Nie był przesadnie typowym dzieckiem, nie pociągały go zbytnio beztroskie zabawy z rówieśnikami. W każdej wolnej chwili udawał się do kościoła – na modlitwę, szczególnie do Matki Bożej, którą czcił w wyjątkowy sposób.
Chłopak z Lipnicy
Urodził się w Lipnicy, która w tamtych czasach leżała na szlaku handlowym. Jego rodzice byli niezwykle wierzący i uczciwi. Razem zajmowali się piekarstwem, a produkty sprzedawał ich syn, na miejscowym rynku. Wrażliwy na biedę chłopak często za darmo rozdawał pieczywo potrzebującym. Swoją edukację rozpoczął jeszcze w Lipnicy, gdzie uczęszczał do parafialnej szkoły. Tutaj zdobył podstawową wiedzę.
Dzięki swojej sumienności, pracowitości i pilności zapracował sobie na dalszą edukację. Rodzice widząc jego zapał i umiejętności, zdecydowali się posłać go na dalsze nauki do Krakowa.
ZOBACZ >>> Św. Stanisław. Jak Dobry Pasterz – oddał życie za swoje owce
Samotność, nauka, modlitwa
Studia, z dala od domu, w Akademii Krakowskiej rozpoczął w 1454 roku. Według ksiąg uniwersyteckich, młody Szymon wpłacił tylko 1 grosz wpisowego, na 6 wymaganych – to jak na tamte czasy naprawdę drobna kwota.
Przeczytaj również
Podczas nauki Szymon mieszkał w bursie, która prócz mieszkalnej, pełniła również funkcje wychowawczo-umoralniającą, surowo i twardo kształtując młode charaktery. Młody chłopak z Lipnicy wcale tego nie potrzebował, ponieważ dobre wychowanie wyniósł z domu. Lubił samotność, a w każdej wolnej chwili oddawał się modlitwie.
Po trzech latach uzyskał tytuł bakałarza (obecnie stopień licencjata). Stanął wtedy przed życiowym wyborem. Mógł kontynuować studia na jednym z dwóch kierunków lub podjąć pracę nauczyciela. Szymon wybrał jednak inną drogę, postanowił wstąpić do nowo założonego zakonu franciszkanów, nazwanego od wezwania kościoła św. Bernardyna ze Sieny- zakonem bernardynów.
Szymon bernardynem
Zakon ten należał do jednego z najsurowszych, a życie w nim było pełne umartwień, gorliwości, prostoty i codziennych niewygód. Bardzo dużą uwagę kierowano na przeżywanie postów, ale i do milczenia, czy samotności. Jak widać Szymon wybrał sobie bardzo trudną drogę, jednak w pełni się jej poświęcił. Najpierw odbył roczny nowicjat, po czym złożył profesję zakonną i rozpoczął studiowanie teologii, jako przygotowanie do kapłaństwa.
Po przyjęciu święceń, swoje pierwsze duszpasterskie kroki skierował do Tarnowa, gdzie został przełożonym klasztoru. Jednak po dwóch latach zrezygnował, ponieważ nie do końca odnajdywał się jako zarządca i organizator. Wrócił do Krakowa, gdzie pełnił posługę kaznodziejską.
CZYTAJ >>> Święty Jan z Dukli. W zakonie i w… puszczy
Módl się, pracuj i…rozpaczaj!
Brat Szymon zasłynął jako bardzo dobry mówca. Jego teologiczno-moralne kazania były na bardzo wysokim poziomie i cieszyły się popularnością wśród studentów i profesorów.
Wkrótce doceniono jego kaznodziejski talent i mianowano go na kaznodzieje królewskiego w Katedrze na Wawelu. Stanowisko to było ogromnym wyróżnieniem, które przysługiwało tylko wybitnym duchownym.
Swoje przemowy tworzył w oparciu o trzy słowa: „ora, labora, despera” – co znaczy „módl się, pracuj i rozpaczaj.” Największe znaczenie miało to ostatnie, które odnosiło się do pokory i ufności w Opatrzność Bożą. Twierdził, że mimo dobrego przygotowania, skuteczność należy tylko i wyłącznie ofiarować Bogu i Jemu zaufać, nie sobie.
Wzorując się na swoich mistrzach, św. Bernardynie ze Sieny i św. Janie Kapistranie, często wplatał w swoje kazania imię Jezus, wymawiając trzykrotnie: “Jezus, Jezus, Jezus!”, a zebrani za nim powtarzali. Miewał nawet z tego powodu pewne problemy, ponieważ oskarżano go o nadużywanie Bożego imienia. Jednak bardzo szybko wybronił swoje stanowisko, co oczyściło go z wszystkich zarzutów. Kazania Szymona nie bez powodu były popularne. Przyczyniły się one bowiem do wielu nawróceń, a niektórzy nawet wstępowali do zakonów, aby tam pogłębiać duchową relację z Bogiem.
ZOBACZ TEŻ >>> Maryja przy nadziei, której nie pokonali hitlerowcy. Poznajcie Matkę Bożą Skępską
Zaraza łaską od Boga
Niestety XV wiek obfitował w śmiertelne zarazy, które kilkakrotnie nawiedzały Kraków. Szymon nie uląkł się ich nawet na chwilę, co więcej traktował ten czas jako dany od Boga i wypełniony łaską. Nazywał go “jubileuszem” i pragnął umrzeć w jego czasie. Jego postawa była godna podziwu. Dzięki takiemu nastawieniu nie bał się kontaktu z chorymi, którzy nieśli ze sobą śmierć. Chodził po domach, szukając chorych i umierających. Niósł im pomoc, opiekując się nimi, zmieniając opatrunki, udzielając sakramentów. Nawet w tak trudnym momencie nadal głosił swoje kazania.
Kolejne zarazy mijały, a Szymon ciągle niósł swoją posługę chorym, aż do 1482 roku, kiedy to Kraków nawiedziła dżuma. Wielu mieszkańców uciekło z miasta, jednak on został, aby nadal z miłością mówić do ludzi o Bogu. Po kazaniu, które wygłosił w czasie oktawy święta Nawiedzenia Matki Bożej, zauważył na swoim ciele pierwsze oznaki zarażenia. Niestety choroba postępowała bardzo szybko. Po 6 dniach, 18 lipca 1482 roku, około godziny 15, brat Szymon otoczony troskliwą opieką, zmarł. Pogrzeb odbył się jeszcze tego samego dnia. Wolą jego było spocząć pod progiem świątyni. Jednak brat, który był odpowiedzialny za wypełnienie tej woli, zapomniał o tym, dlatego pochowano go pod ołtarzem, zgodnie z klasztorną tradycją.
ZOBACZ >>> Pelplin. To tu zobaczycie Biblię Gutenberga
Długa droga do świętości
Wieści o śmierci Szymona szybko rozeszły się po kraju. Wielu ludzi modliło się o cud za jego przyczyną. Modlitwy te okazały się skuteczne i tak w 1685 roku doprowadziły do beatyfikacji. Pod koniec XVIII wieku wznowiono starania o dalszy krok w drodze do świętości Szymona, którym miała być kanonizacja. Ta jednak, ze względu na przeróżne perturbacje historyczne Polski odbyła się dopiero w XXI wieku. 3 czerwca 2007 roku na Placu Świętego Piotra w Watykanie, papież Benedykt XVI uroczyście kanonizował bł. Szymona z Lipnicy.
pa/www.sw-szymon.pl/diecezja.pl/Stacja7