Nasze projekty

Nasza katedra płonie

Świat wartości chrześcijańskich umiera na naszych oczach, wypala się jak kolejne katedry we Francji, a my nie wiemy kompletnie, co z tym począć. Uciekać, czy gasić pożar?

Reklama

Moja przyjaciółka Alina Petrowa napisała na Stacji7 tekst pt. Ja zostaję, który był odpowiedzią na deklarację Sławomira Jastrzębowskiego, że on „wychodzi z Kościoła”. Niezwykle bolesna wymiana zdań przyczyniła się jednak do tego, że rozgorzała bardzo ważna dyskusja: czy jest sens zostawać w takim Kościele, w którym obok pięknych postaw ludzi zdarzają się zachowania skandaliczne, bolesne, przestępcze.

Z tej dyskusji wyłoniło się wiele pytań:

Czym tak naprawdę jest Kościół? Co jest naszym krzyżem? Do kogo zgłaszać krytykę? Jaki mamy wpływ na to, by było lepiej? Co każdy z nas może zrobić? Dlaczego biskupi milczą? Czy każdy ma ratować tylko siebie, czy to nie grzech zaniechania?

Reklama

Każdemu z nas wyrywa się serce, boli rozgorączkowana głowa, szarpią się nerwy i jednocześnie czujemy niemoc. Przecież każdy czuje, że robi się coraz trudniej, że nasz świat wartości chrześcijańskich umiera na naszych oczach, wypala się jak kolejne katedry we Francji, a my nie wiemy kompletnie co z tym począć. Uciekać czy gasić pożar? 

Każdy zachodzi w głowę, jak to się stało, że mamy społeczeństwo, które łatwiej przekonać, że tolerancja i miłość bliźniego to szacunek do wyboru płci a trudniej do tego, że świętością jest godność i życie najsłabszych: nienarodzonych, schorowanych, starych.

Jak to się stało?

Oczywiście, że lata zaniedbań duszpasterskich, zaniedbań wiary, nauki, mylenia przez niektórych księży i hierarchów roli namiestnika Chrystusa z rolą przywódcy i rządcy przyczyniły się także do tego stanu rzeczy.

Przyczyn tego, że nasza „katedra płonie”, upatrywałabym jednak o wiele dalej i znacznie szerzej. Tak naprawdę, kiedy świat porwał nas w wir dobrobytu, wszyscy zaczęliśmy tańczyć ten chocholi taniec i tańczyliśmy go tak długo, aż obudziliśmy się w świecie, w którym nowe pokolenie nie rozumie naszych wartości. 

Reklama

Każdy zachodzi w głowę, jak to się stało, że mamy społeczeństwo, które łatwiej przekonać do tego, że tolerancja i miłość bliźniego to szacunek do wyboru płci a trudniej do tego, że świętością jest godność i życie najsłabszych: nienarodzonych, schorowanych, starych. Podzieliliśmy się na dwa zwalczające się plemiona i chyba sami już zapomnieliśmy, o co się kłócimy.

Czego nie zrobiliśmy?

Wszystko dlatego, że nie potrafiliśmy młodemu pokoleniu przekazać Pana Boga, a i sami gdzieś po drodze Go zgubiliśmy. Nie potrafiliśmy przekazać piękna Jego miłości, troski, przebaczenia. Przekazać szacunku do drugiego człowieka, którego Jezus uczył nas we wszystkich swoich przypowieściach, błogosławieństwach i swojej postawie. Przekazać umiejętności pokonywania trudności i cierpień, które wpisane są w życie. Przekazać piękna Krzyża, który jest jedyną drogą do zbawienia, do nadziei, do prawdziwego życia. Nie przekazaliśmy nowemu pokoleniu prawdziwego sensu istnienia – jedynej drogi do Prawdy i Życia, do Jezusa.

Zawiniliśmy wszyscy, gotując sobie świat, w którym liczy się siła, spryt, zabezpieczenie materialnych potrzeb, wygoda, a gdzieś daleko, daleko w tyle został drugi człowiek, zwłaszcza ten, z którym się różnimy. 

Kto zawinił?

Zawiniły rodziny, które ofiarując własnym dzieciom „wszystko”, zapomniały ofiarować Najważniejszego – Boga. Nawoływania Jana Pawła II o to, by bardziej „być” niż „mieć”, dawno gdzieś uciekły w niepamięć. Próśb Prymasa Wyszyńskiego, by szukać tego, co nas łączy, a nie tego, co dzieli, w tej zaciekłości całkiem już nie pamiętamy. Ciągle krzyczymy: ale oni, tamci, inni, my byśmy się poprawili, ale niech też oni się poprawią…

Reklama

Zawinili niektórzy księża i biskupi, którzy nam nie pomogli w kształtowaniu nowego pokolenia a jeszcze bardziej ci, którzy zbrukali nasz Kościół okropnymi czynami i ich tuszowaniem. 

Zawiniła edukacja, która systematycznie odchodzi od piękna, kultury, literatury, rozbudzania wrażliwości a staje się systemem testów, punktów i osiągów, czym ani uczy ani tym bardziej wychowuje. 

Zawinili mężczyźni, którzy coraz bardziej skupieni na sobie zapomnieli, że są wychowawcami narodu, obrońcami rodzin, godności kobiet, nauczycielami szacunku dzieci, nauczycielami modlitwy, wzorem do naśladowania.

Zawiniły kobiety, które tak się zapamiętały w walce o równouprawnienie, że zapomniały o dziedzictwie swoich poprzedniczek, które za tę równość oddawały życie, ale ta równość nie oznaczała zapomnienia, kim jest kobieta, jaka jest jej rola w świecie i jakie najcenniejsze atrybuty.

Zawinił rozwój technologiczny, który odwrócił naszą uwagę od źródeł, od fundamentów i poszliśmy drogą relacji wirtualnych, pseudo-społeczności, nowinek technicznych, seriali, gier, możliwości… zostawiając gdzieś daleko w historii relacje międzyludzkie, prawdziwe emocje, uczucia, troskę, litość, miłość, miłosierdzie.

Zawiniliśmy wszyscy, gotując sobie świat, w którym liczy się siła, spryt, zabezpieczenie materialnych potrzeb, wygoda, a gdzieś daleko, daleko w tyle został drugi człowiek, zwłaszcza ten, z którym się różnimy. Choć wydaje nam się, że jesteśmy tak czuli, bo przecież wpłacamy datki na różne organizacje, „adoptujemy” dzieci gdzieś tam na innych kontynentach, „adoptujemy” zwierzęta (sic!)… Uspokajamy swoje sumienie… Właśnie, a może to o tyle dobrze, że świadczy o tym, że jeszcze, gdzieś tam głęboko je mamy. Sumienie, które się gubi w ferworze tego świata tak jak my i szuka fundamentów na których mogłoby się odbudować.

Potrzeba nam wiary. Potrzeba wierzących księży i biskupów, potrzeba wierzących rodzin. Musimy się obudzić i zacząć wierzyć Bogu.

Jedynym fundamentem, na którym możemy się odbudować, jest Chrystus.

Nasz Kościół żyje. Ciągle jesteśmy wspólnotą. Jesteśmy wspólnotą modlitwy i wspólnej wiary. Przecież wszyscy nawzajem za siebie odpowiadamy. Wystarczy poczytać Dzienniczek Siostry Faustyny, by wiedzieć, jak wielkie znaczenie mamy dla siebie nawzajem. 

Potrzeba nam wiary. Potrzeba wierzących księży i biskupów, potrzeba wierzących rodzin. Musimy się obudzić i zacząć wierzyć Bogu.

Mamy siebie – ludzi wierzących. Mamy sprawiedliwych księży, którzy znaleźli się w sytuacji jeszcze bardziej tragicznej niż nasza. Fałszywie oskarżani, wrzucani do jednego worka z przestępcami, już nie liczą na odbudowę sponiewieranych autorytetów, liczą na wspólnotę wiernych, na to, że razem uda się pociągnąć nas wszystkich w stronę Chrystusa.

Nie rezygnujmy z modlitwy, nie rezygnujmy z Kościoła, nie rezygnujmy z Pana Boga. Gdy Jezus pyta „czy i wy chcecie odejść?”, możemy odpowiedzieć jak wtedy apostołowie – “Panie, do kogo pójdziemy”? 

Eucharystia jest cudem, w którym możemy brać udział codziennie, modlitwa jest taką więzią, której nie znajdziemy nigdzie. Chrystus i Jego Słowo zawarte w Ewangeliach, jest jedynym drogowskazem, który może pokazać nam drogę do drugiego człowieka i do nas samych. Nie rezygnujmy z tego, co dla nas najlepsze. Nie rezygnujmy z Chrystusa.

Proszę, zostańmy w Kościele. Przecież mamy tylko Pana Boga i siebie. „Do kogo pójdziemy?”

Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę