Ks. Iżycki, dyrektor Caritas: “Państwo jest zobowiązane do obrony granic. My, do niesienia pomocy”
“Czasem pojawiają się propozycje aby wysłać imigrantów do innych krajów i tam płacić za ich utrzymanie. To jest bez sensu. Sama relokacja nic nie da. Człowieka nie można „relokować“ wbrew jego woli. To nie jest towar” - mówi ks. Marcin Iżycki, dyrektor Caritas Polska. Dziś Międzynarodowy Dzień Dobroczynności.
Marcin Makowski: Pandemia, wojna w Ukrainie, inflacja, kryzys migracyjny. Czy ma ksiądz poczucie, że to dwie najtrudniejsze kadencje od czasu reaktywacji Caritasu w 1990 roku?
Ks. Marcin Iżycki, Caritas Polska: Myślę, że tak. Nikt z żyjących nie pamięta doświadczenia podobnego do pandemii, tak długiej izolacji, lockdownów. Również kryzys na granicy polsko-białoruskiej, który okazał się preludium do wojny w Ukrainie, był czymś nowym. Sama wojna, na taką skalę, nie była widziana w Europie od ponad 70. lat.
Jak te wydarzenia zmieniły Caritas?
Wielokrotnie musieliśmy przystosowywać to, jak pomagamy, do ciągle zmieniającej się sytuacji. Znacznie zwiększył się zakres pracy związany z uchodźcami i migrantami. Gdy przychodziłem, tym tematem zajmowała się jedna osoba. Obecnie w całej Polsce do wsparcia kwestii uchodźczych zatrudniliśmy kilkaset osób w 32 centrach regionalnych oraz hubach transgranicznych. A to i tak mało, gdy weźmiemy pod uwagę, że od ubiegłego roku przez nasz kraj przeszło około dziesięć milionów obywateli z Ukrainy czy Białorusi. Pozostało ich niespełna półtora miliona, z czego wielu nadal potrzebuje pomocy albo nie ma gdzie wracać.
Sytuacja wojenna sprawiła, że Caritas Polska musiała się rozwinąć, zatrudnić specjalistów, którzy znają się na tej tematyce i mają doświadczenie. Co warto podkreślić, to fakt, że w związku z pomocą Ukrainie – którą szacujemy na ponad 600 mln zł pomocy rzeczowej i finansowej w Polsce i za granicą – nie zamknęliśmy żadnego z naszych dotychczasowych projektów. Równocześnie nieustannie się profesjonalizujemy, utworzyliśmy np. dział ryzyka i compliance, monitorujemy i ewaluujemy realizację zadań przez naszych pracowników.
To wszystko brzmi, jakby odpowiadał ksiądz za ogromną korporację. Ale przecież Caritas jest instytucją kościelną, czym w takim razie różni się od przedsięwzięć świeckich?
Często zadaję sobie to pytanie. Kierunek, który obraliśmy może się wydawać korporacyjny, ale inaczej się nie da, gdy mówimy o tak ogromnej instytucji, operującej w skali globalnej. W samej Polsce Caritas zatrudnia 27 tys. osób plus kilkadziesiąt tys. wolontariuszy, prowadząc „okna życia“, domy dziecka, świetlice środowiskowe, domy samotnej matki, jadłodajnie, zakłady opieki leczniczej, warsztaty terapii zajęciowej, środowiskowe domy samopomocy, hospicja, schroniska dla bezdomnych, łaźnie czy ośrodki terapeutyczne. Towarzyszymy najbardziej potrzebującym od początku do końca ich życia, i żeby robić to skutecznie, musimy wprowadzać standardy zarządzania znane z największych firm, dostosowując się do tego, jak działa Caritas Internationalis. Ba, do pracy w Caritas Polska często przychodzą ludzie, którzy zostawiają prace w korporacjach – właśnie dlatego, że jednak widzą między tymi światami różnicę.
Na czym ona polega?
Pamiętamy o naszych korzeniach. W Caritas Polska możemy brać udział w codziennej Eucharystii, uczestniczyć w modlitwie „Anioł Pański” czy w rekolekcjach i dniach skupienia. Te rzeczy są bardzo ważne dla naszych pracowników. Łączymy działanie w świecie i dla świata, z regułami, do których obliguje nas Ewangelia. To też fakt, że jesteśmy bardzo blisko drugiego człowieka. Ludzie mówią często, że Caritas to praca z misją.
Przeczytaj również
“Państwo broni granic. My niesiemy pomoc”
A co z Ewangelią, gdy przychodzi do podejmowania dramatycznych decyzji tu i teraz? Zwłaszcza, gdy rzecz dotyczy presji migracyjnej na granicy z Białorusią – często sterowanej z Mińska. Jak pogodzić miłosierdzie z geopolityką?
Jak? Respektować panujące w kraju prawo. Państwo jest zobowiązane do obrony swoich granic. My, do niesienia pomocy. Te rzeczywistości można połączyć, np. poprzez pomoc migrantom, którzy już przekroczyli granicę. Nie wywoziliśmy ich samochodami, ale zakładaliśmy np. „namioty nadziei“. Pomagaliśmy doraźnie jedzeniem i odzieżą przekazaną Straży Granicznej. Nie zapominaliśmy również o najbiedniejszych mieszkańcach regionu przygranicznego. Miałem okazję odwiedzić wszystkie parafie graniczne w archidiecezji białostockiej, wyjaśniałem nasz sposób działania, nikogo nie zostawiliśmy bez wsparcia. To są naturalne odruchy serca, gdy widzimy, że ktoś cierpi.
Były też takie instytucje, które szły kilka kroków dalej, aktywnie pomagając w przedostaniu się do Polski. Nawołujące do otwarcia granic.
Mam szacunek do innych instytucji, które starają się pomagać. Nie chciałbym ich oceniać, niech przepuszczają swoje działania przez filtr własnego sumienia. Warto jednak zaznaczyć, że pomaganie nie może się skończyć, gdy problemy przestają być medialne.
A propos medialności, gdzie jeszcze, poza Ukrainą, działa Caritas Polska za granicą?
Nie skupiamy się tylko na Ukrainie, pomoc żywnościową oraz medyczną oferujemy również w Ameryce Południowej, głównie w Wenezueli i Kolumbii, na Bliskim Wchodzie, w Syrii, Libanie czy Palestynie oraz w Afryce – ostatnio w Burkina Faso, Kamerunie, Sudanie i Rwandzie oraz m.in. na Półwyspie Arabskim w Jemenie. Niestety ludzi potrzebujących jest z roku na rok coraz więcej. Niedawno wróciłem z Jemenu, widzimy skutki wojny. Ten kraj w ok. 50 proc. korzystał ze zboża z Europy Wschodniej, z Rosji i Ukrainy. Nagle został od niego odcięty. Wracając do Afryki. Nawarstwiające się problemy tego kontynentu są szerszym problemem, związanym m.in. z brakiem odpowiedzialności państw Zachodu, które przez lata grabiły te ziemie będąc kolonizatorami czy brakiem pomysłu na efektywną pomoc. A kluczem do rozwiązania kolejnych fal kryzysu migracyjnego jest pomoc na miejscu. Bo ci ludzie często nie mają dobrych warunków mieszkaniowych, ale oglądają telewizję albo korzystają z internetu. Widzą, jak się żyje w USA czy w Europie i chcą takiego życia. Widzimy, że Państwa Bogatej Północy często nie mają spójnej strategii pomocy i asymilacji migrantów i dochodzi do pęknięcia, agresji, poczucia obcości, nawet w kolejnych pokoleniach.
“Człowiek to nie jest towar”
Mówi ksiądz o polityce względem migrantów, w Polsce ta kwestia zostanie poddana pod głosowanie w referendum. Mowa o „przymusowej relokacji” w ramach Unii Europejskiej. Jak ocenia ksiądz podobne inicjatywy?
Pomysłów na reagowanie na problemy jest wiele, nie zawsze rozsądnych. Czasem pojawiają się propozycje aby wysłać imigrantów do innych krajów, np. do Rwandy i tam płacić za ich utrzymanie. To jest bez sensu. Sama relokacja nic nie da, ludzie szturmujący polską granicę chcieli iść dalej. Jeżeli ich wyślemy pod Warszawę, i tak prędzej czy później będą chcieli trafić do Berlina albo Sztokholmu. Pamiętajmy również, że człowieka nie można „relokować“ wbrew jego woli. To nie jest towar.
A co z osobami, które już nielegalnie dostały się do Europy? Czy należałoby je odsyłać do kraju pochodzenia?
Tutaj nie ma łatwych odpowiedzi, ale uważam, że nie jest rozwiązaniem odsyłanie ludzi, którzy często ledwo przeżyli, przeszli przez piekło, do państwa, gdzie nie ma dla nich przyszłości. Przecież pracy w Europie i krajach bogatych nie brakuje.
Czyli zostawić tych ludzi w zamian za tanią siłę roboczą?
Absolutnie nie, ale trzeba rozpoznać ich talenty i dać szansę na rozwój, z pożytkiem dla całego społeczeństwa. Trzeba pomóc tym ludziom zintegrować się.
Kto weźmie odpowiedzialność za tych, którzy się nie zasymilują?
To rola państwa i jego służb oraz ogromne, realne dylematy. Każdy przypadek powinien być rozpoznany indywidualnie.
“We wszystkim trzeba zobaczyć człowieka”
W przypadku kryzysu migracyjnego, w debacie publicznej padał argument – dlaczego katolicy nie chcą wpuszczać osób z Bliskiego Wschodu? Dlaczego budują mury, skoro Jezus ze swoją rodziną też był uchodźcą? Czy te przypadki są podobne?
I tak, i nie. Historia Jezusa jest osadzona w konkretnej rzeczywistości sprzed dwóch tysięcy lat. Jego postawa uczy nas przede wszystkim jednego – mamy zawsze pomagać drugiemu człowiekowi.
O ile mi wiadomo, w przypadku Świętej Rodziny mieliśmy do czynienia z legalną migracją, a następnie powrotem do ojczyzny.
Myślę, że nie to jest istotą historii Świętej Rodziny, dlatego ja bym takich analogii nie robił. Jezus pokazuje nam, że mamy być otwarci na innych. Może się zdarzyć, że ktoś ucieka przed agresją, szuka nowego domu, pracy i godnego życia. I jako chrześcijanie powinniśmy być na te potrzeby wrażliwi. Ale mamy też być nieskazitelni jak gołębie, a roztropni jak węże – rozmawiamy o bardzo trudnej sytuacji, w której potrzeba też mądrej oceny i zadbania o bezpieczeństwo państwa. A tu ważne są systemowe rozwiązania prawne. Wiem jednak, że we wszystkim trzeba zobaczyć człowieka.
Ale czy Jezusa? Bo słyszałem wiele razy, że gdy ktoś umierał przy naszym płocie granicznym, umierał w nim Jezus. Czy to nie jest szantaż moralny?
Zobaczyć Jezusa to znaczy mieć wrażliwość na drugiego człowieka. I my staramy się robić to, co do nas należy – nieść pomoc tak, jak jest to możliwe.
“Jest trudniej niż rok temu”
W takim razie zapytam o pomoc tu i teraz. Polska przechodzi przez falę inflacji, ubóstwa energetycznego – to wszystko odcisnęło się na naszych budżetach. Czy widzi ksiądz różnicę w skali oferowanego wsparcia w kraju?
Tak, widać że żyje się trudniej. Jesteśmy po finale naszego wieloletniego programu „Tornister pełen uśmiechów”, i wyprawek potrzeba więcej, niż do tej pory. Pomimo programów socjalnych. Więcej osób przychodzi do jadłodajni, dostaję więcej próśb o pomoc z różnych stron. Może jeszcze tego nie widać, bo zacisnęliśmy pasa podczas pandemii. Jest trudniej niż rok temu i oby sytuacja nie była jeszcze gorsza.
A może być?
Oczywiście. Obserwujemy dość duże spowolnienie gospodarcze i miejmy nadzieję, że dołek koniunktury właśnie minęliśmy w II kwartale. Ale istnieje ryzyko, że słaba sytuacja makroekonomiczna utrzyma się jeszcze jeden czy dwa kwartały, odciskając piętno na wynagrodzeniach Polaków. Podobnie z inflacją. Problem inflacji wciąż nie jest w pełni rozwiązany.
“W pomaganiu nie ma konkurencji”
Czy pogorszenie się wizerunku Kościoła w Polsce odciska się również na wizerunku Caritasu? Czy spotyka się ksiądz z niechęcią, ze względu na religijny charakter instytucji, którą kieruje?
My cały czas powtarzamy, że Caritas jest „miłosiernym ramieniem Kościoła”- nie wstydzimy się tego, i nie widzimy niechęci. Wysłaliśmy niedawno do naszych darczyńców list z informacją o naszej działalności, to było ponad sto tys. listów, ale zwrot, z adnotacją, żeby nie pisać, dostaliśmy może od kilkudziesięciu osób. W ubiegłym roku otrzymaliśmy nagrodę „Top Marka“ w kategorii projektów charytatywnych. To jest sygnał dla darczyńców, że warto z nami pomagać. Działamy kompleksowo.
Nie obawia się ksiądz, że ktoś powie, że „licytujecie się na dobroczynność“?
Nie obawiam, bo w pomaganiu nie ma konkurencji. Dla nas inne organizacje pomocowe są przyjaciółmi, każdy działa tak, jak uważa. Wolałbym również, aby politycy nie robili porównań między Caritas a Wielką Orkiestrą Świątecznej Pomocy, bo one nikomu nie służą.
Z Jurkiem Owsiakiem się ksiądz zna?
Osobiście nie miałem okazji, natomiast wysyłamy do siebie kartki na święta. Wspomogliśmy WOŚP obrazem na licytacje, otrzymaliśmy za niego podziękowania, które wiszą przed moim gabinetem. W trakcie pandemii, Orkiestra ułatwiła nam kontakt z jedną z firm medycznych, od której chcieliśmy kupić specjalistyczny sprzęt. Krótko po wybuchu wojny w Ukrainie, WOŚP otworzyła namiot przy Dworcu Warszawa Wschodnia, a my zaopiekowaliśmy się tam strefą matki i dziecka. Prowadzimy również wspólny projekt z Polską Akcją Humanitarną. Gdy razem możemy zrobić coś dobrego – róbmy. Jesteśmy też pomysłodawcami Forum Dobroczynności, na którym dyskutujemy m.in. o najbardziej efektywnych formach pomocy czy sposobach pozyskiwania na nią środków. Pomoc nie powinna mieć barw politycznych czy narodowościowych.