Nasze projekty
Reklama
Fot. Alex Jones/Unsplash

Pogrzebana miłość. Jak zostałam wdową w wieku 33 lat

“W jednym momencie przestałam być żoną, a moje dzieci stały się półsierotami. Odtąd w różnych formularzach musiałam wpisywać nowy stan cywilny: wdowa. W wieku niespełna 33 lat zostałam wdową.” Co czuje wdowa? Jak pomóc jej i osieroconym dzieciom? Swoim świadectwem dzieli się Katarzyna Kuricka.

Jak zostałam wdową?

Tej nocy siedziałam czuwając przy łóżku męża. Nie mogłam go zostawić samego. Choć nigdy wcześniej jej nie widziałam, czułam, że się zbliża. Śmierć. Czekałam na to, co przyniesie czas. Modliłam się, czytałam Słowo Boże, trzymałam za rękę. Trwałam obok. Kiedy przyszła pod nasz dach, z jednej strony poczułam ulgę, że już koniec, ukochany mąż nie musi się męczyć, a z drugiej – bolesny żal, że nie zadział się cud uzdrowienia. Nie spałam rzecz jasna całą noc.

W jednym momencie przestałam być żoną, a moje dzieci stały się półsierotami. Odtąd w różnych formularzach musiałam wpisywać nowy stan cywilny: wdowa. W wieku niespełna 33 lat zostałam wdową.

Pamiętam jak mój mąż cieszył się, że mamy czas na pożegnanie, że śmierć nie przyszła nagle. Taki był. Szukał pozytywów, uczył mnie wdzięczności i zaufania do Pana Boga. Czasem za taką wdzięczność chciałam mu “łeb ukręcić”. Dziś dziękuję Bogu za dar życia mojego męża i to wszystko, czego się od niego uczyłam i uczę, choć jest już tam, po drugiej stronie życia. Wierzę, że jest już na wieki szczęśliwy.

Reklama

Pogrzebana miłość

Śmierć, szczególnie tak bliskiej osoby, jest zawsze traumatycznym przeżyciem. Niezależnie od tego czy przychodzi po latach ciężkiej choroby i teoretycznie można się na nią przygotować (na pewno?) czy zupełnie niespodziewanie w jednej chwili wywraca nasze rodzinne życie do góry nogami. Czy układało się nam dobrze, czy w naszych relacjach z mężami coś szwankowało. To zawsze trauma, z którą trzeba się zmierzyć.

Powiedzieć, że było to dla mnie traumatyczne doświadczenie to mało, to był koniec “tamtej” mnie – mówi Paulina, młoda wdowa. Czasem śmierć męża rzuca na kolana. Czujemy, że nie spotka nas już nic dobrego, a już na pewno nie szczęście. Bywa też, że zakopujemy się z naszymi mężami głęboko pod ziemią na długi czas…

Pogrzebana zostaje “miłość, która była na poziomie sakramentalnym, czyli miała charakter zupełnego oddania siebie w relacji i otrzymywania uczucia, które dawało bezpieczeństwo, feedback, że jest się pięknym i ważnym dla kogoś” – mówi ks. Adam Bajorski MSF, współprowadzący rekolekcje dla młodych wdów “Nowy Początek”. Odpływają marzenia o macierzyństwie, wspólne wychowywanie dzieci, plany na czasy, kiedy dzieci “wyjdą z domu”, fotele bujane, w których siedzielibyśmy na emeryturze czytając te wszystkie nagromadzone przez lata nieprzeczytane książki i wiele innych rzeczy czy spraw, których już wspólnie nie doświadczymy.

Reklama

Ledwo stoimy na nogach, widzimy, funkcjonujemy lepiej lub gorzej. Niedowierzamy. Pytamy. Wątpimy w sens. Staramy się pracować albo chowamy się głęboko pod kołdrą. Jak mówi “nasza” Asia, prowadząca rekolekcje dla młodych wdów: “W pierwszym roku żałoby jest bardzo źle, a w drugim po prostu źle”. 

Podwójna żałoba

Do tego wszystkiego dochodzą jeszcze nasze dzieci lub patrząc z innej strony – brak potomstwa. Jedne z nas są mamami, inne nie. W obu przypadkach nasza żałoba jest podwójna. Przeżywamy stratę męża i równocześnie stratę taty naszych dzieci lub szansy na macierzyństwo.

Nie wiem jak nazwać uczucie, które pojawia się w Tobie gdy widzisz, że Twoje koleżanki witają na świecie dzieci, a ty w tym czasie żegnasz męża – ogromy żal, poczucie niesprawiedliwości, tęsknotę, osamotnienie, brak zrozumienia? – wspomina Paulina, młoda wdowa.

Reklama

Te z nas, które dzieci mają, wiedzą jaki to ból patrzeć na ich przeżywanie żałoby, towarzyszenie im. Problemy z emocjami, tożsamością, poczuciem wartości. Czasami staramy się zastąpić im tatę – być jednocześnie mamą i tatą. Nie jesteśmy w stanie oczywiście tego zrobić. Szukamy wujków, którzy nauczą ich jak wbijać gwoździe, zabiorą na męską wyprawę. Płaczemy razem z nimi nie rozumiejąc. Przytulamy. Towarzyszymy gdzieś zza drzwi pokoju, w którym się zamykają.

Towarzyszenie naszym dzieciom trudniejsze jest jeszcze bardziej w te dni, które o śmierci nam przypominają: święta, rocznice, Dzień Taty, te wszystkie szkolne i przedszkolne uroczystości. Mój synek ostatnio śpiewał na przedstawieniu: “Pojedziemy razem z tatą, razem z mamą na wakacje”. No nie! Nie pojedziemy z tatą! Mi się serce kroiło, ale on sam jeszcze nie rozumie na tyle, żeby sprawiało mu to smutek. Przyjdzie na to czas zapewne.

To taka nasza podwójna żałoba. Żałoba wdów mam i wdów bezdzietnych. Żałoba, którą warto dobrze przeżyć po to, żeby grób nas nie wciągnął, żeby “nie gromadzić się ostatecznie wokół śmierci”, jak podkreśla ks. Adam Bajorski MSF.

Nowy początek młodej wdowy

Nasze nowe początki są przeróżne. Jedna kończy budowę domu, inna wraca do pracy po wielu latach “siedzenia” w domu z dziećmi. Odkrywamy nasze pasje, prawdziwie szukamy naszego powołania. Zmieniamy zawód, zapisujemy się na kursy, szkolenia, studia. Rozwijamy się.

Bywa też tak, że z wdów na nowo stajemy się żonami. Jedną z takich osób jest Izabela. Po tym, jak rozpoczął się na rekolekcjach proces uzdrowienia jej serca, pomimo różnych nastrojów zaczęła modlić do św. Józefa, by spotkała “mężczyznę, z którym mogłaby dzielić życie”. Podczas pandemii poznała obecnego męża Roberta – wdowca z dwiema córkami. Są małżeństwem od roku i wychowują pięcioro dzieci.

Jak towarzyszyć wdowom? 

Jesteśmy stworzeni do relacji. W relacji żyjemy zwyczajnie, każdego dnia. Kiedy kończy się jakaś bardzo ważna dla nas relacja, z różnych powodów, kończy się równocześnie jakaś część nas. Większa bądź mniejsza. Potrzeba wtedy obecności, innych relacji. Oczywiście nie w zastępstwie tamtej, ale po to, żeby samotność, strata nie była tak bolesna, po to, żeby się w niej nie zamknąć i wreszcie po to, żeby dać nadzieję. Już sama obecność innej osoby, jej troska o nas łagodzą ból straty. To moim zdaniem pierwsza i najważniejsza, obok oczywiście modlitwy, odpowiedź na pytanie: “Jak towarzyszyć wdowom?”. Obecność drugiej osoby.

Musi być ona oczywiście mądra. Ja sama, choć mam doświadczenie straty, nadal zadaję sobie pytanie jak być przy kimś, kto cierpi. Przecież każdy z nas jest inny. Ekstrawertyk będzie miał inne potrzeby niż introwertyk. Jestem jednak przekonana, że żadna wdowa nie potrzebuje rad (chyba, że sama o nie poprosi). Potrzebujemy wysłuchania, jeśli chcemy mówić, przytulenia (dla mnie osobiście dotyk był jedną z najbardziej odczuwalnych strat po śmierci męża), często po prostu obecności bez słów, cichych, nienachalnych zaproszeń, propozycji i zrozumienia, że możemy nie panować nad naszymi reakcjami, słowami, emocjami.

Bywa tak, że wdowy słyszą z różnych stron całkiem odmienne komunikaty: ‘Nie powinnaś zamykać się w domu – całe życie przed tobą” i “Gdzie ty tak ciągle latasz? Szybko doszłaś do siebie…”. Jest wiele tekstów, które pogłębiają przeżytą traumę, choćby: “Musisz być silna dla dzieci”. Raczej słuchajmy niż mówmy. Jeśli mówimy, to mocno nad słowami się zastanawiajmy.

Oprócz obecności można także wspomagać wdowy finansowo, jeśli mamy taką możliwość. To jest bardzo ważne, szczególnie wtedy, kiedy sytuacja tego wymaga. Ja sama wiem jak bardzo pomoc finansowa była dla mnie ważna, jak wiele trosk ze mnie zdjęła. Na pewno jednak nie dla każdej wdowy będzie łatwe przyjąć taką pomoc. Otrzymywania, brania trzeba się nauczyć.

Pocieszanie. Tak czy nie?

Czy i jak pocieszać wdowy? Zapytałam o to ks. Adama, który odpowiedział, że od samego początku, razem z Asią, stwierdzili, że nie ma dobrego pocieszenia w tak dramatycznej sytuacji, w której znalazła się wdowa, dlatego nie ma się co na to silić. “Założenie było jedno: zaprosić do tego wydarzenia Pana Jezusa. On będzie nakładał na takie styrane serce taki balsam ze swojego miłosierdzia, swojej łagodności”.

Towarzyszenie wdowom to nie tylko dawanie. Ks. Adam od wdów uczy się “jak można przy pomocy wyciągniętej ręki przez Mistrza stanąć na nogi. Jak można wrócić do życia. To odradzanie się życia w sercach tych młodych, pięknych kobiet jest poruszające. I to co mówimy na rekolekcjach: «Jest życie po życiu!», uczy mnie jeszcze głębszego poszukiwania uzasadnienia mojej relacji z Bogiem.”

“Boże, wspomóż mnie samotną…”

Tak sobie myślę, że każdy ostatecznie doświadcza samotności, nawet w najlepszym małżeństwie. Jest wiele, mniejszych lub większych strat na naszej drodze życiowej. Wszystkich tych, którzy czują się samotni, odrzuceni, porzuceni oraz wszystkie wdowy i wdowców, młodszych i starszych oddaję Bogu w modlitwie. Tylko w Nim nadzieja i nowy początek. 

“Panie mój, Królu nasz, Ty jesteś jedyny, wspomóż mnie samotną, nie mającą oprócz Ciebie [żadnego] wspomożyciela […] O Boże potężny nad wszystkimi, wysłuchaj głosu pozbawionych nadziei i wyratuj nas z ręki niegodziwych, mnie zaś uwolnij od mego lęku” (Est 4, 5b.8b)

Reklama

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Zatrudnij nas - StacjaKreacja