Nasze projekty
Fot. Wikipedia

Marianna Kolbe. Po śmierci Maksymiliana swoje listy podpisywała: „Matka Boleściwa”

Gdy po śmierci syna, Mariannę Kolbe odwiedził jeden z franciszkanów z klasztoru w Niepokalanowie, usłyszał od niej, że w dniu śmierci syna miała niezwykłą wizję - pisze Milena Kindziuk w książce "Matki Świętych".

Reklama

Fragmenty książki Mileny Kindziuk „Matki Świętych”

Straciła pięciu synów. Jeden z nich – znany dziś jako św. Maksymilian Maria Kolbe – w obozie koncentracyjnym Auschwitz- Birkenau w Oświęcimiu w czasie II wojny światowej oddał dobrowolnie życie za współwięźnia – Franciszka Gajowniczka. Matka była z Maksymilianem związana szczególną więzią duchową.

„Czy się zobaczymy? Nie wiem…”

W czasie okupacji Kolbowa w Krakowie angażowała się w pomoc ubogim i uchodźcom. Razem z siostrami felicjankami organizowała im noclegi, żywność, odzież. Opiekowała się też ukrywającymi się w klasztorze księżmi, w tym poszukiwanym przez Gestapo ks. Ignacym Posadzym (dziś Sługa Boży, toczy się jego proces beatyfikacyjny).

Reklama

Martwiła się o Maksymiliana, wiedziała, że 1939 r. przyniósł też zmiany w Niepokalanowie. Część zakonników rozpoczęła działalność w Czerwonym Krzyżu, pozostała część natomiast, z jej synem włącznie, zaangażowała się w ukrywanie rannych oraz Żydów, a to było niebezpieczne. Ale Maksymilian uspokajał matkę, pisał, że jest „jeszcze możliwie”. W 1940 r. zmienił nieco ton: „Czy się zobaczymy? Nie wiem… (…) Niech Niepokalana kieruje i w tej sprawie, jak jej się podoba”.

CZYTAJ: „Naśladuj Chrystusa – kochaj i służ”. Św. Maksymilian Kolbe

Intensywna modlitwa matki

Wkrótce potem Kolbowa dowiedziała się od franciszkanów, że jej syn został aresztowany i przewieziony do obozu w Auschwitz. Intensywnie się za niego modliła, zresztą razem z felicjankami. Na podstawie wspomnień Marianny można powiedzieć, że w tym czasie cierpiała razem z synem: „…gdym się zabierała do jedzenia lub spania, czułam bardzo dotkliwie, że on tam głód cierpi, on tam marznie, ale zawsze jest trochę nadziei…”.

Reklama

Czy przeczuwała zagrożenie? Trudno to ocenić. Zwłaszcza że ostatni list Maksymiliana do matki nie brzmiał dramatycznie, pisał on pod datą 15 czerwca 1941 r.: „ Moja kochana Mamo, pod koniec miesiąca maja przyjechałem z transportem do obozu w Oświęcimiu. U mnie jest wszystko dobrze. Kochana Mamo, bądź spokojna o mnie i o moje zdrowie, gdyż dobry Bóg jest na każdym miejscu i z miłością pamięta o wszystkich i o wszystkim”.

14 sierpnia 1941 r. syn Marianny Maksymilian Maria Kolbe poniósł śmierć męczeńską, oddając swe życie za współwięźnia Franciszka Gajowniczka.

ZOBACZ: „Chcę umrzeć za niego”. Heroiczna decyzja o. Maksymiliana Kolbego

Reklama

Niezwykły sen Marianny

Gdy po śmierci syna odwiedził ją jeden z franciszkanów z klasztoru w Niepokalanowie (do którego należał św. Maksymilian), usłyszał od niej, że w sierpniu 1941 r. w nocy miała ona wizję – ujrzała swego syna: „Patrzę, wchodzi ojciec Maksymilian w habicie, uśmiechnięty i mówi do mnie: Mamusiu! Zapewniałem ciebie, abyś się o mnie nie martwiła. Ale teraz jestem szczęśliwy. Tak! Bardzo szczęśliwy! Mówiąc te słowa, nie zatrzymuje się, tylko idzie dalej”. Zaczęła do niego wołać: „Powiedz, gdzie jesteś?”. Ale on wtedy zniknął.

Tego samego dnia wezwano Mariannę Kolbe do siedziby Gestapo i przekazano wiadomość o śmierci syna. Odczytała to jednoznacznie: że Maksymilian dawał jej wyraźny znak, że jest już szczęśliwy w niebie.

„Matka Bolesna Marya Kolbowa”

Nie trudno sobie wyobrazić, jak bardzo wiadomość o śmierci Maksymiliana wstrząsnęła matką. Chociaż nie znała jeszcze wtedy żadnych szczegółów. Nie wiedziała, że Niemcy ponad dwa tygodnie przetrzymywali go w bunkrze głodowym, nawet bez wody do picia, by w końcu podać prosto w serce śmiertelny zastrzyk z fenolu.

Po śmierci Maksymiliana Marii Kolbego wszystkie swe listy Marianna podpisywała: „Matka Bolesna Marya Kolbowa” lub krócej: „Matka Boleściwa”.


Przeczytaj więcej poruszających historii w książce Mileny Kindziuk „Matki Świętych”, która właśnie ukazała się nakładem wydawnictwa Zona Zero.

OPIS KSIĄŻKI:

Milena Kindziuk
Matki Świętych

Nie były to matki idealne, wolne od wad i słabości. Dla swych dzieci
potrafiły być surowe i apodyktyczne, jak Marianna Kolbe, która sama
o sobie mówiła: „Zawsze czułam się niezdolna stać się dobrą żoną i matką”.
Bywały kategoryczne, jak Marianna Popiełuszko: „Musiało być tak, jak
powiedziałam, i koniec!”. Niekiedy nadopiekuńcze, jak Święta Monika
czy Święta Sylwia – obie aż nadto troszczyły się o dorosłych już synów:
Świętego Augustyna oraz papieża Grzegorza Wielkiego.
Niektóre zmarły przedwcześnie, jak Emilia Wojtyłowa – matka św. Jana
Pawła II czy św. Zelia Martin – matka św. Teresy z Lisieux, a mimo to
wywarły ogromny wpływ na swe dzieci.
KUP KSIĄŻKĘ>>>

Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę