Samotność przy świątecznym stole
Można siedzieć przy jednym stole i nie być widzianym. Najedzeni po czubek nosa, ludzie nadal mogą być głodni relacji. I pragnąć prawdziwej wymiany, która wydarza się wtedy, gdy spadają maski.
Dom, spotkanie, bliskość – czyli Boże Narodzenie. W wymarzone święta nikt nie jest sam. Jednak gdyby sprawdzić, co jest największym cierpieniem właśnie w tym czasie, mogłoby się okazać, że samotność. Przeżywana na różne sposoby, ale podobnie dotkliwa.
Obecność to nie to samo co bliskość
Osamotnienie dotyka fundamentalnej potrzeby więzi z drugim człowiekiem. I to nie jednym. By żyć szczęśliwie, potrzebujemy wielu karmiących nas, dobrych więzi. Choćby życie niosło rozczarowania i dramaty, bliskość prawdziwie nas ratuje. Chroni, wspiera, dodaje sił. Dzięki niej czujemy się widziani i słyszani.
Ludzie, których nikt nie dostrzega, gasną. Stają się przezroczyści. Nie da się być ważnym dla siebie, nie mając doświadczenia bycia ważnym dla innych. Dla chociaż jednego drugiego.
ZOBACZ: „Dwa lata temu żegnałam Tatę, a potem rozpoczął się najtrudniejszy czas w moim życiu”
Bliskość jest możliwa przy barszczyku z kartonu!
Nawet jeśli spędzamy święta w towarzystwie krewnych, niekoniecznie będzie to znaczyło doświadczenie bliskości. Można siedzieć przy jednym stole i nie być widzianym. Ze swoimi potrzebami, lękami, pięknem i bólem. W grudniu w sieci krążą dowcipy rysunkowe z naruszającymi granice pytaniami ciotek: „a co ty jeszcze męża nie masz?” lub „a kiedy dzieci?” i komiksy z powierzchownymi rozmowami nad zastawionym stołem: „jeszcze serniczka?”.
Przeczytaj również
Najedzeni po czubek nosa, ludzie nadal mogą być głodni relacji. I pragnąć prawdziwej wymiany, która wydarza się wtedy, gdy spadają maski. Można być bezbronnym – nie wiedzieć, nie umieć, nie dawać rady i zostać w tym przyjętym. Otoczonym empatią jak serdecznymi ramionami. To coś, co może wydarzyć się przy barszczyku z kartonu i jednym pierogu z garmażerki.
ZOBACZ: „A kiedy wesele?” Jak radzić sobie w singielstwie?
Puste miejsce przy stole
Trudno jest też świętować, gdy obok mamy puste miejsce przy stole po kimś, kogo kochaliśmy. Kogo chciałoby się uściskać i przytulić. Jak wiele potrzeba okazać sobie samemu życzliwości i szacunku, by pozwolić, by ten smutek nad stratą nas otulił i pokazał, jak ważna i droga była dla nas ta osoba. Jak wiele wniosła do naszego życia. Nawet jeśli była nienarodzonym dzieckiem, którego twarzą w twarz nie spotkaliśmy. Dobrze jest pamiętać, że w święta brak i żałoba odezwą się mocniej – i tak zaplanować ten czas, by znalazło się w nim to, czego potrzebujemy naprawdę – ludzi i relacji.
Porzucony i opuszczony w relacjach
Jest też świąteczny smutek samotności osób porzuconych i opuszczonych. Unoszący się razem z obłokiem wstydu i tym większego poczucia pomniejszonej wartości osobistej, im bardziej dramatyczne były okoliczności rozstania. Dobrze i tu zdecydować, gdzie poczujemy się bezpieczni z naszym bólem. Gdzie znajdziemy pełną szacunku obecność bliskich, bez komentarzy, ale i bez przymusu udawania, że nic się nie stało.
CZYTAJ: Pustka i ból po utraconych relacjach. Jak sobie z nimi radzić?
Tylko jedno nakrycie, czyli fizyczna samotność
I wreszcie świątecznym doświadczeniem może być fizyczna samotność, gdy z nikim się nie spotkamy. I może być tak, że wigilijna wieczerza to naprawdę tylko jedna osoba przy stole. Z obolałym sercem, nieważna dla świata.
W jakikolwiek sposób by nie brać samotności do rąk, ma ona swoje bardzo złożone powody i o ile nie jest wyborem („na święta chcę odpocząć od wszystkich”), oznacza ogromne cierpienie. Najczęściej także cierpienie jest jej punktem wyjścia. Obojętnie, czy są to tragiczne wydarzenia w wyniku których ukochani ludzie odeszli, czy przeżycia, które spowodowały lęk przed bliskością i zamknięcie w sobie.
Zamiast recept – dwie prośby
Dlatego zamiast podawać receptę, napiszę tylko o dwóch prośbach. Pierwsza – to prośba do osób doświadczających bólu osamotnienia. Spróbuj ochronić siebie przed powiększaniem swojego cierpienia. Przed samooskarżeniem, że to twoja wina, że użalasz się nad sobą, albo że jesteś kimś niewystarczającym. Otul siebie życzliwością. W tę bożonarodzeniową noc cudów, gdy na świat przychodzi Ten, który zachwycił się tobą zanim zaczęło się twoje życie – pomyśl o sobie: „jestem cudem”. On chce cicho przyjść do ciebie i wysłuchać twojego bólu. I zaopiekować się nim z delikatnością i współczuciem. A jeśli poczujesz odwagę, by uchylić drzwi swojego serca i wpuścić tam kogoś – sprawdź, czy nie da się znaleźć choćby jednej osoby, dzięki której ten czas będzie mniej samotny. Może się zdarzyć, że gdy podejmiesz ryzyko odsłonięcia siebie, doświadczysz wspólnoty z drugim człowiekiem. Może okaże się, że obdarowałeś sobą kogoś, gdy sam także najbardziej potrzebowałeś towarzystwa. Bo może bywa tak, że gdy odważamy się prosić o obecność i potrzebować – wzbogacają się obie strony.
Druga prośba – do tych, którzy miewają się dobrze i pragną się dobrem dzielić. Miejcie czujne spojrzenie, które znajdzie tych niewidzianych z bólem swojej samotności. Czasem to będzie ktoś przy drugim końcu stołu, do kogo można podejść i zapytać: „co u ciebie?” albo razem popatrzeć przez okno. Czasami sąsiad albo sąsiadka, któremu można zanieść miskę pierniczków. Może zechcecie kogoś samotnego zaprosić do stołu. Odwiedzić w szpitalu. Każdy gest może być jak gwiazda betlejemska, która rozbłyśnie w ciemnej nocy samotności. Dowód na istnienie Boga, który nie zapomina o nikim.