Niedziela zaczyna się w środę
Co to w ogóle znaczy - święto? Bo to jednak coś więcej niż totalny chillout po masakrycznym tygodniu. Nie będzie dobrego święta bez odpoczynku, ale święto to jednak też wyjście ze swojego barłogu, to otwarcie się na innych, na coś więcej, to włączenie się w tajemnicę, wystawienie się na nie nasze Światło.
To zaprawdę niezwyczajne uczucie pisać, że list pasterski polskiego Episkopatu był dobry, ale cóż począć – ostatni list polskiego Episkopatu był dobry. Traktował o tym, jak powinno się przeżywać niedzielę, żeby nie była wyłącznie weekendem i dlaczego warto zauważyć coś, co umknęło nam w pędzie z komunistycznego Egiptu do kapitalistycznej Ziemi Obiecanej. Czas pracy, czas wolny i czas święta to trzy zupełnie różne rzeczy. Niektórzy z nas może i umieją odpoczywać, ale czy umiemy świętować?
I co to w ogóle znaczy – święto? Bo to jednak coś więcej niż totalny chillout po masakrycznym tygodniu. Nie będzie dobrego święta bez odpoczynku, ale święto to jednak też wyjście ze swojego barłogu, to otwarcie się na innych, na coś więcej, to włączenie się w tajemnicę, wystawienie się na nie nasze Światło. Ile razy słyszałem zarzuty, że katolicka niedziela to kolejna gimnastyka artystyczna, którą trzeba wykonać przed Panem Bogiem żeby udzielił nam łaski stosownie do objętości wylanego przez nas potu, północnokoreański balet, jaki wyznawcy muszą co tydzień wykonać przed swoim przywódcą, żeby nasycić jego oczy i żeby jednak ich za coś nie ukarał.
Biskupi tłumaczą wyraźnie: święto to nie tyle wysiłek, co postawa. Weźmy niedzielny obiad. Przecież tu nie ma jakiegoś ekstra zmagania – obiad i tak trzeba przygotować. Chodzi o to z jakim nastawieniem się w ten specjalny dzień, w niedzielę do niego siądzie.
Przeczytaj również
Czy będzie tylko prostym „zapodaniem” składników odżywczych w wolniejszym tempie niż w czwartek, czy stanie się okazją do zanurzenia się w tym wszystkim co poza ekonomią, bieżącymi sporami, przypomni nam, że głowę powinniśmy jednak mieć w górze.
Dlatego jestem skłonny zweryfikować swój sąd odnośnie otwartych w niedzielę galerii, wspólnych rodzinnych zakupów. Do tej pory byłem zdania, że nie ma w tym nic strasznego, bo skoro ludzie w ten właśnie sposób chcą spędzić ze sobą czas, którego nie mają w tygodniu – dobre i to. Dziś myślę, że jeśli tak robią, tragedii wprawdzie nie ma, ale można by chyba pokusić się o coś więcej. Nie chodzi o to by ludzi wyganiać ze sklepów i pędzić do kościołów. Ale żeby raz w tygodniu nie popłynęli z prądem, trochę na siłę wyrwali się z kontekstu załatwiania spraw. Biskupi nie byliby biskupami, gdyby nie podali uprzejmie jako wzorca przykładu z dzieciństwa papieża Benedykta: wieczorne czytanie Biblii w sobotę, w niedzielę kościół, obiad, wspólne śpiewy i wypoczynek na powietrzu. Kopiowanie jeden do jednego zachowań niemieckiego mieszczaństwa sprzed kilkudziesięciu lat nie ma sensu, warto jednak zejść głębiej, na poziom motywacji i zobaczyć – o czym biskupi też mówią – że rytualne spełnienie religijnych obowiązków to też nie wszystko, o co chodzi.
Niedziela, święto, ma być czasem otwarcia się na prawdę o tym, że człowiek spełnia się tylko i wyłącznie w relacji. Z Bogiem i z ludźmi, w których Bóg też się objawia. Gdy nauczysz się tego w niedzielę, będziesz „zasilał” się z dwóch źródeł przez całą resztę życia.
Ten mechanizm działa też jednak w drugą stronę. Dobre przeżywanie niedzieli zaczyna się w sobotę. Oraz w piątek. I w czwartek. Nie będzie dobrej niedzieli bez dobrego poniedziałku, wtorku, środy. To dokładnie tak samo jak z modlitwą.
Ludzie mówią: modlę się, żeby życie było dobre. Ale jest też dokładnie odwrotnie – nie będzie modlitwy, jeśli nie będziesz żyć tak, żebyś był w stanie się modlić. Nie jesteś w stanie sześć dni słuchać gangsta rapu, by siódmego płynnie zanurzyć się w operę.
Nie możesz oczekiwać, że gdy przez sześć dni biegasz w wywieszonym jęzorem, siódmego będziesz świeży i zdolny do twórczego spotkania. Niedziela to nie listek figowy, to proces. Może żeby dobrze ją przeżyć, trzeba spróbować wysypiać się jednak dobrze przez cały tydzień, zakupy zrobić w piątek, osobisty chillout w sobotę? Sporo zachodu?
Ale tak przygotowana niedziela jest chyba w stanie dać dużo więcej. Zmienić wszystkie siedem dni tygodnia z pogoni za własnym ogonem, w życie.