Jak mówić młodym o Bogu, a jak tego… nie robić? Wyjaśnia Joanna Mazur
Jak rozmawiać i pomagać młodym w budowaniu ich tożsamości? Jak mówić im o Bogu i jak tego nie robić? Wyjaśnia Joanna Mazur, prezes Fundacji Odzyskani w rozmowie z o. Tomaszem Grabowskim OP w cyklu “Karetka w drodze”.
Tomasz Grabowski OP: Czy moje doświadczenie bycia nastolatkiem, które miało miejsce w latach 80. i początkiem lat 90., mogę przenieść na doświadczenie współczesnych młodych ludzi? Czy to jest raczej tak, że ich młodość jest inna ze względu na to, że świat się mocno zmienił, pojawił się Internet, smarforny i wiele innych? Ich „dramaty” są zupełnie inne niż te, które my przeżywaliśmy jako młodzi?
Joanna Mazur: Myślę, że można znaleźć wiele wspólnych mianowników. Jest nim na pewno bunt, czyli szukanie swojej tożsamości. Chęć akceptacji w środowisku, ale też u dorosłych spoza rodziny – to też jest niezwykle istotne. Czyli ogólnie – budowanie poczucia własnej wartości, szukanie potwierdzeń, że jestem ważny. (…) Natomiast oczywiście zmieniło się środowisko i mam wrażenie – to jest moje doświadczenie – że ten bunt, który ja przeżywałam, to poczucie braku poczucia swojej wartości, młodzi dziś przeżywają w jeszcze bardziej intensywny sposób. Dlatego, że media społecznościowe i w ogóle kultura jeszcze bardziej to wzmaga – lajki pod zdjęciami, konta na Instagramie, zdjęcia na których trzeba być uśmiechniętym i trzeba się dopasować – młodzi mają dziś dużo więcej zmagań. Jest większa publiczność, jest więcej “znajomych” – tych dalszych, niż u nas, większa jest liczba interakcji z różnymi środowiskami, dyskusji w mediach społecznościowych, one też wzmacniają te kryzysy tożsamościowe. (…) Widzę dużo podobieństw z tym, z czym ja się zmagałam, ale dziś ta skala jest większa.
Ważne jest też to, że mimo wszystko młodzi mają dziś większą świadomość problemów psychologicznych, więcej czytają i słuchają różnych filmów psycho-edukacyjnych na YouTube, interesują się tymi zagadnieniami co jest dobrą rzeczą, bo zgłaszają się wcześniej po pomoc, są świadomi swoich emocji, wiedzą jak to nazwać. Ja przeżywałam w swoim życiu depresję dwa razy, ale zanim to nazwałam, byłam już w takim miejscu, że nie byłam w stanie wstawać z łóżka.
Czyli młodzi mają dodatkowy powód, by bardziej denerwować swoich rodziców, bo są częściej dużo lepiej wyedukowani, jeżeli chodzi o takie rozpoznanie psychologiczne niż sami dorośli…
To prawda.
Mówiłaś o głównych powodach, dla których wiek dojrzewania jest trudny – w szczególności akceptacja samego siebie, poszukiwanie własnej tożsamości. Co wzmacnia poczucie akceptacji w rodzinie, a co je osłabia?
Po pierwsze akceptacja tego, że ten młody człowiek jest na pewnym etapie życia i że to, co przeżywa jest normalne i pozwolenie mu na to – bycie, słuchanie, zadawanie pytań, interesowanie się. Na pewno rodzice chcą wyznaczyć jakieś ramy z obawy na to, co może stać się z dzieckiem, natomiast chodzi o to budowanie więzi, najbardziej podstawowe – nie pytamy “jak było w szkole?” tylko “jak się czujesz?” “jak to przeżywasz?” “jak ci się układa z koleżankami?”. To nie tylko wchodzenie na poziom: „piątka czy czwórka?”, „zdałeś czy nie zdałeś?”.
Mam wrażenie, że nastolatek reaguje na takie pytania o emocje swoim buntem „wszystko, tylko nie to”, „nie mam ochoty z tobą gadać”. Czy naprawdę młody człowiek nie chce rozmawiać z dorosłymi o tym, co przeżywa?
To jest oczywiście kwestia tego jak wyglądało wcześniejsze budowanie relacji. To jak zbudowaliśmy relację z dzieckiem, czy ono będzie chciało do nas przychodzić w trudnych momentach. To jest na pewno szerszy temat. Spotykam się z sytuacjami, że młodzi chcą mówić, ale czasami w nieodpowiednich momentach. Rolą rodziców jest wyczucie tego, że dziecko się chce otworzyć właśnie teraz i w delikatny sposób sugeruje, że chce porozmawiać. Tu jest potrzebna ogromna wrażliwość, żeby te momenty wychwytywać i korzystać z tego czasu.
Przeczytaj również
(…)
W Fundacji traktujemy młodych poważnie. Nie na zasadzie “a co ty wiesz?”, “jak dorośniesz, to zrozumiesz”. Oni naprawdę już teraz rozumieją wiele rzeczy. Wiadomo, że nie mają tej mądrości, która wynika z doświadczenia życiowego, ale sam fakt, że dajemy im przestrzeń, żeby się wypowiedzieli, jak to na nich działa! Kiedy ich pytamy, a nie wykładamy im jakiejś wiedzy. Kiedy zadajemy pytania co na ten temat myślą, jak to widzą. Widzimy kolosalne zmiany, szczególnie w tych młodych, którzy są wycofani, nieśmiali, którzy się włączają. Że to nie tak jak w szkole – że jest dobra i zła odpowiedź i zaraz zostanie “ścięty” złą oceną, ale ma też prawo się mylić. Ma prawo coś powiedzieć, z czym np. ja się nie zgodzę. Ale daję prawo, aby ten młody człowiek szedł tą drogą, wychodząc od konkretnego przekonania i rozeznając sam, nie mówiąc mu od razu: “słuchaj, nie masz racji”. Bo to jest tak, że z czegoś ta jego opinia wynika.
W Fundacji pracujemy tak, że jesteśmy tego ciekawi, często pytamy: „dlaczego tak myślisz?”, „z czego to wynika?”. I tu się rodzą bardzo ciekawe rozmowy i bardzo często jest tak, że nie dziwię się, że ten młody człowiek nie jest wierzący, ma takie a nie inne poglądy, bo jego doświadczenie życiowe tak mówi. Jego doświadczenie spowodowało, że jest w takim miejscu jakim jest i ma takie poglądy jakie ma. I teraz czy ja mam go “sformatować”, przestawić jak pionka i powiedzieć: „musisz pójść pięć kroków dalej”? Nie, mówię: „chodź ze mną pół kroku, krok dalej”. Myślę, że to jest to, co papież Franciszek proponował na Synodzie, czyli pójście z młodymi jak Jezus z uczniami do Emaus, który nie zatrzymywał ich i nie mówił: “Stop, stop. Tam jest Jerozolima, co wy tu robicie, wracamy! O czym wy tu gadacie, co za głupoty mówicie!” (śmiech). Jezus idzie z nimi cierpliwie, słucha, tłumaczy i kiedy są gotowi – wracają. I my staramy się być z młodymi w tym klimacie.
Jak taka postawa ma się do wychowania w rodzinie? Jak przekazać dzieciom zasady w klimacie wzajemnego słuchania, zadawania pytań? Co jeśli jako rodzice przegapiliśmy ten etap budowania relacji opartej na rozmowie, czy można to „nadrobić”? Posłuchaj całej rozmowy o. Tomasza Grabowskiego i Joanny Mazur: