żeby lepiej poznać wiernych, żeby okazać im życzliwość i żeby – po poznaniu ich zainteresowań – zaproponować im konkretne zaangażowanie w parafii. Wielu potrzebuje takiego konkretnego zaproszenia. Każde spotkanie jest wyjątkowe, każde ubogaca i mnie, i tych, do których przychodzę. 

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Reklama

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę