Do spowiedzi przekonał go przyjaciel. Ostatnie chwile Fryderyka Chopina
"Ostatnim tchnieniem wymówił te słowa: „Jestem już u źródła szczęścia!..." I skonał. Tak umarł Chopin! Módlcie się za nim, ażeby żył wiecznie". Ostatnie chwile życia Fryderyka Chopina opisał ks. Aleksander Jełowicki, pisarz i poeta, duszpasterz Wielkiej Emigracji, który odegrał znaczącą rolę w powrocie kompozytora do Boga. Fryderyk Chopin zmarł 17 października 1849 roku.
Chopin, podobnie jak jego emigracyjni towarzysze, nie interesował się życiem religijnym, a z wiary, którą przekazała kompozytorowi matka pozostało tylko „rodzinne wspomnienie”. Zwyczajna przyzwoitość powodowała, że nie szydził ani nie naśmiewał się z rzeczy świętych.
Po powrocie z Rzymu do Paryża ks. Jełowicki zastał przyjaciela z czasów młodości w opłakanym stanie. Chopina dręczyły liczne dolegliwości, a twarz miał „jak alabaster zimną, białą i przejrzystą; a oczy jego mgłą przykryte”. Kapłan martwił się o duszę kompozytora i próbował rozbudzić w nim wiarę, jednak mimo świadomości nieuchronnej śmierci Chopin nie chciał przyjąć sakramentów.
Nie chciałbym umrzeć bez Sakramentów, aby nie zasmucić Matki mej ukochanej; ale ich przyjąć nie mogę, bo już ich nie rozumiem po twojemu
Wspomnienie o zmarłym przyjacielu
Jakiś czas później dr Cruveiller poinformował ks. Jełowickiego, że Chopin może umrzeć, a kiedy przyjaciel – przed którym po raz pierwszy zamknięto dzrzwi do pokoju chorego – w końcu został wpuszczony do kompozytora usłyszał tylko: ,,Kocham cię bardzo, ale nic nie mów, idź spać.”
Nazajutrz przypadały imieniny zmarłego brata ks. Jełowickiego, w intencji którego kapłan ofiarował rano mszę świętą, a jednocześnie prosił: „O Boże, litości! Jeżeli dusza brata mego Edwarda miłą jest Tobie, daj mi dzisiaj duszę Fryderyka! Więc ze zdwojoną troską szedłem do Chopina”.
Przeczytaj również
Ks. Jełowicki zastał Chopina przy śniadaniu, a na wspomnienie o zmarłym Edwardzie – z którym także się przyjaźnił – bardzo się wzruszył.
„Przyjacielu mój kochany, dziś są imieniny mego brata Edwarda.” Chopin westchnął, a ja mówiłem tak dalej: „W dzień mego brata daj mi wiązanie.” „Dam ci, co zechesz”, odpowiedział Chopin, a ja odrzekłem: „Daj mi duszę twoją!” „Rozumiem cię, weź ją!”, odpowiedział Chopin i usiadł na łóżku”.
Szczęśliwy i przemieniony łaską Boga
Chopin wyspowiadał się w potoku łez i z krzyżem w ręku, wpatrując się w ukrzyżowanego Jezusa, i od tamtej chwili „przemieniony łaską Bożą, stał się jakoby innym człowiekiem”.
Tegoż dnia poczęło się konanie Chopina, które trwało dni i nocy cztery. Cierpliwość, zdanie się na Boga, a często i rozradowanie towarzyszyły mu aż do ostatniego tchnienia. Wpośród najwyższych boleści wypowiedział szczęście swoje i dziękował Bogu, że aż wykrzykiwał miłość swą ku Niemiu i żądzę połączenia się z Nim, co prędzej
Przed śmiercią Chopin wielokrotnie przywoływał Maryję i Jezusa. Sakramenty przebudziły w nim wiarę, a do końca czuwał przy nim ks. Jełowicki.
Lekarze, którzy podtrzymywali życie kompozytora usłyszeli: „Puśćcie mię, niech umrę. Już mi Bóg przebaczył, już mię woła do siebie! Puśćcie mię; chcę umrzeć!”.
Fryderyk Chopin zmarł 17 października 1849, a ostatnie słowa, które wypowiedział brzmiały: „Jestem już u źródła szczęścia!…”.