Nasze projekty
fot. Agencia Eremo/Cathopic

Czy celibat jest potrzebny? Oddajmy głos księżom

“Dlaczego mielibyśmy stracić młodego człowieka, który byłby dobrym księdzem tylko dlatego, że chce się ożenić?" - powiedział abp Charles Scicluna. Czy księża na pewno nie chcą celibatu?

Reklama

Po ostatniej wypowiedzi bliskiego współpracownika papieża Franciszka i arcybiskupa Malty, Charlesa Scicluny, powróciła dyskusja dotycząca celibatu. „Kościół katolicki powinien rozważyć zmianę zasad, aby umożliwić katolickim księżom zawieranie małżeństw. Dlaczego mielibyśmy stracić młodego człowieka, który byłby dobrym księdzem tylko dlatego, że chce się ożenić?” – powiedział abp Scicluna.

Bardzo często z zewnątrz pojawiają się głosy, że Kościół katolicki powinien znieść celibat. Dlatego oddajemy głos tym, których ten temat dotyczy.

Ks. Przemysław Ćwiek, proboszcz parafii Opatrzności Bożej w Warszawie. Jest księdzem od 23 lat:

Reklama

O celibacie dyskutuje się jak o jakiejś przeszkodzie, którą trzeba usunąć. Czasami pojawia się myśl, że wtedy będzie więcej powołań, że znikną nadużycia seksualne księży, itp. To iluzja. Bo nie celibat jest przyczyną problemów i kryzysów kościoła

Nie wiem, czy celibat powinien być fakultatywny, czy obligatoryjny. To, co przeraża mnie w dyskusji na temat celibatu to ogromne zawężenie jego rozumienia do seksualności. Może już uczciwiej byłoby powiedzieć, że nie chodzi o zakładanie rodziny, macierzyństwo, troskę o wychowanie dzieci, wzajemną opiekę małżonków “w zdrowiu i chorobie” ale, że uwiera nas VI przykazanie?

Jako celibatariusz jestem pozbawiony wielu radości związanych z życiem seksualnym, posiadaniem rodziny, relacji z drugim, ale jestem też uwolniony od troski na przykład o moje chore dziecko, które może nie wyzdrowieć, o przyszłość mojej rodziny w tych trudnych czasach. Celibat daje mi możliwość pracy duszpasterskiej, jakiej nie będę miał posiadając rodzinę. W mojej parafii posługuje diakon stały, który ma żonę i dzieci i widzimy, jak na dłoni, na ile my księża jesteśmy dyspozycyjni dla ludzi, parafii, a na ile on. Chociaż każdy z nas ma dobrą wolę, to on siłą rzeczy nie jest w stanie być tak dostępny dla innych, jak my. 

Reklama

Celibat to rodzaj poświęcenia, ale świadomego i dobrowolnego. Znany w kulturze nie tylko chrześcijańskiej. Myślenie o nim tylko w kategoriach braku prędzej czy później doprowadzi do frustracji. To nie brak, ale inna droga. Idąc nią nie doświadczę wielu historii, ale właśnie po to, by być otwartym na inne historie, właściwe dla drogi celibatariusza.  

Ks. Marcin Klotz, wizytator nauczania religii w archidiecezji warszawskiej. Jest księdzem od 19 lat:

Kiedyś rozmawiałem ze studentami na temat celibatu i chłopaki powiedzieli, że gdyby nie było celibatu to zostaliby księżmi, ale żonatymi. To, że musieliby żyć w celibacie było dla nich przeszkodą w podjęciu chociażby myśli o kapłaństwie, nie mówiąc już o wejściu do seminarium, żeby zobaczyć, jak to wszystko wygląda.

Reklama

To w pewnym sensie otworzyło mi oczy, że być może współcześnie taka myśl jest dla niektórych młodych mężczyzn dominująca – że niemożność wejścia w związek małżeński jest przeszkodą w rozpatrywaniu tego czy być księdzem, czy nie. I moim zdaniem to znak, że Pan Bóg woła, że są powołania do kapłaństwa, ale może dzisiejszy człowiek nie jest gotowy na to wołanie odpowiedzieć, poświęcić się. Bo celibat jest niewątpliwie poświęceniem.

Jeśli chodzi o mnie to wstępując do seminarium duchownego wiedziałem, że nie będę miał żony. I nikt od początku formacji w seminarium tego nie ukrywa – jest formacja, są rozmowy duchowe, jest prowadzenie spowiednika pod kątem celibatu. Nie wydaje mi się, aby ktoś dopiero po święceniach kapłańskich uświadomił sobie nagle, że musi żyć w celibacie… że musiał poświęcić swoje powołanie do małżeństwa. To, że zakochujemy się, jako księża, to nie oznacza, że od razu musimy łamać celibat i wchodzić w związki, bo w małżeństwie ludzie też się zakochują, ale to nie zawsze musi prowadzić do zdrady. Jeśli jest to świadomie przeżywane to zakochanie nie przerodzi się w miłość, relację. 

Czy celibat jest czymś dobrym, czy czymś złym? Nie stawiałbym tego w takiej kategorii, bo to tak jak zapytać czy małżeństwo jest czymś dobrym, czy czymś złym? Oczywiście, że jest czymś dobrym. I celibat też będzie czymś dobrym, jeśli potrafię go wykorzystać w sposób właściwy. Na pewno plusem jest brak odpowiedzialności za żonę, dzieci, które miałbym w małżeństwie. Nie muszę uwzględniać potrzeb tej drugiej strony. To generuje dla pracy duszpasterskiej dużo plusów, ale dla pracy nad sobą dużo minusów, bo zawsze druga osoba zmienia, muszę uwzględniać jej potrzeby, sytuację, jej plany i możliwości. A w pracy jako celibatariusz uwzględniam wolę proboszcza, biskupa i sytuację na plebanii. Mnie samego nic nie ogranicza, poza moim lenistwem, niechęcią czy stanem zdrowia. Po kilkunastu latach kapłaństwa nie ma we mnie też pragnienia posiadania rodziny, potomstwa. Jestem z rodziny wielodzietnej i wiem, że to jest olbrzymia praca rodziców, aby wychować te dzieci. Cenię sobie małżeństwa, które decydują się na liczną rodzinę, ale we mnie nie ma takiego pragnienia. 

Nie upierałbym się przy tym, że celibat musi być obligatoryjny, ale też uważam, że wyrzucenie go całkowicie z życia Kościoła tylko dlatego że zdarzają się księża, którzy celibatu nie zachowują nie jest roztropnym argumentem. Wiadomo, dlaczego Kościół wprowadził celibat i nie chodziło o kwestie podziału majątku kościelnego. W seminarium zawsze słyszeliśmy, że to upodobnianie się do Chrystusa, który żył w bezżeństwie właśnie dlatego, że poświęcił się w pełni misji powierzonej mu przez Ojca. I takie jest nasze zadanie. Takie jest moje zadanie. To pozwala mi całkowicie poświęcić się pracy duszpasterskiej i podejmować, zadania, które Kościół mi powierza. 

Ks. Maciej Jaszczołt, wikariusz parafii archikatedralnej św. Jana w Warszawie, prowadzi kanał na YouTube „Jaskinia Słowa”. Jest księdzem od 12 lat:

Mam wrażenie, że o celibacie najgłośniej mówią ci, którzy nie są nim związani. Patrząc z zewnątrz, łatwo jest oceniać, krytykować i reformować. To jest mój wybór, ja nie jestem w żaden sposób przymuszony. Wybrałem tę drogę świadomie. Przyglądałem się kapłaństwu od dziecka i wiedziałem „z czym to się je”

Nie wiem czy to dobre porównanie, ale to trochę, jak z byciem weganinem, wegetarianinem, mając kolczyk w nosie czy różowe włosy. To moja decyzja, mój wybór, mój sposób przeżywania życia. Znam wielu wegetarian, którzy codziennie spotykają się z zarzutami: “nie jesz mięsa? Ale jak to? Taki schabowy czy stek?! Nic? To nienormalne, mięso jest pyszne”.

„Bezżeństwo – to coś nienormalnego, jak tak można, dla mnie małżeństwo jest czymś podstawowym, czymś, bez czego bym nie mógł żyć”. Celibat jest bardzo osobistą decyzją, zobowiązaniem na całe życie. Ale to nie jest tylko coś „ludzkiego” – jakiś szczególny rodzaj postu. To dla mnie także modlitwa. Jako ksiądz oddaję cześć Bogu, modlę się, adoruję Boga nie tylko przez lekturę Biblii, Eucharystię czy modlitwę brewiarzem, ale także właśnie przez celibat. 

Zamiast tak arbitralnie oceniać i domagać się zniesienia, chciałbym raczej ze strony krytykujących, wnikliwego przyjrzenia się temu, czym celibat jest, dlaczego ludzie decydują się na taką formę przeżywania swojego powołania.

Ks. Konrad Nowak SDS, duszpasterz Salwatoriańskiego Ośrodka Powołań. Jest księdzem od 2 lat:

Od kilku lat, odwiedzając wiernych z okazji tzw. kolędy i tocząc przeróżne rozmowy dotyczące współczesnej kondycji Kościoła, zdarza mi się słyszeć stwierdzenie o tym, że celibat powinien zostać zniesiony.

I pierwsze moje, dość trywialne spostrzeżenie dotyczące tego tematu jest takie, że postulat o zniesieniu celibatu najbardziej popierają ci, którzy w nim nie żyją – i nie mam tu na myśli tych, którzy łamią przyjęte przez siebie zobowiązania do życia w bezżenności, ale ludzi, którzy na co dzień żyją „normalnie”, najczęściej w związkach małżeńskich. Ich zdaniem, gdyby księża także mogli zakładać rodziny, nie mielibyśmy dzisiaj problemu z pustoszejącymi seminariami, bo na pewno znalazłoby się więcej takich, którzy zdecydowaliby się „pójść na księdza”, jeśli mogliby mieć przy tym żonę i dzieci; nie byłoby też tych wszystkich skandali seksualnych z udziałem osób duchownych, o których co jakiś czas słyszymy w mediach. 

Jestem przeciwny temu, by wskazywać na zniesienie celibatu jako na remedium na wszelkie bolączki Kościoła. W kwestii powołań wystarczy spojrzeć na to, jak wygląda sytuacja u naszych braci grekokatolików, prawosławnych albo nawet protestantów, u których nie istnieje obowiązek zachowania celibatu przez osoby duchowne, żeby przekonać się, że źródło kryzysu powołań bije gdzie indziej. Nie uważam też, żeby w przypadku, kiedy ktoś – najdelikatniej rzecz ujmując – ma problem z dojrzałym przeżywaniem swojej seksualności, obniżenie poprzeczki wymagań mogło cokolwiek naprawić – co najwyżej zamaskować problem, a być może sprawić tylko to, że ten jeszcze się pogłębi. Zniesienie celibatu nie sprawi nagle, że zniknie problem pedofilii, która jest poważnym zaburzeniem natury psychoseksualnej i wymaga specjalistycznej interwencji. Moim zdaniem rozwiązaniem tego problemu będzie więc nie tyle poluzowanie dyscypliny w tym zakresie, co zwrócenie uwagi na odpowiednią formację do przeżywania cnoty czystości w celibacie oraz „wyłapywanie” na odpowiednio wczesnym etapie i odsuwanie od posługi tych, którzy nie są do tego zdolni.

Jezus powiedział, że „są (…) bezżenni, którzy dla królestwa niebieskiego pozostali bezżenni”. I dodaje: „Kto może pojąć, niech pojmuje!” – a to znaczy, że celibat nie jest dla wszystkich: że nie każdy do życia w celibacie po prostu się nadaje, ale też i to, że nie dla wszystkich w ogóle taka idea będzie zrozumiała i sensowna

Wśród przeciwników celibatu często również podnoszony jest zarzut mówiący o tym, że celibat jest tak naprawdę wymysłem Kościoła. I owszem – zgadza się! Celibat, czyli bezżenność osób duchownych nie jest dogmatem naszej wiary – i nie zawsze tak było w Kościele. Nie zawsze księża byli zobowiązani do zachowania celibatu – tak jest mniej więcej dopiero od XII wieku, a jego wprowadzenie wynikało nie tyle z racji teologicznych, co ze względów czysto pragmatycznych. Uważam, że niemożliwym byłoby pogodzenie tych wszystkich rzeczy, którym na co dzień oddaję się jako kapłan z obowiązkami wynikającymi z życia małżeńskiego i rodzinnego – po prostu zabrakłoby na to wszystko czasu i zawsze byłoby to coś kosztem czegoś. I właśnie to w moim mniemaniu jest pierwszorzędną racją za utrzymaniem celibatu.

Czymś wtórnym wobec praktycznych przesłanek jest natomiast cała teologia celibatu mówiąca o rezygnacji z biologicznego ojcostwa na rzecz tego duchowego, realizowanego w relacjach z wiernymi. I chociaż pięknie to wszystko brzmi i jest jak najbardziej prawdziwe, to nie ma się co oszukiwać: żadną aktywnością i żadną duszpasterską relacją nigdy nie „przykryjemy” tej dziury, którą Pan Bóg pozostawił w naszej męskiej naturze, kiedy wyciągnął żebro z boku Adama po to, żeby z niego stworzyć Ewę jako towarzyszkę jego życia. Ten brak już zawsze będzie w nas i na różnych etapach naszej posługi będziemy, czasem mocniej, a czasami lżej, odczuwali jego skutki. Ale można ten brak przeżywać na dwa sposoby. Owszem, mogę koncentrować się wyłącznie na tym, że jestem czegoś pozbawiony – i wtedy mój celibat będzie nieustannym zmaganiem. Ale ta dziura może być też miejscem mojego otwarcia się na Pana Boga, który ją tam umieścił i tam go mogę spotkać, i na relację z drugim człowiekiem potrzebującym mojej kapłańskiej obecności. I tylko wtedy mój celibat będzie darem dla mnie samego i dla innych.

I wracając na koniec do poprzedniego wątku – skoro kwestia celibatu nie została zdogmatyzowana, to niewykluczone, że doczekamy czasów, w których dyscyplina kościelna w tym zakresie ulegnie zmianie. Mimo wszystko nas, jako zakonników, którzy nie tylko ślubują czystość, czyli dozgonne zachowanie wstrzemięźliwości seksualnej, ale i życie we wspólnocie braterskiej te zmiany w żaden sposób nie dotkną.

Reasumując: czy wyobrażam sobie Kościół bez celibatu? Tak. Czy jestem za jego zniesieniem? Nie. 

Ks. Bartosz Marciniak, wikariusz parafii św. Mikołaja w Grójcu. Jest księdzem od 2 lat:

Kiedy zdecydowałem się na wstąpienie do seminarium i na kapłaństwo, przyjąłem i zaakceptowałem to, że wiąże się z tym celibat. I też się z tym pogodziłem. To nie oznacza, że nigdy nie chciałem mieć rodziny, żony, dzieci. Trudno mi jest powiedzieć, dlaczego nie chcę zniesienia celibatu, bo to tak jakby zapytać małżonków po kilku czy kilkunastu latach małżeństwa czy wyobrażają sobie życie bez tej drugiej osoby.

To, że nie mam rodziny pozwala mi się całkowicie poświęcić pracy duszpasterskiej, ponieważ mam na to dużo czasu. Gdybym miał rodzinę to wydaje mi się, że trudno byłoby im zaakceptować, że przez trzy miesiące praktycznie nie ma mnie w domu, bo chodzę po kolędzie. To by rodziłoby też niepotrzebne konflikty. Byłoby mnóstwo takich wątpliwości, które przemawiałyby za tym, aby nie rezygnować z celibatu. Chodzi przede wszystkim o czas i zaangażowanie. A kapłaństwo pochłania mi mnóstwo myśli, mnóstwo czasu. To też wyjścia i spotkania z drugim człowiekiem. Nie wyobrażam sobie, żebym miał w takim samym stopniu a może nawet bardziej zaangażować się w rodzinę. Dlatego wcale nie uważam, żeby to było jakimś dobrym pomysłem, żeby z tego zrezygnować.

ZOBACZ TEŻ: Celibat. “Wieczna kontrowersja” czy temat do poważnej dyskusji

Poza tym, kapłaństwo to też powołanie do takiej wyłączności. Oczywiście, wraz z sakramentem święceń człowiek nie przestaje być mężczyzną, nie przestaje chcieć mieć rodzinę, ale to jest świadoma rezygnacja, która wiąże się z jakimś konkretnym krzyżem. Tak samo powołanie małżeńskie ma swój krzyż. Inny jest krzyż kapłaństwa, inny jest krzyż małżeństwa, inny jest krzyż każdego innego powołania.

Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę