Po co jest praca? Z okazji 1 maja
Jestem na tyle młoda, że pamiętam pierwszomajowe pochody. Tłumy ze sztandarami, transparentami i portretami przywódców krajowych i zagranicznych, dzieci, młodzież, dorośli i seniorzy, wykrzykiwane hasła, wyśpiewywane pieśni, ten cały starannie zorganizowany entuzjazm.
Nieprzypadkowo Święto Pracy było obchodzone tak uroczyście – przez cały rok, od pierwszych chwil utworzenia PRL-u wmawiano masom pracującym na wsi i w fabrykach, że wydajna praca, wykonanie kilkuset procent normy, asceza, polegająca na pobieraniu marnego wynagrodzenia – wszystko to kiedyś doprowadzi do szczytnego celu – wybudowania wymarzonego ustroju, raju na ziemi, komunizmu. To nie przypadek, że ten dzień był wyjątkowy, kończył się festynami, w trakcie których można było kupić deficytowe słodycze i kiełbasę zwyczajną – przecież sam założyciel ideologii marksistowskiej ubóstwił pracę, najpierw chciał ją wyzwolić z łap kapitalistów, robotników uczynić właścicielami środków produkcji (to miało się stać w efekcie rewolucji, także przy zastosowaniu przemocy). Ale praca – kolektywna i wolna – miała być środkiem, wraz z dyktaturą proletariatu, do wejścia do doczesnego raju. Tak więc, odrobinę trawestując znany szlagier – w każdy kolejny dzień, który wstawał nad Wisłą i w całym kraju, szło się do szkół, biur i fabryk, a raz do roku, gdy dzień był wolny – obowiązkowo na pochód pierwszomajowy, by święcić 1 maja. Praca była filarem nowego świata.
Czytaj także >>> Ołtarze na Boże Ciało. Dlaczego są cztery?
Trzeba przyznać, że ojcowie – ideolodzy nowego systemu nie byli dalecy od tradycji chrześcijańskiej Europy. „Módl się i pracuj” – to zawołanie najstarszego zakonu chrześcijańskiego Zachodu, które ukształtowało nasz kontynent. Gdyż zgodnie z Regułą św. Benedykta z Nursji mnisi, docierający do krańców ówczesnego świata po siedmiokroć codziennie chwalili Pana, zakładali opactwa, uprawiali rolę, kształcili młodzież, przepisywali księgi. Nawet powstało powiedzenie o benedyktyńskiej pracy – żmudnej, upartej, wieloletniej – i całkowicie anonimowej. Modlitwa i praca była więc utartym szlakiem do nieba, do nieba, bo nikt w dawnych wiekach nawet w najśmielszym szaleństwie nie wpadł na pomysł budowania raju na ziemi.
Praca jako twórczość, realizacja talentów, służba i kreatywność, uświęcenie, praca wraz z modlitwą, towarzyszyła nam, Europejczykom, od wieków, odkrywała ją św. Teresa z Lisieux w swojej małej drodze, ale żyły nimi całe pokolenia bezimiennych kobiet. „Piękne zajęcie: smażenie konfitur, szycie, cerowanie. Cerowanie dziur nicości, zalepianie mydłem przepaści, nazywanie rozdartych boleśnie przeciwieństw” – pisała Anna Kamieńska. Najwybitniejsza poetka religijna dostrzegała w pracy przywrócenie harmonii, sensu i ładu, dzięki niej wnikliwy obserwator dostrzegał jak codzienność styka się z wiecznością.
Zmieniły się czasy i oto z zawołania Patrona Europy usunięto wyrazy „módl się”, pozostało słowo „pracuj” i obietnica, że w nieokreślonej przyszłości ludzkość osiągnie całkowite szczęście. Ale marzenie Karola Marksa się nie spełniło, kosztowało za to miliony istnień, lud pracujący wolał jednak kapitalizm, bo nikt nie ma prawa zapędzać do swoich marzeń milionów ubezwłasnowolnionych jednostek.
Przeczytaj również
Jeszcze lepiej pamiętam tę zmianę, gdy pochody pierwszomajowe przestały obowiązywać, ale hasło „pracuj” pozostało, tyle że w nowej wersji – pracuj żeby się bogacić, realizować, spełniać marzenia, kupić sobie coś markowego, wyjechać na Kanary. Byli tacy, co z ulgą ogłosili koniec historii.
To jednak nie jest happy end i koniec historii. Gdyż niedawno przeżyłam ogromne zaskoczenie, że nowa lewica, młodzież w wieku lat około czterdziestu, ma specyficzny stosunek do pracy, całkowicie dotychczasowej lewicy nieznany.
Czytaj także >>> „Największym cierpieniem dusz jest tęsknota za Bogiem”. Co św. s. Faustyna zobaczyła w czyśćcu?
„Chcę świata, w którym praca to po prostu chęć i dodatkowa aktywność, a nie konieczność” – napisała młoda aktywistka w mediach społecznościowych. Jedno zdanie, a pokazuje, jak daleko ona i jej koledzy odeszli od źródeł, apologii pracy, filaru podtrzymującego gmach. Młodzi nadal marzą o lepszym świecie, ale praca nie prowadzi do jego realizacji. Cel osiągnie się wprowadzając rozmaite projekty, przemeblowanie świadomości, uliczne strajki. Praca? Nie może być koniecznością, a rozrywką aż do momentu, w którym nie zmęczy i się nie znudzi. To paradoks, że autorka tego zdania wysuwa równoległy postulat – ogłasza, że chce mieć nowy komputer i rozpoczyna zbiórkę. Potrzebuje około pięć tysięcy złotych, bo taki sobie wymarzyła. I otrzymuje tę sumę od odbiorców, a nawet prawie jej dwukrotność. Starczy także na egzotyczne wakacje. I nie widzi sprzeczności w swoim zachowaniu, że wyciąga rękę po pieniądze, które ktoś ma… dzięki pracy. I nie jest w tym odosobniona – zbiórki na „aktywistów” są normą, to wręcz styl życia tej młodzieży. Wygląda na to, że nastąpił nowy podział – już nie na kapitalistów i robotników, a na aktywistów i lud wpłacający „choćby 5 złotych”.
A gdyby darczyńcy w pewnym momencie uznali, że potraktują pracę jako dodatek i gdy się zmęczą pójdą do domu? Gdyby ci, co produkują komputery – pracowali tylko wówczas, gdy mają chęć i chwilową fantazję, gdyby uznali, że nie muszą wstawać o świcie żeby jechać, żeby osiem i więcej godzin spędzić w hali produkcyjnej? Kto wyprodukuje aktywiście komputer?
Bez pracy nie ma kołaczy – głosi oczywista mądrość ludowa. Nie ma kołaczy, ale też komputerów. Nie ma niczego.
„Módl się i pracuj” – dewiza, która ukształtowała naszą cywilizację, jest już nieaktualna, upada drugi filar. Nie ma już ani modlitwy, ani pracy. To zostaje, czy jest jakaś droga do nieba lub lepszego świata?