Między Śródziemiem a Ewangelią. Ks. Stanisław Adamiak
Kiedyś zafascynowany światem Śródziemia młodzieniec. Dziś ksiądz, teolog, rektor toruńskiego seminarium i profesor UMK, a także twórca "Teologii Tolkiena". Wchodzących do jego gabinetu wita figurka Gimlego, podarowana przez kleryków. Ale pierwszą wyprawę do Śródziemia zawdzięcza szkole podstawowej.
Od początku
Najpierw były małe, nieilustrowane książki. „Władcę Pierścieni” ksiądz Stanisław dostał jako nagrodę na zakończenie roku w siódmej klasie. Tak zaczęła się jego fascynacja Drużyną Pierścienia. Świat stworzony przez J.R.R. Tolkiena zachwycił go bogactwem, spójnością i rozmachem. Jakby wszystkie te wydarzenia były fragmentem prawdziwej historii. Światotwórstwo perfekcyjne.
Młody Staszek szybko sięgnął po „Silmarillion”, potem był „The Lord Of The Rings” już w ojczystym języku pisarza, podarowany przez rodziców z okazji imienin. Piękny angielski jeszcze lepiej odsłaniał przed czytelnikiem wizję świata i głębię wartości, które za nim stoją.
Dobry film nie jest zły
Twórca „Teologii Tolkiena” dokładnie pamięta Toruń oblepiony plakatami, z których Frodo i jego towarzysze zapraszali na super produkcje do kin. Oczywiście miał obawy przed ekranizacją. W końcu tak wiele można było zepsuć. Na szczęście rozczarowania nie było. Co prawda inaczej wyobrażał sobie elfy i orków, uważa też, że nie oddano wielkości najszlachetniejszej postaci, jaką jest Faramir.
Do tego – jak wylicza z uśmiechem pasjonata – zbyt rozbudowana była bitwa w Helmowym Jarze, zabrakło oczyszczenia Shire i przesadzili z dosłownością pokazywania magii, czego u Tolkiena nie znajdziemy. Film ocenia jednak jako dobry i to dzięki produkcji Petera Jacksona, „Władca pierścieni” stał się tak powszechnie znany i można było wykorzystać go do głoszenia.
SPRAWDŹ: Hobbici i prawdy wiary. Teologia Tolkiena
Przeczytaj również
Ewangelia w praktyce
Przykłady homiletyczne powinny być z życia, z literatury czy sztuki. Oczywiście nie wszystko ma tło chrześcijańskie. Jeśli ludzie coś znają, to słuchają, to przekaz do nich trafia. A skoro ksiądz mam mówić do szerokiego grona, musi nawiązywać do tego, co wszyscy rozumieją.
Ewangelię – co ks. Stanisław podkreśla i realizuje w praktyce – musimy próbować wyjaśnić przy pomocy tego, co jest ludziom bliskie. Jezus robił to mówiąc o rolnictwie. Przykłady homiletyczne powinny być z życia, z literatury czy sztuki. Oczywiście nie wszystko ma tło chrześcijańskie. Jeśli ludzie coś znają, to słuchają, to przekaz do nich trafia. A skoro ksiądz mam mówić do szerokiego grona, musi nawiązywać do tego, co wszyscy rozumieją, tak jak we Włoszech gdzie kaznodzieje odwołują się do powieści Alessandro Manzoniego „Narzeczeni”, takiego włoskiego Sienkiewicza, tworzącego nawet w tym samym czasie.
U nas jeszcze niedawno – co ks. Adamiak wciąż sam czasem praktykuje – chętnie sięgano po Krzyżaków, Trylogię, czy Pana Tadeusza. Jeśli mówimy o nawróceniu grzesznika, to po co szukać daleko, mamy przecież ks. Robaka czy Kmicica. Wybaczenie ogromnych krzywd to historia Juranda ze Spychowa. Tyle, że te lektury idą dziś w zapomnienie. A o tym, że przebaczenie i litość mogą uratować świat – co jest najważniejszym przesłaniem u Tolkiena – dowiadujemy się z produkcji wyświetlanej na wielkich ekranach i w najlepszym czasie antenowym. Grzechem byłoby nie skorzystać.
Takich tematów jest jednak więcej. Na liście tytułów „Teologii Tolkiena” księdza Stanisława znajdziemy „Miłosierdzie”, „Narzędzia Łaski” czy „Cnotę roztropności”. Autora cyklu zachwyca też sposób poprowadzenia roli ludzkiej w dziele zbawienia i to jak Tolkien przedstawia świat, nad którym czuwa opatrzność, świat, który nie jest pozostawiony sam sobie. A w sytuacji tragicznej, rozwiązanie pojawia się dzięki temu, że ktoś umiał podjąć decyzję, która wtedy mogła wydawać się desperacka.
Nowa Ewangelia?
Posługiwanie się na ambonie przykładami ze świata elfów, krasnoludów i czarodziejów czasem budzi też wątpliwości. Dla ks. Adamiaka to oczywiste, że „Władca Pierścieni” nie jest alegorią prawd biblijnych, autor książki nie próbował pisać Ewangelii na nowo. Powieści są dla rozrywki, ale mogą do Dobrej Nowiny prowadzić i pomagać ją zrozumieć.
Posługiwanie się na ambonie przykładami ze świata elfów, krasnoludów i czarodziejów czasem budzi też wątpliwości. Dla ks. Adamiaka to oczywiste, że „Władca Pierścieni” nie jest alegorią prawd biblijnych, autor książki nie próbował pisać Ewangelii na nowo. Powieści są dla rozrywki, ale mogą do Dobrej Nowiny prowadzić i pomagać ją zrozumieć.
Ten zarzut, o sięganie do świata poza sacrum, nie jest zresztą nowy. Rektor toruńskiego seminarium, naukowo specjalizujący się w starożytności chrześcijańskiej, od razu przytacza dyskusję o tym, czy należy czytać mity greckie i słynne słowa Tertuliana „cóż mają wspólnego Ateny i Jerozolima”. Zdaniem ks. Stanisława ten teolog doskonale odnalazłby się w krótkiej i ostrej formie Twittera. Na zarzut Tertuliana, Bazyli Wielki odpowiada, że można traktować mity jako przygotowanie pogan do Ewangelii. Jest tam mowa o cnotliwym życiu, jest Herakles na rozstaju dróg cnoty i występku.
W Odyseuszu, przywiązanym do masztu, możemy odnaleźć symbol człowieka trzymającego się krzyża, by nie poddać się grzechowi. Tolkien nigdy nie miał ambicji by zastępować Ewangelię. A Ojcowie Kościoła korzystali z przykładów z literatury greckiej i rzymskiej. Ksiądz, tak całkiem na marginesie przypomina jeszcze, że to Bazyli jest świętym, a dla Tertuliana Kościół okazał się „za mało radykalny” i zmarł poza nim.
Ksiądz od Tolkiena
Jak na „Księdza od Tolkiena” – jak nazywają go niektórzy – przystało, ks. Adamiak chętnie wziąłby udział w teleturnieju z znajomości Śródziemia, takim jak kultowa w latach 90tych Wielka Gra. Zresztą takie testy już rozwiązywał w liceum, pytania wymyślali z kolegami. Z uśmiechem jednak dodaje, że na pewno byłoby wielu lepszych, a on znacznie pewniej czuje się w historii powszechnej i – jak na księdza przystało – w Piśmie Świętym.
Z komentarzy pod jego podcastami widać, że ludzie znają twórczość Tolkiena na wielkim poziomie szczegółowości, także notatki i tomy dodatkowe. Tu zresztą wymienia ks. Michała Kossowskiego, który jako młody chłopak przetłumaczył Litanię Loretańską na język quenya, czyli elficką łacinę. Właściwie dokończył przekład, bo zaczął go sam J.R.R. Tolkien.
SPRAWDŹ: Nie tylko Narnia. Nowy podcast Stacji 7