“Historie tych ludzi zapadają w pamięć i serce. Normą są łzy wzruszenia”. Jak polska młodzież pomaga na Kresach?
Młodzież potrafi wyłączyć Messengera i przemierzyć setki kilometrów, żeby spotkać się z kimś offline, twarzą w twarz. W ramach Fundacji “Kresy w potrzebie” dostarczają paczki żywnościowe i ofiarują swój czas. ”Opowiadają jak się im tutaj żyje, dużo pytają też o nas i o Polskę. Normą są łzy wzruszenia” - mówi Wiktoria, uczennica Zespołu Szkół im. ks. Kard. Stefana Wyszyńskiego w Karczewie.
Zblazowani i zasiedziali na wygodnej kanapie. Niech rzuci kamieniem ten, kto choć raz nie pomyślał tak o młodych. Ile w tym prawdy, a ile krzywdzącego stereotypu? A może wszystko jest kwestią mądrego przewodnictwa i dobrej inspiracji?
Oni nie są ani źli, ani leniwi. Wystarczy, że rozumieją sens tego, co robią, że poczują to sercem, a idą w takie działanie jak w dym – mówi Agnieszka Skowrońska, prezes Fundacji Kresy w potrzebie, która od 2011 r., w ramach “Paczki na Kresy” niesie pomoc Polakom mieszkającym w Ukrainie oraz na Litwie, Łotwie i Białorusi.
Czas, rozmowa i… kawałek Polski
Za sprawą Fundacji dwa razy w roku: na Wielkanoc i Boże Narodzenie, do Rodaków zza wschodniej granicy trafia setki paczek z darami. Mąki, ryże, dżemy, makarony, słodycze, a nawet własnoręcznie robione laurki i kartki świąteczne. A wszystko to pieczołowicie zbierane, a potem – przez cały weekend – sortowane i pakowane do kartonów. W akcje zaangażowani są młodzi ze szkół województwa mazowieckiego.
W tym miejscu jednak, ich pomoc dopiero się zaczyna. Po wszystkim Fundacja organizuje wyprawę na Kresy, by uczniowie i harcerze mogli osobiście wręczyć Rodakom zgromadzone dary. Najczęściej tym starszym, samotnym lub schorowanym. Ale młodzi przywożą zza wschodnią granicę coś znacznie ważniejszego od paczek. Przywożą swój czas, uwagę, zainteresowanie, empatię. Aż wreszcie, przywożą kawałek Polski, za którą tamci tak bardzo tęsknią.
Nagle okazuje się, że ta „wiecznie pochylona nad smartfonami” młodzież potrafi wyłączyć Messengera i przemierzyć setki kilometrów, żeby spotkać się z kimś offline, twarzą w twarz. W dodatku tylko po to, by temu komuś pomóc. Ludzie zapraszają nas do swoich skromnych mieszkanek i rozmawiamy, najczęściej w języku polskim. Opowiadają jak się im tutaj żyje, dużo pytają też o nas i o Polskę– mówi Wiktoria, uczennica Zespołu Szkół im. ks. Kard. Stefana Wyszyńskiego w Karczewie. I dodaje: Normą są łzy wzruszenia. Chcąc okazać wdzięczność, częstują nas tym co mają np. serem albo czekoladkami.
Przeczytaj również
Normą są łzy wzruszenia. Chcąc okazać wdzięczność, częstują nas tym co mają np. serem albo czekoladkami
Lekcja historii i najlepsza polska kawa
Wiosną byliśmy na Litwie. 96-letnia pani, u której siedzieliśmy już ponad godzinę, nagle wstała z łóżka i pobiegła ugotować nam garnek kisielu – opowiada Maja, kadetka z LO PUL im. 111 Eskadry Myśliwskiej w Wołominie. Mówiła, że od początku porozumiewa się wyłącznie po polsku, przez co trudno jej załatwić niektóre sprawy w tutejszych urzędach. Ciekawostek, które usłyszeliśmy od niej podczas tego jednego spotkania, nie przeczytalibyśmy w żadnym podręczniku – dodaje.
Wrażliwe serce Mai krajało się, gdy staruszka błagała, by zostali jeszcze na obiedzie i poznali jej syna, który przyjedzie za kilka godzin. Wypuściła nas dopiero jak obiecaliśmy, że jeszcze kiedyś do niej wrócimy i to w tym samym składzie. Na koniec wyznała, że będzie czekała na nas i na tę kawę, co ze sobą przywozimy, bo żadna nie smakuje tak, jak ta z Polski – uśmiecha się Maja.
Ciekawostek, które usłyszeliśmy od niej podczas tego jednego spotkania, nie przeczytalibyśmy w żadnym podręczniku
Będąc na Białorusi, młodzi odwiedzili leżącego, bardzo schorowanego pana – opowiada Agnieszka Skowrońska. Jego córka uprzedziła, że z tatą nie ma kontaktu i żeby nie liczyli na to, że ich w ogóle usłyszy. Mimo to, opiekun harcerzy złapał tego starszego człowieka za rękę i wraz z wolontariuszami złożyli mu życzenia, w reakcji na co… ten ścisnął go za tę rękę. <To Polscy harcerze> – zwróciła się do ojca córka. <Wiem, to są Polacy> – odpowiedział nagle chory, z którym ponoć „nie było już żadnego kontaktu”. Emocji, które towarzyszą nam przy tych spotkaniach nie da się opisać słowami.
ZOBACZ: Rekord prób samobójczych dzieci i młodzieży. Skrajnie niska samoocena i samotność
Patriotyzm organiczny
„Jesteście naszymi aniołami” – słyszą często. Pojawia się też dużo łez – łez wdzięczności, ale i wzruszenia. To robi wrażenie, jak współczesna, technologicznie zaawansowana młodzież styka się ze skrajnym ubóstwem – tłumaczy prezes Fundacji. Za serce chwyta nie tylko to, w jakich warunkach Kresowianie żyją lub że starzy, schorowani ludzie mieszkają w blokach bez wind, w dodatku na najwyższych piętrach. Tym, co najbardziej zapada w pamięć i serce są poruszające historie tych ludzi. Samotność, bo ktoś został tu zesłany, a kto inny stracił rodzinę” – opowiada Hubert, kadet z LO PUL w Wołominie.
Jadąc na Kresy można dotknąć nie tylko tamtej rzeczywistości, ale i historii. Młodzi poznają losy II Rzeczpospolitej, docierają do swoich korzeni, nawiązują z żyjącymi tu Polakami autentyczną więź – mówi Magdalena Daniel, wicedyrektor Zespołu Szkół im. ks. Kard. Stefana Wyszyńskiego w Karczewie. Odwiedzają miejsca pamięci i polskie szkoły na Kresach, a przy okazji doświadczają namacalnie tego, że nasz kraj sięga znacznie dalej, niż widać to na mapie – dodaje.
To taki patriotyzm organiczny – nie gołosłowny, tylko objawiający się w konkretnym działaniu. Dzięki niemu młodzi budują więzi nie tylko z Polakami, ale i z innymi narodowościami – mówi Andrzej Smoliło, opiekun z PUL w Wołominie. Organizowane przez Fundację wyjazdy na Kresy trwają kilka dni. Po spotkaniach z Polakami jest czas na namacalny kontakt z historią. Wilno, Bystrampol, Dyneburg, Liksne – to tylko część miejscowości, które odwiedzają, a w każdej z nich odkrywają przecież jakąś nowy element historycznej „układanki”.
To taki patriotyzm organiczny – nie gołosłowny, tylko objawiający się w konkretnym działaniu. Dzięki niemu młodzi budują więzi nie tylko z Polakami, ale i z innymi narodowościami
Najbardziej wzruszyła mnie wizyta na wileńskim cmentarzu na Rossie, a konkretnie – w kaplicy, w której pochowano powstańców styczniowych z Rusi, Litwy i Polski – wyznaje pan Andrzej. Władze carskie pogrzebały tych skazańców na Górze Zamkowej. Zrobiły to w tajemnicy przed bliskimi i społeczeństwem. Jednak w 2017 r. spadła tam ogromna ulewa, która odsłoniła powstańcze groby. Do pracy przystąpili archeologowie, a potem urządzono uroczysty pogrzeb, przenosząc ciała skazańców właśnie na Rossę, gdzie od tamtej pory można odwiedzać ich mogiłę.
Cegiełka do cegiełki…
Co w takich akcjach jest dla młodych najistotniejsze? Że różni ludzie, różne środowiska i odmienne narodowości potrafią ze sobą współpracować. Że szanują się wzajemnie i dla dobrego celu – potrafią wznieść ponad podziałami. Oczywiście, że czasem woleliby zostać na wygodnej kanapie. Doskonale zdają sobie jednak sprawę, że chodzenie w kapciach nigdy nie da im tyle radości, co założenie wyczynowego obuwia.
Pakowaliśmy na wiosnę świąteczne paczki i tyle tego było, że nie udało się skończyć wszystkiego w jeden dzień – mówi Agnieszka Skowrońska. Martwiłam się, że będzie komu tego zrobić w niedzielę. Jakie było moje zdziwienie, kiedy następnego dnia rano zobaczyłam zmierzającą w moją stronę, 30 osobową ”armię” harcerzy – wspomina. Ci młodzi ludzie poświęcili na dopakowanie tych paczek pół niedzieli – dodaje ze wzruszeniem.
Innym razem, wolontariusze uporządkowali cmentarz żydowski na Litwie. Mieliśmy potem poczucie, że w ten sposób odsłoniliśmy rąbek historii, ale też zadbaliśmy o pamięć tych ludzi. Może to nie są jakieś spektakularne rzeczy, ale jak mówi pan Cezary Jurkiewicz (przyp. red. członek zarządu Polskiej Fundacji Narodowej, która wspiera Fundacje Kresy w Potrzebie): “Każdy kładzie cegiełkę od siebie i z tych pojedynczych cegiełek powstaje potem coś wielkiego” – tłumaczy Maja.
Wykład czy przykład?
Już samo pakowanie paczek łatwe i przyjemne nie jest. To jest fizyczna robota, człowiek działa na dużym zmęczeniu. Ale naprawdę warto podjąć to wyzwanie. Wierzę w to, że dobro wraca! Zresztą ciepło na sercu, które pojawia się, gdy widzę reakcje tych ludzi, wynagradza mi wszystkie trudy – dodaje Wiktoria.
W Fundacji porusza się też temat tej trudniejszej części naszej wspólnej historii. Wiadomo, że w relacjach Polski chociażby z Litwą czy Ukrainą nie zawsze było kolorowo. Dodatkowo zbliża się kolejna rocznica Rzezi Wołyńskiej. Mówimy młodym prawdę, edukujemy i chcemy, by wyciągali z tego własne wnioski – tłumaczy prezes Fundacji. Mam jednak nadzieję, że takie działania jak nasze, fundacyjne – choć w jakimś małym stopniu – kroczek po kroczu, kierują nas w stronę jeśli nie pojednania, to chociaż obustronnego wysłuchania i porozumienia – dodaje.
CZYTAJ: Czy jesteśmy gotowi na przebaczenie? O pojednaniu polsko-ukraińskim pisze Aneta Liberacka
Co robić, by młodym chciało się działać? Zarazić chęcią niesienia pomocy. Ale nie przez wykład, a przez inspirujący przykład – twierdzi Magdalena Daniel. Skoro każdy z nas ma w sobie jakąś iskrę, to nie pozostaje nic innego, jak tylko umieć ją skutecznie rozpalić.
Mam jednak nadzieję, że takie działania jak nasze, fundacyjne – choć w jakimś małym stopniu – kroczek po kroczu, kierują nas w stronę jeśli nie pojednania, to chociaż obustronnego wysłuchania i porozumienia
I nie da się ukryć, że najczęściej to właśnie rodzice i nauczyciele pełnią rolę takich zapalników: samemu zakasując rękawy, podsuwają pomysły i zachęcają do testowania. A młodym naprawdę niewiele trzeba, bo oni wbrew pozorom nie chcą spędzić życia w wygodnych kapciach na nogach. Jak nikt inny, doskonale zdają sobie bowiem sprawę, że szczęścia i spełnienia próżno szukać na kanapie.