Nasze projekty
fot. freepik.com

“Dzień po”. Historia pewnej redefinicji

Oto dlaczego zwolennicy pigułki “dzień po” jej działanie określają “antykoncepcją”. I dlaczego tak nie jest.

Reklama

Pan premier ogłosił, że rząd zatwierdził projekt ustawy wprowadzającej dostępność tzw. antykoncepcji postkoitalnej (czyli „pigułki dzień po”) bez recepty dla kobiet od 15 roku życia, a dla młodszych – na receptę. Z naciskiem stwierdził, że jest to pigułka antykoncepcyjna, a nie wczesnoporonna. 

Rozumiem, że oparł się na opinii lekarzy. Faktem bowiem jest, że dla wielu lekarzy uniemożliwienie implantacji zarodka w macicy nie jest aborcją. Tak są uczeni w czasie swoich studiów. Dla nich ciąża zaczyna się od implantacji, więc jeśli do zagnieżdżenia się zarodka w macicy nie dojdzie, to poczęcia i ciąży nie było. Było tylko zapłodnienie. A skoro nie było ciąży, to nie było i aborcji…

ZOBACZ: Pigułka „dzień po” będzie dostępna bez recepty od 15. roku życia. Donald Tusk ogłosił decyzję

Redefinicja terminu „poczęcie”

Pomysł z redefinicją terminu „poczęcie”, który pierwotnie był tożsamy z terminem „zapłodnienie”, nie jest wynalazkiem ostatnich dni, czy nawet lat. Wprowadził go do medycyny m.in. słownik medyczny Stedman’s Medical Dictionary, proponując w swoim XXII wydaniu (rok 1972) rozróżnienie tych dwóch określeń. Zapłodnienie oznaczać miałoby wniknięcie plemnika do komórki jajowej i następującą po nim integrację materiału genetycznego obu gamet, zaś poczęcie – wyznaczające początek ciąży – miałoby być powiązane z implantacją zarodka w macicy. U człowieka ów czas przypada na około 5-6 dni po zapłodnieniu; w tym czasie organizm dziecka osiąga stadium blastocysty, składającej się ze 100-200 komórek. Implantacja jest złożonym procesem, w efekcie którego organizm matki otrzymuje sygnał o konieczności przejścia w stan ciąży, umożliwiającej rozwój dziecka i – po osiągnięciu wymaganej dojrzałości – jego poród.

Reklama

Z punktu widzenia genetyki, organizm powstały w wyniku zapłodnienia (czyli połączenia gamety męskiej i żeńskiej) uzyskuje swoją własną tożsamość, ma zaprogramowaną genetycznie dynamikę rozwoju, do którego potrzebuje jedynie sprzyjających okoliczności, czyli drożnego i prawidłowo funkcjonującego jajowodu oraz macicy z odpowiednio ukrwionym, przygotowanym na implantację endometrium. Oznacza to, że jeśli zostanie zablokowana perystaltyka jajowodu i/lub endometrium w macicy nie będzie przygotowane do implantacji zarodka, nie ma on szans na przeżycie i obumrze – albo w jajowodzie (tu pojawia się groźba wystąpienia ciąży pozamacicznej), albo poprzez wydalenie z organizmu kobiety wskutek niezdolności endometrium do skutecznej implantacji.

Twierdzenie, że pigułka „dzień po” to antykoncepcja jest manipulacją

Warto zauważyć, że w charakterystyce produktu leczniczego „Escapelle” (to jeden z preparatów stosowanych jako antykoncepcja postkoitalna) producent odnosząc się do rzekomo wyłącznie antykoncepcyjnego działania preparatu, zauważa, że może on „również powodować zmiany w endometrium, które utrudniają implantację” (p. 5.1)2. Trzeba powiedzieć wprost: z perspektywy etyki personalistycznej, uznającej człowieczeństwo od momentu zapłodnienia (połączenia gamet męskiej i żeńskiej), środki antynidacyjne (utrudniające lub uniemożliwiające implantację w macicy) traktowane są jako wczesnoporonne. Te, które powodują poronienie w późniejszym czasie (tzn. po implantacji) nie są „wczesno-poronne” tylko „poronne”, ale to rozróżnienie dla uśmiercanego na najwcześniejszym etapie swojego życia człowieka jest w praktyce żadna. Uniemożliwienie implantacji poprzez zamierzone działanie skutkuje śmiercią dopiero co zaistniałego człowieka, jest zatem działaniem abortywnym. Redefinicja pojęcia „poczęcie” tego faktu nie zmieni, zatem zastrzeganie się, iż pigułka „dzień po” ma działanie wyłącznie antykoncepcyjne jest manipulacją, by nie rzec – kłamstwem. 

Działanie antykoncepcyjne odnosi się wyłącznie do sytuacji, kiedy preparat przyjęty jest przed owulacją. Trzeba jednak zauważyć, że aby ocenić czy jest on przyjmowany przed owulacją czy po, trzeba byłoby mieć wgląd w obserwację cyklu lub USG z oceną fazy cyklu. Wydaje się, że grupa pacjentek korzystających z tego preparatu raczej wglądu w swój cykl nie posiada, więc ocena jaki będzie efekt (hamujący owulację czy antynidacyjny) przyjęcia tych substancji jest z góry mocno utrudniona, jeśli nie wręcz niemożliwa.

Reklama

Nadto jest rzeczą znaczącą, że stosowany w antykoncepcji postkoitalnej levonorgestrel jest wykorzystywany także jako aktywna substancja we wkładkach domacicznych (m.in. Kyleena, Levosert czy Mirena), swoją drogą również reklamowanych jako środki antykoncepcyjne, a nie wczesnoporonne. 

W ulotce producenta podane jest, że preparatu nie wolno stosować w trakcie ciąży i karmienia. G. Bręborowicz w swoim podręczniku podaje, że levonorgestrel jako antyprogestagen powoduje zmiany w endometrium i uniemożliwia zagnieżdżenie zarodka. Dodaje też, że podanie antyprogesteronów (octan ulipristalu – zawarty w ellaOne) wywołuje miesiączkę po 3 dniach od podania3.

PRZECZYTAJ TEŻ: In vitro. Z czym Kościół ma problem?

Reklama

Cały ciężar i odpowiedzialność złożony na kobietę

Propagatorzy antykoncepcji, tak „zwykłej” jak i postkoitalnej, reklamują ją jako wyzwolenie kobiety, jako otwarcie drogi do szczęśliwego życia. Swoją drogą w ten sam sposób przedstawiana jest aborcja, także w swoich najbardziej brutalnych wydaniach. Tymczasem antykoncepcja hormonalna – levonorgestrel też się do niej zalicza – składa cały ciężar i odpowiedzialność na kobiety, skłaniając mężczyzn do zachowań nieodpowiedzialnych. To kobieta ma stosować środki hormonalne, to ona ma ryzykować swoim zdrowiem, a w przypadku poczęcia, to ona zostaje z dzieckiem (o ile go nie uśmierci, biorąc też na siebie koszmar przelanej krwi).

W charakterystyce produktu leczniczego Escapelle umieszczona jest jeszcze jedna informacja, którą trudno pogodzić z zapewnieniami szefa rządu. Dotyczy ona stosowania produktu przez dzieci i młodzież (p. 4.2): „Produkt leczniczy Escapelle, 1500 mikrogramów, tabletka, nie jest zalecany do stosowania u dzieci. Istnieje bardzo ograniczona liczba danych dotycząca stosowania produktu leczniczego u kobiet w wieku poniżej 16 roku życia.” Brak informacji o wpływie preparatu na młode kobiety nie może być utożsamiony z brakiem informacji o jego szkodliwym działaniu. Preparat, o którego bezpieczeństwie nie jesteśmy pewni, musi być traktowany jako potencjalnie niebezpieczny dla zdrowia. Dotyczy to każdego produktu medycznego (i nie tylko medycznego). Zadaniem państwa i jego struktur jest chronić zdrowie obywateli. W tym kontekście udostępnienie tego preparatu bez recepty tak młodym osobom trudno ocenić inaczej niż jako świadome narażanie ich na szkodę, a zatem działanie w najwyższym stopniu nieodpowiedzialne. 

Niebezpieczne trendy wśród młodych ludzi

Prawdziwy problem leży jednak nie w dostępności antykoncepcji postkoitalnej bez recepty, ale w ogóle dostępności tabletki „dzień po” na rynku. Niestety dotychczasowe rządy (z wyrachowania lub ignorancji – nie ma to w tej chwili znaczenia) przez wprowadzenie teleporad i faktyczne zalegalizowanie receptomatów w różnych formach zrobiły z recepty lekarskiej fikcję. Dziś zdobycie recepty nie jest już dla nikogo problemem.

Z drugiej strony, mimo wszystko, likwidacja recepty i ułatwienie dostępu niepełnoletniej młodzieży do środków antykoncepcji postkoitalnej jest krokiem szkodliwym i niebezpiecznym z jeszcze jednego powodu. Stosowanie antykoncepcji w ogóle, a tym bardziej stosowanie „pigułki po” bez żadnej kontroli, skłania ludzi do podejmowania działań niebezpiecznych – tzn. wchodzenia w kontakty seksualne z przypadkowymi, licznymi partnerami. Młodzi ludzie nie mają ani doświadczenia ani zmysłu długomyślności, pozwalającego na przewidywanie konsekwencji podejmowanych działań i w efekcie – lepsze panowanie nad sobą. Są bezbronni wobec samych siebie. Udostępnienie im (w gruncie rzeczy wszystkim, ale młodym ludziom szczególnie) antykoncepcji postkoitalnej bez kontroli medycznej grozi zwiększoną zachorowalnością na choroby przenoszone drogą płciową. Jest rzeczą znamienną, że w krajach Europy Zachodniej w ostatnich latach dał się zaznaczyć bardzo poważny wzrost zachorowań na kiłę i rzeżączkę. Podobny proces daje się zauważyć także w Polsce: w 2023 roku w stosunku do roku poprzedniego trzykrotnie wzrosła liczba zachorowań w przypadku rzeżączki, dwukrotnie – w odniesieniu do kiły. Znaczące wzrosty odnotowano także w odniesieniu do chlamydii i HIV. Innymi słowy, skoro skłonność do podejmowania aktywności seksualnej z przypadkowymi partnerami już jest zauważalna i ma tendencję wzrostową, udostępnienie preparatu, który daje iluzoryczne poczucie możliwości kontaktów seksualnych bez niepożądanych konsekwencji, tylko tę tendencję nasili.


1. Słownik medyczny Stedman’s Medical Dictionary – szerzej na ten temat: C.M. Gacek. Conceiving Pregnancy. U.S. Meical Dictionaries and Their Definitions of Conception and Pregnancy. The National Catholic Bioethics Quarterly 9:2009 N. 3 s. 547-548. Zachęcam do lektury całego artykułu, s. 543-553, bo definicje były wielokrotnie zmieniane.

2. Z kolei w charakterystyce produktu leczniczego „ellaOne”, jakkolwiek nie ma mowy wprost o wpływie na endometrium, znajduje się informacja o wysokim powinowactwie do receptora progesteronowego, powodującym obniżenie skuteczności leczenia preparatami zawierającymi ten hormon. Oznacza to, że preparat (a ściślej substancja aktywna: octan uliprystalu) blokuje wpływ progesteronu na funkcjonowanie organizmu kobiety, w tym endometrium w macicy, uniemożliwiając implantację zarodka bądź powodując jego obumarcie.

3. Por. Położnictwo i medycyna. Repetytorium. Red. G. Bręborowicz. Warszawa: PZWL Wydawnictwo Lekarskie 2010 s. 459.

Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę