Nasze projekty
Fot. Materiały Wydawnictwa Esprit

Ona – cicha i introwertyczna, on -aktywny i ekstrawertyczny. Jacy byli Wiktoria i Józef Ulmowie?

"Wiktoria była cicha, introwertyczna, bardzo gościnna, ciepła i kochająca. Józef był jej przeciwieństwem - aktywny i ekstrawertyczny. Miał takie cechy charakteru, które nie pozwalały mu nie działać" - opowiada Agnieszka Bugała, autorka książki "Ulmowie. Sprawiedliwi i błogosławieni".

Reklama

Przemysław Radzyński: W swoje najnowszej książce opisuje Pani historię rodziny Ulmów, która została zamordowana za to, że na strychu swojego domu ukrywała ośmioro Żydów. 10 września ta 9-sobowa rodzina zostanie beatyfikowana. Naszą rozmowę rozpocznę od cytatu: Kluczem do zrozumienia tego, co zrobili Wiktoria i Józef Ulmowie, nie jest ich męczeńska śmierć, bo z całą pewnością nie chcieli umierać. Nie jest też sam fakt ukrywania Żydów – choć jest to bezsprzeczne i heroicznej próby bohaterstwo. Kluczem jest ich codzienne, ciche, dobre, zwyczajne życie, które wydało owoc nadzwyczajnej gościnności w ekstremalnie niebezpiecznych warunkach i otwarcia na ludzi potrzebujących pomocy. No właśnie, jak wyglądało to zwykłe, codzienne życie rodziny Ulmów? Kim byli Józef i Wiktoria?

Agnieszka Bugała: Przygotowując się do beatyfikacji, która w Markowej odbędzie się 10 września, na tym cytacie moglibyśmy zakończyć, żeby pomóc pielgrzymom wejść w ciszę, zasłuchać się, wejść w to wydarzenie. Ale rzeczywiście wybierając się do Markowej lub nie, czy przeżywając w inny sposób niedzielę 10 września, warto wiedzieć, co się wydarzyło i kogo Kościół chce błogosławionym ogłosić.

Ja jestem zachwycona zarówno Wiktorią, jak i Józefem. Dzieci były młodsze, więc ten zachwyt dotyczy bardziej sposobu, w jaki były prowadzone, wychowywane. Wiktoria i Józef to są dla mnie osoby, którym od kilku miesięcy nie tylko bacznie się przyglądam, ale których szczerze podziwiam. Naśladować, to chyba za duże słowo, ale jest dużo takich elementów w ich życiu, które odkryłam i mnie zachwyciły. Wydaje mi się, że naszym czytelnikom też mogą po pewnym czasie stać się bliskie i mogą się przydać.

Odpowiadając na twoje pytanie: Kim oni byli? Oboje urodzili się tu, w Markowej. Józef w 1900 r., jego żona Wiktoria w 1912 r. Pobrali się 7 lipca 1935 roku. Różnica wieku między małżonkami była stosunkowo duża. Wiktoria była cicha, introwertyczna, bardzo gościnna, ciepła i kochająca. Józef był jej przeciwieństwem, przynajmniej jeśli chodzi o niektóre z cech. Też był gościnny i uczynny, ale był aktywny i ekstrawertyczny. Ja nie wiem, czy dzisiaj byśmy mu zdiagnozowali ADHD. Miał takie cechy charakteru, które nie pozwalały mu nie działać. Musiał być w nieustannej aktywności. Był miejscowym społecznikiem, angażował się absolutnie we wszystkie nowinki społeczno-polityczno i gospodarcze, które w Markowej wtedy miały miejsce. Wiele z nich sam inicjował, więc taki tytuł „Leonarda da Vinci Markowej”, który gdzieś powoli próbuje przylgnąć do Józefa, jest mu jak najbardziej zasadnie przyznany.

Reklama
Fot. Materiały Wydawnictwa Esprit
Fot. Materiały Wydawnictwa Esprit

Zobacz książkę „Ulmowie. Sprawiedliwi i błogosławieni” autorstwa Agnieszki Bugały, Wydawnictwo Esprit.

Mam jeszcze jedno skojarzenie. Od razu jak przeczytałem Pani książkę, zobaczyłem, że Józef jest innowatorem. Sam konstruuje radio, aparat, hoduje jedwabniki. Pomyślałem sobie, że ta jego kreatywność, twórczość jest podobna do kreatywności ojca Maksymiliana Kolbe.

Podobieństwo jest uderzające. Oczywiście tutaj człowiek świecki, więc i spektrum działania zupełnie inne i też możliwości inne, czasami mniejsze. Ale rzeczywiście w tym profilu charakterologicznych kandydata na ołtarze widać ogormne podobieństwo do tego świętego. Przyznaję rację.

W książce kreśli Pani również kontekst społeczno-kulturowy oraz historyczny tamtych czasów. Rozumiem, że on jest niezmiernie istotny dla zrozumienia tego, co się w Markowej wydarzyło oraz do zrozumienia postawy Ulmów? W historię Markowej, w którą wpisana jest społeczność żydowska, która funkcjonowała i współżyła z Polakami, mimo różnic kulturowych. Jak tę sytuację zmieniła rzeczywistość okupacji niemieckiej w czasie II wojny światowej?

Odpowiadając najkrócej na ostatnią część pana pytania, zmieniła z jednej strony zasadniczo, a z drugiej patrząc na postawę rodziny Ulmów i innych mieszkańców Markowej – właściwie się nie zmieniła. Żeby zrozumieć, dlaczego są dwie odpowiedzi na to jedno pytanie, potrzebujemy kontekstu. Według historyków Żydzi pojawili się w Markowej mniej więcej w XIV w., taką informacje w przekazie ustnym przekazywano jeszcze do lat 40. XX wieku. 

Reklama

Historia ich obecności tutaj jest bardzo długa. Na tak zwanej krzyżówce w Markowej, czyli tam, gdzie krzyżuje się droga z Łańcuta do al. Biegowej – mieszkańcy doskonale się w tym orientują, a tych, którzy się nie orientują, zachęcam, żeby to na mapie dokładnie zobaczyć – stała karczma prowadzona przez rodzinę żydowską. Rodzina miała mieć na nazwisko Hoff. Mieszkańcy, którzy z okolicznych wsi dojeżdżali do Łańcuta na różnego rodzaju jarmarki albo na zakupy, mogli je zrobić tylko w Łańcucie. Mieszkańcy zatrzymywali się w tej karczmie i pani Hoff podawała im podobno przepyszne piwo. Oni się tym piwem raczyli. I to był taki punkt spotkań ludzi, którzy jeździli handlować do Łańcuta.

Ten przekaz ustny jest o tyle ważny, że uwiarygadnia, że rzeczywiście taka historia miała miejsce i społeczność żydowska i liczba Żydów mieszkających w Markowej nie malała, ale zwiększała się. Więc to sąsiedztwo wytworzyło się między Polakami i Żydami, albo może inaczej – między polskimi Żydami i polskimi katolikami. Bo patrząc na Markową, to jest uczciwsze określenie, żebyśmy nie mówili o Żydach jako o ludziach zupełnie innej narodowości, bo w Markowej Żydzi byli Polakami. Oczywiście jidisz był. Był językiem, którego się uczyli. Jeździli do Łańcuta, do synagogi. To wszystko jest prawdą. To wynikało z ich religijności. Natomiast to byli polscy Żydzi i to też bardzo ważna sprawa.

Kiedy w 1939 r. wybuchła wojna, Niemcy pojawili się w Markowej już 9 września. Między innymi dlatego – tak twierdzą historycy – że średnia Żydów przypadających na te tereny była stosunkowo wysoka. Więc jeżeli był już koncept rozwiązania kwestii żydowskiej, to rzeczywiście tutaj interwencja musiała być natychmiastowa. Oni od razu tych Żydów liczyli. Były prowadzone badania. Żydzi musieli się zgłaszać, wymuszano na nich te zgłoszenia. Ważna jednak jest relacja między tymi ludźmi. W momencie wybuchu wojny, kiedy pojawili się Niemcy, od razu powołano do życia posterunek żandarmerii w Łańcucie, którym dowodził, ten, który później był zleceniodawcą wyroku na Ulmów. W Markowej stworzono posterunek miejscowej policji dla policji granatowej, któremu przewodzili folksdojcze (Volksdeutsche) z Wielkopolski. Ludzie zaczęli się z jednej strony bardzo bać, bo nie rozumieli tego, co się dzieje, a represje od początku były ogromne, szczególnie wymierzone w Żydów.

Reklama
Tablica pamięci
Tablica pamięci | Fot. Materiały Wydawnictwa Esprit

W tym wszystkim ludzie zaczęli się w przedziwny sposób solidaryzować. Kiedy w 1939 r., bodajże już w grudniu, Niemcy wydali rozkaz, że wszyscy obywatele żydowskiego pochodzenia mają nosić gwiazdę Dawida, w Markowej nie wywołało to takiej reakcji, że ludzie się teraz bali Żydów i separowali się od nich, żeby nie udzielić im pomocy. Wręcz przeciwnie, kiedy dochodziło do pierwszych rozstrzelań – takie są zeznania, że wystarczyło, że niemiecki samochód przejeżdżał przez Markową i Niemiec, jeśli miał ochotę odsunąć szybę, bo zobaczył Żyda stojącego przy ulicy i go zastrzelić, to to robił – uruchamiało to oczywiście ogromne pokłady strachu, bo to były sytuacje niewytłumaczalne i niewyobrażalne, ale w mieszkańcach obudziło się coś takiego, żeby ratować Żydów, bo oni nie są winni temu, że postanowiono ich zgładzić.

W 1941 r, kiedy przykręcanie tej niemieckiej śruby wobec żydowskich losów było jeszcze większe, ukazał się dokument, który mówił, że nie tylko za ratowanie Żydów groziła kara śmierci, ale również za wiedzę o tym, że ktoś ich ukrywa. Mimo to ludzie byli w nadzwyczajny sposób solidarni od samego początku do końca. Tak przynajmniej dowodzą ustne, i zbadane przez historyków dokumenty i świadectwa.

Zobacz książkę „Ulmowie. Sprawiedliwi i błogosławieni” autorstwa Agnieszki Bugały, Wydawnictwo Esprit.

Posłuchaj całej rozmowy:

mat. prasowe, zś/Stacja7

Agnieszka Bugała
Ulmowie. Sprawiedliwi i błogosławieni

Dlaczego Kościół chce ogłosić błogosławionymi właśnie ich – biedną, wielodzietną rodzinę z Markowej na Podkarpaciu – która w czasie wojny ukrywała Żydów? Przecież taki los spotkał wielu Polaków w czasie II wojny światowej.

Ich egzekucja stała się symbolem martyrologii Polaków mordowanych za niesienie pomocy Żydom. Jednak nie to jest kluczem do zrozumienia ich historii. Agnieszka Bugała z dziennikarską precyzją przestudiowała tysiące dokumentów, przeprowadziła wiele poruszających rozmów z osobami z otoczenia Ulmów, aby ukazać portret rodziny, która swoje proste życie poświęciła wypełnianiu Bożej woli.
KUP KSIĄŻKĘ>>>

Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę